13.

634 68 28
                                    

                                 POV - Shizuo

Minął drugi dzień moich wakacji w Grecji.
Na początku faktycznie łudziłem się, że czas spędzony tutaj wpłynie pozytywnie na moje nerwy i samokontrolę.
Niestety nic nie szło po mojej myśli.
Już pierwszego dnia zdążyłem wdać się w przepychankę z mendą, a drugiego zostać przez niego naszprycowanym jakimś syfem.

Brzmi okropnie, prawda?

W tamtej chwili kierowałem się w stronę miejsca zakwaterowania. Wracałem z "nocnego incydentu" z pchłą, kiedy nagle sobie przypomniałem, że przerwałem robienie zakupów.

Przez niego znowu nic mi się nie zgadzało.

Udałem się z powrotem do miasta w poszukiwaniu jakiegoś sklepu spożywczego.
Po paru minutach takowy znalazłem. Wybrałem potrzebne rzeczy, zapłaciłem za nie i zacząłem iść w stronę mojego hotelu.
Kiedy wracałem, ujrzałem jak z zaułku, w którym wcześniej miałem potyczkę z Izayą, wychodził właśnie on - w całej swej okazałości.
No dobra, może nie w całej okazałości, bo wyraźnie niezadowolony i przygarbiony.
Ta postawa z pewnością nie przypominała jego typowego stylu bycia. Sprawiał wrażenie trzęsącego się i wystraszonego dzieciaka.

Normalnie zacząłbym go gonić, ale tym razem sobie odpuściłem. Wyglądał zbyt bezbronnie i niewinnie, więc nawet dla mnie gnębienie go w takim stanie byłoby przesadą.
Wyminąłem go niezauważony, uciekając na drugą stronę ulicy.

Po paru minutach drogi dotarłem do swojego hotelu. Rzuciłem zakupione słodycze na łóżko, a sam wyszedłem na balkon w celu zapalenia papierosa. Nie mogłem tego zrobić w pokoju ze względu na znajdujące się w nim czujniki dymu.

Nie wiedzieć dlaczego, moje myśli nawiedzała tamta menda. Zastanawiało mnie, dlaczego nie zachowywał się jak zwykle. Izaya Orihara którego znałem, był zawsze pewny siebie i dumny, a irytujący uśmieszek nie opuszczał jego paskudnej gęby.
Na dodatek zawsze unikał normalnego chodu, zastępując go podskakiwaniem, skradaniem się i stąpaniem po każdym możliwym murku. Zdarzało mu się również wymijać łączenia kostek na chodniku i poruszać się tylko po pełnych płytkach.
Jak pojebany i niespełna rozumu kręcił się wokół własnej osi, wykonywał skomplikowane piruety i zazwyczaj rozmawiał przez telefon, robiąc przy tym głupie miny.
Natomiast w tamtym momencie wyglądał jak ktoś inny. Ktoś kogo nie znałem. Sprawiał wrażenie umierającego.
                                   
- Kurwa, a jeśli coś mu się stało? Przecież zostałbym mordercą. - pomyślałem od razu z przerażeniem.

Jednak po chwili zastanowienia przypomniałem sobie, że przecież tylko lekko go pobiłem.
W końcu zazwyczaj spuszczałem mu o wiele większy wpierdol, a ten śmieć zawsze wychodził z tego cało.

Skończywszy papierosa, już nieco spokojniejszy, wróciłem do pokoju. Wziąłem szybki prysznic, umyłem zęby, po czym ułożyłem się do snu.
Miałem szczerą nadzieję, że następny dzień będzie równie spokojny i pchlarz odpuści sobie zatruwanie mi życia.


Wstałem rano, trochę przed dziesiąta - idealnie, żeby załapać się na końcówkę serwowania śniadań.
Obudziły mnie ciepłe promienie słoneczne, które dostawały się do pokoju przez sporej wielkości okna.
Zapowiadał się kolejny, upalny i piękny dzień. Szybko się ogarnąłem i udałem na śniadanie. Odruchowo zacząłem szukać wzrokiem Izayi.
Na szczęście go nie zauważyłem.
Mogłem ze spokojem zabrać się za posiłek.

Po śniadaniu, gdy udałem się na plażę, również na niego nie natrafiłem. Tak samo nie zastałem go podczas obiadu ani kolacji, a co za tym szło - czas zleciał mi wyśmienicie.
Calutki dzień spędziłem opalając się nad morzem i taplając w basenach.
Udało mi się nawet nieco zwiedzić okolicę.

Mimo iż obecna sytuacja bardzo mi odpowiadała, to przyprawiała mnie także o zbędne obawy. Ciągle myślałem o Izayi. Bałem się, że zaraz go gdzieś spotkam, a ten zrujnuje mi cały dzień.
W mojej głowie pojawiało się multum pytań:

Czy to wszystko miało jakiś związek z wczorajszym zajściem?
Czy jego późniejszy stan spowodowałem ja?
Dlatego się nie pojawiał?
Czy nic mu nie jest?

Oczywiście ciągle miałem na myśli swoje własne bezpieczeństwo. Chodziło tylko o to, czy poniosę jakieś konsekwencje za moją wcześniejszą agresję i czy tamten szczur czegoś przypadkiem nie knuł.
Chociaż... no dobra, chyba przesadzałem - przecież go nie zabiłem. Cóż złego mogłoby się stać?

Pewnie siedzi gdzieś zaszyty i obmyśla plan jak mi uprzykrzyć życie  - byłem prawie pewien.

Mimo iż starałem się w to uwierzyć, to nadal towarzyszyły mi dziwne wyrzuty sumienia. Było mi ciężko na sercu.
Odbierałem wrażenie, jakbym zapomniał o czym bardzo ważnym, i jakbym miał jakąś lukę w umyśle.
Tylko skąd miałaby ona się wziąć? Nigdy nie miałem problemów z pamięcią.

Nienawidziłem go, ale jednak nadal się martwiłem, bo przecież nie byłem bestią na jaką mnie kreował. Ja w przeciwieństwie do niego posiadałem uczucia i nie krzywdziłem ludzi.
Izaya natomiast był cwany, przebiegły, dwulicowy i kłamliwy.
Z pewnością trudno o drugiego równie podłego człowieka - przepraszam - równie podłą mendę.

Przerywając swoje przemyślenia, chwyciłem paczkę fajek i wyszedłem na balkon.
Po dziesięciu minutach wróciłem i położyłem się na łóżku. Odpaliłem telefon i zatraciłem w konwersacjach na czacie Dolarów...

Shizaya ~ Zniszczone wakacje [TRWAJĄ KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz