10.

731 65 51
                                    

POV - Shizuo

Nie mogłem uwierzyć w to, że nawet przy posiłku musiałem znosić obecność tej pchły...
A nie, przepraszam - uwierzyłem w to od razu.
W końcu w grę wchodził Izaya, więc "niemożliwe" stawało się możliwe...
Przysiadł się do mnie, zagadywał i razem jedliśmy śniadanie. Na dodatek nadal nie wyładowałem na nim swojej furii i go nie zabiłem. Nawet się za to trochę podziwiałem. Normalnie już dawno ukatrupiłbym go na miejscu, ale ogromna luka w pamięci i straszliwy ból głowy, za bardzo mi doskwierały. Zwyczajnie w świecie nie miałem na to energii. Starałem się wyluzować i odciąć.

Niestety było to niemożliwe.

Jego obecność za bardzo mnie irytowała.

Z daleka wyglądaliśmy jak dobrzy kumple, albo lepiej - przyjaciele.
Dlatego, kiedy menda uznała, że jedna kanapka to dla niego za mało, wstał w celu nałożenia sobie dokładki.
To była moja szansa.
W chwili kiedy nikt z obsługi na nas nie patrzył, a hotelowicze zajęci byli sobą i swoimi rodzinami, wymierzyłem w niego krzesłem. Jako, że odszedł ode mnie już jakieś dwa metry, to odleciał jeszcze dalej, upuszczając talerz i tłucząc go.
Ja w tym samym czasie korzystając z sytuacji, cichutko przeciągnąłem krzesło z innego stolika do swojego.
Dzięki temu nikt nie podejrzewał mnie.

Zrobiło się wokół niego niezłe zamieszanie. Nikt tak naprawdę nie wiedział, jak do tego doszło. Pchła również nie fatygowała się zrzucaniem winy na mnie. I tak nikt by mu nie uwierzył. To nie brzmiałoby wiarygodnie.
W dodatku nic mu się nie stało. Niestety. Maksymalnie narobiłem mu kilka siniaków.

Podniósł się z lekkim bólem, trzymając rękę na plecach, pokazał ludziom, że nic mu nie jest, po czym skocznym krokiem udał się po nowy talerz i coś do jedzenia.

Nawet jeśli znowu wrócił do naszego stolika, to mnie już  przy nim nie zastał. Na szczęście zdążyłem skończyć swoją porcję i wymknąłem się niezauważony tylnym wyjściem.

Reszta dnia zleciała mi bardzo przyjemnie.
Po śniadaniu udałem się na hotelowy basen. Tam spędziłem cały poranek.
Później - podczas obiadu, nigdzie nie zastałem wszy. Podobnie było popołudniu. Spokój i cisza. Nad morzem również nie było po nim widać ani śladu. Tak oto cały dzień spędziłem plażując.

Wieczorem wróciłem znad morza do swojego miejsca zakwaterowania. Nie byłem śpiący, a w dodatku ciągle słyszałem muzykę z zewnątrz. Uznałem, że nic się nie stanie, jeśli wyjdę na miasto i pospaceruję. Nie zamierzałem kupować pamiątek ani pić, bądź imprezować.

No dobra... magnez na lodówkę by mi się przydał.

Miasteczko nocą wyglądało naprawdę zdumiewająco. Wszędzie było pełno świateł, radosnych ludzi i pięknych hoteli. Rozstawiono tu również mnóstwo straganów. Wszędzie roiło się od grajków ulicznych oraz malarzy. Podczas mojego spaceru, kiedy zapragnąłem zapalić, zauważyłem, że został mi ostatni papieros. Postawiłem, więc sobie za dzisiejszy cel zakup papierosów i magnesu na lodówkę.

Z tym drugim nie było problemu. Gdzie nie poszedłem, widziałem mnóstwo sprzedawców, którzy aż prosili o to, by kupić od nich chociażby najdrobniejszą pamiątkę. Niestety z papierosami nie było już tak łatwo. Większość spożywczaków dawno już zostało zamkniętych.
Na szczęście i tak nie miałem nic innego do roboty i dłuższa podróż nie sprawiła mi problemu. Przecież wypadało co nieco pozwiedzać.
Przechadzałem się tłocznymi uliczkami, które oświetlały lampy. Miasto wyglądało naprawdę zdumiewająco. Chyba pierwszy raz cieszyłem się z tego wyjazdu, mimo iż widziałem, że był tu Izaya.
W dodatku niepokoiła mnie ta dziwna luka w pamięci. Miałem wrażenie jakby wydarzyło się coś ważnego, ale za cholerę nie wiedziałem co.
Kojarzyłem tylko moment, w którym chyba zemdlałem w swoim łóżku...

A może byłem tak śpiący, że po prostu szybko usnąłem?

Może miałem jakiś dziwny sen i zwyczajnie się przebudziłem?

Po paru minutach chodzenia, wreszcie udało mi się znaleźć sklep całodobowy. Przy okazji postanowiłem kupić sobie coś do jedzenia. Budynek nie należał do największych. Na środku stały może z cztery, średniej wielkości, podłużne półki. Do koszyka zapakowałem jakieś ciastka, standardowo mleko i parę słodkości.
Nic nie poradzę na to, że lubię słodkie jedzenie, a gorzkiego wręcz nie cierpię.
Nagle poczułem lekkie dźgnięcie w plecy.

- Ne, Shizu-chan, co tutaj robisz?- powiedział Izaya tym swoim wkurwiającym głośnikiem . Oczywiście od razu go rozpoznałem.

Odwróciłem się powoli w jego stronę, jednocześnie starając się nie rozerwać go na strzępy.

- Robię zakupy... A co innego można robić w sklepie, mendo?

- Ah, doprawdy? To potwory też robią zakupy?~

- IZAAAAYAAAA!!

- Oj, Shizu-chan, chyba nie chcesz rozwalić całego sklepu. Doskonale wiesz, że nigdy nie wypłaciłbyś się z wyrządzenia tak wielkich szkód. Poza tym znowu się spotkaliśmy, chociaż ja tego nie planowałem. Powiedz mi jedną rzecz, Shizu-chan... Dlaczego zawsze muszę na ciebie wpadać? Nawet jeśli tak bardzo tego nie chcę? - powiedział Izaya praktycznie na jednym wdechu, szczerząc się na swój paskudny sposób.

Chciałem go uciszyć. Sam jego głos był obrzydliwy. Nienawidziłem go. W sumie jak jego całego. Nigdy nie miałem do czynienia z drugą, równie okropną osobą. Jego czyny, zachowanie, chory tok myślenia, chęć sprawiania innym bólu...
To nie było normalne.
Samego tonu głosu nie dawało się znieść na dłuższą metę.
Nadal próbowałem opanować furię. W końcu chciałem zrobić tylko zakupy. Naprawdę zależało mi na tych papierosach.
Musiałem je kupić. Innego wyjścia nie było.
Moim jedynym pragnieniem było spędzenie miło urlopu. Musiałem się wstrzymać przed wypruciem mu flaków.

Shizaya ~ Zniszczone wakacje [TRWAJĄ KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz