2.

3.7K 437 822
                                    

Alexander nie odzywał się.

W tym momencie, zakładając ręce na piersi, jedynie go obserwował.

Oprócz tego, że zastanawiał się, co ma zamiar zrobić z informacją, że John Laurens to naprawdę John Laurens, rozmyślał nad tym, w co ten szczeniak gra.

Po pierwsze, nie wydawał się zbyt przerażony tym, że FBI zgarnęło go z ulicy i wręcz uprowadziło do swojej bazy.

Po drugie, umiał pyskować.

Po trzecie, najpierw wypierał się tego, czyim jest synem, a potem nagle to przyznał.

Czy to nie było lekko niepokojące?

Owszem, było.

- A może ty nie jesteś Johnem Laurensem? - zapytał więc podejrzliwie.

John Laurens spojrzał na niego z politowaniem.

Źle.

- Nie patrz tak na mnie - warknął na niego Alex.

- Jak?

- Tak, jak teraz to robisz.

- Przecież nawet nie wiem jak na ciebie patrzę. Ale jeżeli się przesuniesz, to będę mógł przejrzeć się w tym lustrze, przez które podglądacie ludzi.

- Zamknij się i przy okazji oczy, przestań mnie rozpraszać. - Alexander zmierzył go groźnym spojrzeniem. - No, raz, dwa.

- Chyba sobie kpisz.

- Czy wyglądam, jakbym kpił? - Zmrużył oczy.

Chłopak zmierzył go wzrokiem.

- Nie - przyznał.

- Mówię całkowicie poważnie, więc stosuj się. Im więcej będziesz ze mną współpracował, tym szybciej stąd wyjdziesz.

- Świetnie. - Syn-pana-hipokryty westchnął i posłusznie zamknął oczy.

No, czyli teraz może spokojnie mu się przyjrzeć.

Ciemne rzęsy, prosty nos i mnóstwo piegów, jakby jakiś bachor dla zabawy opryskał jego twarz farbą.

Gdyby Alex nie był w pracy, w normalnych okolicznościach pewnie nazwałby go przystojnym. Ale nie mógłby też zignorować tej nutki w jego urodzie, którą zwykle nazywał "nutką słodkości".

O którą był trochę zazdrosny.

Wcale nie dlatego, że jej nie miał.

Wcale.

Może po prostu życie jeszcze nie skopało temu gówniarzowi dupy, jak Alexandrowi?

Właściwie, jakby mogło? Syn bogacza i takie tam. Takie osoby nie miały problemów. Chyba, że szło o nadmiar pieniędzy.

- Więc? - odezwał się nagle John Laurens, otwierając oczy i spoglądając prosto w jego własne.

Alexander poczuł się trochę tak, jakby przyłapał go na gorącym uczynku, jakim w tym przypadku było gapienie się na niego, chociaż oczywiście to nie był gorący uczynek.

Ale, kurde, tak się czuł.

- Co "więc"? - zapytał z irytacją.

- Co więc postanowiłeś?

- Nie minęły nawet dwie minuty - zauważył słusznie Alexander.

- Myślałem, że działasz szybko.

- Nawet geniusze muszą myśleć dłużej, jeżeli chodzi o sprawy wyjątkowych przymułów - odparł Alex.

- To rzeczywiście jesteś kiepski - stwierdził John Laurens. - Zwłaszcza, że wiem, że właśnie myślisz o mnie, a ja przymułem nie jestem.

Ogień, który koi i pali [Hamilton]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz