Alexander nie odzywał się.
W tym momencie, zakładając ręce na piersi, jedynie go obserwował.
Oprócz tego, że zastanawiał się, co ma zamiar zrobić z informacją, że John Laurens to naprawdę John Laurens, rozmyślał nad tym, w co ten szczeniak gra.
Po pierwsze, nie wydawał się zbyt przerażony tym, że FBI zgarnęło go z ulicy i wręcz uprowadziło do swojej bazy.
Po drugie, umiał pyskować.
Po trzecie, najpierw wypierał się tego, czyim jest synem, a potem nagle to przyznał.
Czy to nie było lekko niepokojące?
Owszem, było.
- A może ty nie jesteś Johnem Laurensem? - zapytał więc podejrzliwie.
John Laurens spojrzał na niego z politowaniem.
Źle.
- Nie patrz tak na mnie - warknął na niego Alex.
- Jak?
- Tak, jak teraz to robisz.
- Przecież nawet nie wiem jak na ciebie patrzę. Ale jeżeli się przesuniesz, to będę mógł przejrzeć się w tym lustrze, przez które podglądacie ludzi.
- Zamknij się i przy okazji oczy, przestań mnie rozpraszać. - Alexander zmierzył go groźnym spojrzeniem. - No, raz, dwa.
- Chyba sobie kpisz.
- Czy wyglądam, jakbym kpił? - Zmrużył oczy.
Chłopak zmierzył go wzrokiem.
- Nie - przyznał.
- Mówię całkowicie poważnie, więc stosuj się. Im więcej będziesz ze mną współpracował, tym szybciej stąd wyjdziesz.
- Świetnie. - Syn-pana-hipokryty westchnął i posłusznie zamknął oczy.
No, czyli teraz może spokojnie mu się przyjrzeć.
Ciemne rzęsy, prosty nos i mnóstwo piegów, jakby jakiś bachor dla zabawy opryskał jego twarz farbą.
Gdyby Alex nie był w pracy, w normalnych okolicznościach pewnie nazwałby go przystojnym. Ale nie mógłby też zignorować tej nutki w jego urodzie, którą zwykle nazywał "nutką słodkości".
O którą był trochę zazdrosny.
Wcale nie dlatego, że jej nie miał.
Wcale.
Może po prostu życie jeszcze nie skopało temu gówniarzowi dupy, jak Alexandrowi?
Właściwie, jakby mogło? Syn bogacza i takie tam. Takie osoby nie miały problemów. Chyba, że szło o nadmiar pieniędzy.
- Więc? - odezwał się nagle John Laurens, otwierając oczy i spoglądając prosto w jego własne.
Alexander poczuł się trochę tak, jakby przyłapał go na gorącym uczynku, jakim w tym przypadku było gapienie się na niego, chociaż oczywiście to nie był gorący uczynek.
Ale, kurde, tak się czuł.
- Co "więc"? - zapytał z irytacją.
- Co więc postanowiłeś?
- Nie minęły nawet dwie minuty - zauważył słusznie Alexander.
- Myślałem, że działasz szybko.
- Nawet geniusze muszą myśleć dłużej, jeżeli chodzi o sprawy wyjątkowych przymułów - odparł Alex.
- To rzeczywiście jesteś kiepski - stwierdził John Laurens. - Zwłaszcza, że wiem, że właśnie myślisz o mnie, a ja przymułem nie jestem.
CZYTASZ
Ogień, który koi i pali [Hamilton]
FanfictionDobra, ambitna praca agenta FBI i samotne życie w niewielkim mieszkaniu to wszystko, czego potrzebuje Alexander Hamilton. Dąży do osiągnięcia swoich celów w pracy, a każdego dnia, który w niej spędza, czekają na niego nowe wyzwania. Wreszcie może...