Epilog

1.4K 236 267
                                    

Życie ze świadomością, że ktoś najpierw istniał, a potem przestał, okazało się zbyt trudne, żeby Alex mógł od razu wrócić do normalności.

Ale starał się, naprawdę się starał. I bardzo dobrze wychodziło mu udawanie.

Może aż za dobrze.

W tym momencie wierzył w to, że kiedy długo wmawia sobie inną rzeczywistość, kłamstwa w końcu stają się prawdą.

Choć wiedział, że nie są w stanie wskrzesić zmarłych.

Czuje się dobrze. Nic mu nie jest. Ale nie potrafił zapomnieć.

Trzeba pamiętać o przeszłości. Nie można nią żyć, ale nie można zapomnieć. Gdyby nie przeszłość, kim byśmy byli? To ona nas kształtuje. Uczy. Przestrzega.

W kółko wyjaśniał swoim przyjaciołom, jak się czuje. Bo pytali, pytali ciągle.

Ale w końcu przestali. Zapadł względny spokój. Tylko Angelica, bledsza z dnia na dzień, rzucała mu te spojrzenia. I tylko Jefferson wyglądał inaczej niż zwykle. I tylko Washington zachowywał się nie tak, jak powinien. 

I tylko Fotel każdego pozostawał pusty. 

A jego serce tęskniło.

Ale, koniec końców, po wielu miesiącach błądzenia, wyjść z tego wszystkiego pomogła mu Eliza.

To prawda, walczył samotnie, gdy chodziło o akceptację. Walczył samotnie, tego dnia, w pokoju Johna.

Ale to ona pomogła mu ująć w słowa jego własne uczucia.

Alexander Hamilton nie był osobą, której charakter i zachowanie nie pozostawałyby wiele do życzenia.

Wydawać się mogło, że surowy, ostry, zamknięty w sobie, o ciętym języku i wysokim poziomie inteligencji mężczyzna nie jest w stanie się zmienić.

W końcu nikt nigdy nie podważał jego zdania. 

W końcu nikt nigdy nie walczył z nim aż tak.

W końcu nikt nigdy nie próbował własnym sercem zmienić jego rzeczywistości.

W końcu nikt nigdy nie starał się do niego dotrzeć.

Alexander Hamilton przez rok nauczył się tylu rzeczy, ilu jedna osoba czasami nie jest w stanie choćby zrozumieć przez całe swoje życie.

Gdy minęło kolejne pół roku, on i Eliza oficjalnie zostali parą.

Eliza była dobra i miła. Jak mu wyznała, od dawna darzyła go uczuciem.

A on, chociaż starał się, naprawdę się starał, nie potrafił kochać jej tak, jak kiedyś raz pokochał Johna.

                                                                                               ~~*~~

Szła ulicą, trzymając nad głową czerwony parasol, chroniący ją przed deszczem. Ten zaś nie był ulewny, ale wyjątkowo zimny. Nie potrzebowała kolejnej dawki dreszcz – i tak drżała zbyt mocno.

Złożona na pół kartka, znajdująca się na samym dnie jej torebki, ciążyła tak mocno, jakby co najmniej została wykonana z ołowiu.

To, czego się bała, wreszcie ukazane zostało na piśmie, z podpisem lekarza i ostatecznym wyrokiem.

Jak wiele życia jej pozostało?

Rozejrzała się, by zobaczyć, czy nie nadjeżdżają żadne samochody, a potem przeszła przez ulicę. Uchyliła ociekającą deszczem, czarną, ponuro wyglądającą bramę, i weszła do środka. 

To przygnębiające. Niedługo sama się tu znajdę.

Nie potrafiła powstrzymać się przed powtarzaniem w głowie tego zdania.

Ale nie teraz. Jeszcze nie teraz.

Jej obcasy uderzały o ciemny chodnik, gdy niespiesznie pokonywała kolejne alejki. Potem zagłębiały się w mokrym piasku. Później jej parasol haczył o delikatne liście drzewa, nachylającego ku ziemi silne gałęzie.

W końcu zatrzymała się, a z jej ust uleciało ciche westchnięcie.

Rozpaliłeś ogień w człowieku, którego kuźnia była zimna odkąd pamiętam. Mnie się to nie udało, nieważne, jak próbowałam. Ale cieszę się, że tobie tak."

Rozpamiętywała swoje słowa, wypowiedziane do niego, nim postanowił ruszyć w świat.

Rozumiemy go, prawda?

Chociaż ludzie boją się ognia, on i tak przyciąga ich równie łatwo jak ćmy.

To coś mistycznego, groźnego, ale pięknego.

Krążą wokół niego, bo pragną ukojenia, ale po co po nie sięgać, skoro równie dobrze można się poparzyć?

Bo przecież  płomienie mogą wymknąć się spod kontroli. Przecież mogą splądrować umysł, a po latach uciec, zostawiając po sobie ziejącą dziurę pełną duszącego, szarego popiołu.

A teraz odszedłeś, zostawiając go z pożarem szalejącym w sercu. Ale nie tym, który koi, tylko tym, który parzy – pomyślała, kładąc na grób białą różę.















кσиιєc



Ten oto wspaniały zajebisty (a także smutny dość ale to nie odejmuje wspaniałości i zajebistości) art był locked away przez 2 lata, ale za uprzejmością autora nadal mogę go umieścić i show it off T^T  Dziękuję!!!!!

made by:

-Dahlshley-  (stary trochę nick) na wattpadzie, dlatego podpisuję też imieniem

Raven (warto wspomnieć, że according to the author his art style has changed through the years! :)

Raven (warto wspomnieć, że according to the author his art style has changed through the years! :)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Ogień, który koi i pali [Hamilton]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz