Alex siedział na ławce niedaleko szpitalnych sal, nie bardzo wiedząc, o czym myśleć.
Było tak cicho i biało, że miał wrażenie, że to on nie żyje. Tylko tykanie zegara informowało go o tym, że jego serce wciąż bije, a czas płynie dalej.
Usłyszał kliknięcie uchylających się drzwi, uniósł więc głowę i spojrzał w stronę, z której dochodził dźwięk.
Parę sekund później zza rogu wyłoniła się wysoka postać Lafayette'a, zmierzająca w jego stronę.
Francuz paroma krokami pokonał dzielącą ich odległość.
- Jak się czuje Angelica? - zapytał Alex po paru sekundach ciszy.
- Jest w szoku - odparł Lafayette, przenosząc ciężar nogi z lewej na prawą. - Ale wyjdzie z tego. A jak ty się czujesz?
Alex potarł twarz dłonią.
- Wolę nie myśleć o raporcie.
- Ze wszystkich rzeczy, które mogłeś powiedzieć, wybrałeś to. Serio. - Lafayette przewrócił oczami.
- Chcę zobaczyć się z Johnem - dodał Alex, dźwigając się na nogi.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.
- To zobaczyć Johna - burknął Alex. - Wszystko mi jedno, czy jest teraz przytomny, czy nie.
- Jest w sali numer...
- Wiem, gdzie jest - przerwał mu Alex. - Inaczej bym tu nie siedział.
Lafayette odchrząknął znacząco.
- Co? - Alex spojrzał na niego.
- Będę z Angelicą w kawiarence szpitalnej. Powinieneś do nas dołączyć, kiedy już upewnisz się, że John leży nieprzytomny i poleży tak jeszcze dobre parę godzin, więc raczej z nim nie porozmawiasz.
- Przyjdę, obiecuję - powiedział Alex.
Lafayette poklepał go po ramieniu.
- Mogło być gorzej - rzekł, gdy Alex chciał odejść.
- Powiedz to Elizie - powiedział kwaśno Alex.
Parę sekund później szedł wzdłuż korytarza, szukając pożądanego numeru sali i wspominając, jak kiedyś wszedł do złej sali przesłuchań i sterroryzował pacjenta Elizy, bo myślał, że to John.
Jego myśli przy okazji uchwyciły się pierwszego wrażenia, które wywarł na nim brunet.
To była rzecz, o której często rozmyślał.
Zbuntowany chłopak, który uparcie próbuje przeciwstawić się wszystkiemu, co napotka na swojej drodze. Przy tym bystry i inteligentny.
Biegle rozmontowuje długopisy.
Na ułamek sekundy zatrzymał się przed właściwymi drzwiami, a dopiero potem nacisnął klamkę i wszedł do środka.
Sala była duża i pełna bieli, ale spośród siedmiu łóżek zostało zajęte tylko jedno.
Alex skierował się na lewo i poszedł w kierunku tego stojącego niedaleko okna, na którym leżał John.
Tak, jak mówił Lafayette, brunet był nieprzytomny. A może po prostu pogrążony był we śnie, ale Alex podejrzewał, że lekarze wymusili to zbyt dużą dawką morfiny. Może to i dobrze. Chyba jednak nie był gotowy na rozmowę z nim.
Nie miał pojęcia, jaki jest jego dokładny stan - nie, że go to nie obchodziło, po prostu i tak się na tym nie znał. Wystarczyła mu wiedza, że stan jest stabilny, a życiu Johna nie zagraża żadne niebezpieczeństwo, bo "miał zadziwiające szczęście, że kula nie przebiła żadnych ważnych organów wewnętrznych".
CZYTASZ
Ogień, który koi i pali [Hamilton]
FanfictionDobra, ambitna praca agenta FBI i samotne życie w niewielkim mieszkaniu to wszystko, czego potrzebuje Alexander Hamilton. Dąży do osiągnięcia swoich celów w pracy, a każdego dnia, który w niej spędza, czekają na niego nowe wyzwania. Wreszcie może...