3.

4K 401 964
                                    

Obudził go dzwonek telefonu.

Niezbyt głośny, ale Alex był wyczulony na jego dźwięk.

A raczej wibracje, bo jedynie je zostawiał włączone na noc.

Chętnie wyciszyłby go jak najciszej się dało, żeby móc w spokoju wszystkich ignorować, ale, jak to się mówi, służba nie dróżba.

Musi być zawsze dostępny.

Nim odebrał, odchrząknął, żeby odegnać z głosu senność.

- Halo?

- Alexander.

- Tak mam na imię.

- Cześć. - Powitał go głos Angelici. - O której zaczynasz?

Słysząc to pytanie, zmarszczył brwi.

- O ósmej... - odparł powoli. - A co?

Dzięki temu, że zastępował Washingtona, do pracy chodził godzinę później.

Co prawda mógł chodzić później o trzy godziny, ale jego zdaniem ta jedna w zupełności wystarczała.

Praca była jedyną ciekawą rzeczą, która działa się w jego życiu.

Czyżby się spóźnił?

Spojrzał na zegarek. Była szósta.

Czyli nie.

To po cholerę ona dzwoni?

- O której ma przyjść do ciebie chłopak Laurensa? - zapytała kobieta.

- Coś koło dwunastej - odparł Alex. Przeturlał się na bok i wstał. Na myśl o nadchodzącym dniu odechciało mu się spać. - A co?

- Byłam ciekawa.

Ach. Oczywiście.

- Więc, po co dzwonisz? - zapytał, gdy po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. - Bo chyba nie tylko po to, żeby dowiedzieć się, o której przyjdzie do mnie Laurens?

- No... Wiesz, że to co robisz, nie jest do końca legalne?

- To nie do końca prawda. - Wzruszył ramionami, chociaż wiedział, że jego rozmówczyni tego nie widzi. - Przecież mu nie groziłem.

- Ale szantażowałeś.

- A skąd ty to możesz wiedzieć? Byłaś obok mnie, kiedy z nim rozmawiałem?

- Nie, ale gdybyś tego nie zrobił, na pewno nie zobaczyłbyś go dzisiaj u siebie w biurze.

Miała rację.

Przewrócił oczami, żeby ulżyć sobie w cierpieniu, chociaż i tak nie miał zamiaru jej przytakiwać.

- Washington nie byłby zachwycony tym, co robisz - dodała Angelica.

- Washington jest na wakacjach i wróci za trzy miesiące, więc chyba nie muszę się martwić tym, czym byłby zadowolony, a czym nie.

- Tak. Na razie wystarczy, że będziesz się martwić ludźmi, którzy pracują w FBI i mają oczy szeroko otwarte.

Westchnął ciężko.

- Nie będę się nikim martwić.

- To jak wytłumaczysz codzienną obecność syna Henry'ego Laurensa w swoim biurze?

- Praktyki - odparł krótko. - Uwierzą, jego twarzy nikt nie zna. W przeciwieństwie do swojego ojca nie pojawia się w telewizji.

Angelica po drugiej stronie słuchawki odchrząknęła znacząco, co musiało znaczyć, że się myli.

Ogień, który koi i pali [Hamilton]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz