15.

2.1K 322 537
                                    

Tym, czego w tej całej tragedii z Charlesem i Samuelem nie przewidział Alex, był John.

Odwiedzał go codziennie (jak na razie przez trzy dni) i wszystko wydawało się być w porządku, ale trzeciego dnia, gdy przyszedł do niego po pracy, chłopak zachowywał się tak, jakby ktoś pod nieobecność Alexa przeprogramował mu mózg na zupełnie inne działanie - inaczej mówiąc, kompletnie nie był sobą.

Cały czas był nieobecny, cichy, i niemal na wszystkie pytania odpowiadał "tak" lub "nie" (nawet, jeśli Alex pytał go o to, co chciałby wypić). Ale chyba najbardziej niepokojące było to, że bez przerwy wpatrywał się w Alexandra na wpół widzącym wzrokiem, pogrążony w głębokim zamyśleniu.

- Na pewno wszystko w porządku, John? - zapytał niepewnie Alex.

John odpowiedział po paru sekundach, otrząsając się z transu. Czy... w czym tam on był zatopiony.

- Eee... Tak, tak - odparł.

Alex westchnął ciężko.

- A jak tam twoje nadgarstki? - zapytał, bardzo chcąc usłyszeć od Johna nieco więcej niż do tej pory.

- Nadgarstki, nadgarstki. - John skrzywił się teatralnie. - A o brzuch to mnie już nie zapytasz?

- Bo odpowiesz to samo, co zwykle. - Alex przewrócił oczami. Przebieg wizyty u Johna od początku był trochę niepokojący, więc poczuł ulgę, słysząc wreszcie nieco bardziej rozbudowaną wypowiedź. - "Pewnie bym umierał z bólu, gdybym nie był na okrągło ćpany morfiną".

- Ach. Możliwe, że ostatnio mogłem co podobnego powiedzieć.

- Nie "możliwe", tak powiedziałeś.

- Tak, masz rację, a nawet niemożliwe, że tak powiedziałem.

Alex powstrzymał się od kolejnego przewrócenia oczami.

- Więc? - zapytał raz jeszcze.

- Goją się - odparł John, zerkając na nie. - Ale irytują mnie te szwy i bandaże. Mam ochotę to wszystko zdjąć.

- Jeszcze trochę - powiedział Alex, starając się wyrzucić z głowy obraz Johna, który zrywa sobie szwy.

- Zobaczymy - mruknął chłopak.

- Od kogo dostałeś kwiaty? - zapytał Alexander, żeby John znowu nie zaczął gapić się na niego w milczeniu.

- Od Lafayette'a.

- Och? - Alex uniósł brew.

- Mhm. Wczoraj mi przyniósł. Dwa dni temu mówiłem mu, jak bardzo brakuje mi kolorów. - John spojrzał z politowaniem na białą ścianę. - Czy raczej szpitalowi. Jest taki wyprany z barw i natury, że równie dobrze mógłbym leżeć zamknięty w trumnie. A jak mam wazon, to teraz przynajmniej trochę bardziej czuję, że żyję. No i w razie czego mam czym komu rzucić w łeb.

- Ładne - zauważył Alex, obrzucając kwiaty spojrzeniem.

John uśmiechnął się.

- Goździki.

- Goździki, mówisz. - Alex odchrząknął, nagle tracąc ochotę na mówienie. W jego środku coś się zagotowało.

Przez parę następnych chwil siedzieli w ciszy. Ku zdumieniu Alexa, to John postanowił się odezwać.

- Wszystko w porządku, Alex?

- Oczywiście, że wszystko w porządku - odburknął Alex, patrząc spode łba na chłopaka. - Co to za głupie pytanie?

Ogień, który koi i pali [Hamilton]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz