Tym, czego w tej całej tragedii z Charlesem i Samuelem nie przewidział Alex, był John.
Odwiedzał go codziennie (jak na razie przez trzy dni) i wszystko wydawało się być w porządku, ale trzeciego dnia, gdy przyszedł do niego po pracy, chłopak zachowywał się tak, jakby ktoś pod nieobecność Alexa przeprogramował mu mózg na zupełnie inne działanie - inaczej mówiąc, kompletnie nie był sobą.
Cały czas był nieobecny, cichy, i niemal na wszystkie pytania odpowiadał "tak" lub "nie" (nawet, jeśli Alex pytał go o to, co chciałby wypić). Ale chyba najbardziej niepokojące było to, że bez przerwy wpatrywał się w Alexandra na wpół widzącym wzrokiem, pogrążony w głębokim zamyśleniu.
- Na pewno wszystko w porządku, John? - zapytał niepewnie Alex.
John odpowiedział po paru sekundach, otrząsając się z transu. Czy... w czym tam on był zatopiony.
- Eee... Tak, tak - odparł.
Alex westchnął ciężko.
- A jak tam twoje nadgarstki? - zapytał, bardzo chcąc usłyszeć od Johna nieco więcej niż do tej pory.
- Nadgarstki, nadgarstki. - John skrzywił się teatralnie. - A o brzuch to mnie już nie zapytasz?
- Bo odpowiesz to samo, co zwykle. - Alex przewrócił oczami. Przebieg wizyty u Johna od początku był trochę niepokojący, więc poczuł ulgę, słysząc wreszcie nieco bardziej rozbudowaną wypowiedź. - "Pewnie bym umierał z bólu, gdybym nie był na okrągło ćpany morfiną".
- Ach. Możliwe, że ostatnio mogłem co podobnego powiedzieć.
- Nie "możliwe", tak powiedziałeś.
- Tak, masz rację, a nawet niemożliwe, że tak powiedziałem.
Alex powstrzymał się od kolejnego przewrócenia oczami.
- Więc? - zapytał raz jeszcze.
- Goją się - odparł John, zerkając na nie. - Ale irytują mnie te szwy i bandaże. Mam ochotę to wszystko zdjąć.
- Jeszcze trochę - powiedział Alex, starając się wyrzucić z głowy obraz Johna, który zrywa sobie szwy.
- Zobaczymy - mruknął chłopak.
- Od kogo dostałeś kwiaty? - zapytał Alexander, żeby John znowu nie zaczął gapić się na niego w milczeniu.
- Od Lafayette'a.
- Och? - Alex uniósł brew.
- Mhm. Wczoraj mi przyniósł. Dwa dni temu mówiłem mu, jak bardzo brakuje mi kolorów. - John spojrzał z politowaniem na białą ścianę. - Czy raczej szpitalowi. Jest taki wyprany z barw i natury, że równie dobrze mógłbym leżeć zamknięty w trumnie. A jak mam wazon, to teraz przynajmniej trochę bardziej czuję, że żyję. No i w razie czego mam czym komu rzucić w łeb.
- Ładne - zauważył Alex, obrzucając kwiaty spojrzeniem.
John uśmiechnął się.
- Goździki.
- Goździki, mówisz. - Alex odchrząknął, nagle tracąc ochotę na mówienie. W jego środku coś się zagotowało.
Przez parę następnych chwil siedzieli w ciszy. Ku zdumieniu Alexa, to John postanowił się odezwać.
- Wszystko w porządku, Alex?
- Oczywiście, że wszystko w porządku - odburknął Alex, patrząc spode łba na chłopaka. - Co to za głupie pytanie?
CZYTASZ
Ogień, który koi i pali [Hamilton]
FanfictionDobra, ambitna praca agenta FBI i samotne życie w niewielkim mieszkaniu to wszystko, czego potrzebuje Alexander Hamilton. Dąży do osiągnięcia swoich celów w pracy, a każdego dnia, który w niej spędza, czekają na niego nowe wyzwania. Wreszcie może...