6.

3K 357 904
                                    

John Laurens przez następne trzy tygodnie przychodził do niego każdego dnia. To znaczy, prawie każdego, bo dla bezpieczeństwa Alex i on wyłączyli z planu wizyt soboty i niedziele.

Przez te piętnaście dni Alex zdążył przyzwyczaić się do tego, jaki jest John, przyswoić sobie jego charakter, zachowania i zainteresowania.

Chyba największym postępem okazało się być to, że brunet przestał doprowadzać go do szału swoimi pytaniami, uwagami, czy nawet tym typowym dla niego, namolnym wtrącaniem się w nie swoje sprawy.

Jeśli chodziło o to ostatnie, jak na razie wynikło z tego dużo dobrego, ale Alex i tak nie mógł powstrzymać się od zastanawiania się nad tym, czy John zdaje sobie sprawę z tego, że życie ma tylko jedno i, że nie powinien narażać się na jego stratę, zwłaszcza pod wpływem jakiegoś głupiego impulsu.

Przez te piętnaście dni ich spotkania z przesłuchań przemieniły się w zwyczajne rozmowy. Za którymi, mówiąc szczerze, Alex naprawdę zaczął przepadać.

John był inteligentnym chłopakiem, znajdującym się zdecydowanie na jego poziomie, więc nie było problemu z obraniem właściwego tematu. Między innymi dlatego spędzanie z nim czasu nigdy nie było nudne. Lubili dyskusje. Które, niestety, nie zawsze kończyły się dobrze.

Ostatnim razem, kiedy wdali się w poważną rozmowę na temat waty cukrowej i donutów, Alex rzucił w Johna ciężkim zszywaczem, a John w ramach zemsty kopnął jedną z wyższych piramidek akt. Ta przewróciła się na kolejną i razem z nią runęła na ziemię.

Później, gdy John wyszedł, Alex ponad dwie godziny spędził nad segregowaniem akt na nowo. To było nużące zajęcie, które szybko budowało w nim frustrację. Pod koniec Alex miał ochotę znaleźć Laurensa, znokautować go, a potem zamordować.

Mimo, że często chciał zrobić mu krzywdę, soboty bez jego towarzystwa zaczęły wydawać mu się zbyt ciche, a praca nad sprawami, w których (prawdopodobnie ze strachu) nikt mu nie przeszkadzał, monotonna.

To oznaczało jedno.

Laurens...

Miał na niego bardzo zły wpływ, niech go szlag najjaśniejszy trafi.

Alex zaobserwował jeszcze jedną, dosyć ciekawą rzecz.

Każda osoba, która spotkała Johna, zdawała się go lubić.

Na przykład Lafayette. Kiedy wpadał do biura Alexa, a w nim akurat znajdował się John, nigdy nie przepuszczał okazji, żeby z nim porozmawiać. Lubił zwłaszcza wypytywać go o studia. A gdy zaczynał rozmawiać z nim o tym, co lubi robić, jasne stawało się to, że John jest stracony. Wtedy jedyne co mógł zrobić Alex, to siedzieć bezczynnie z boku i patrzeć, jak Lafayette popada w chore zafascynowanie swoim rozmówcą.

Hercules za to, w przeciwieństwie do swojego francuskiego przyjaciela, nie przekonał się do Johna tak od razu. Alex podejrzewał, że trochę bolało to, że Laurens nie skomentował jego zębów jako "absolutnie fantastycznych". Czy raczej w ogóle ich nie skomentował. John jednak szybko nadrobił to rozbrajającą ciekawością na temat materiałów wybuchowych, które Hercules miłował nad życie.

Alexandra lekko zdziwiło zachowanie Angelici, bo do Johna zawsze odnosiła się uprzejmie i ciepło. Nie, że normalnie w stosunku do innych zachowywała się chamsko, nie. Była miła, ale nie aż tak i w taki sposób.

Nie miał pojęcia, co wpływało tak na jej zachowanie. Na początku myślał, że to Eliza, ale wkrótce stwierdził, że to po prostu John.

No właśnie... Eliza.

Ogień, który koi i pali [Hamilton]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz