- Nie, John.
- Ale dlaczego?
- Padło ci na mózg - odparł Alex, rzucając chłopakowi zirytowane spojrzenie. - I przestań o tym myśleć. To nierealne.
- Ale dlaczego? - powtórzył John, tym bardziej nieco bardziej obrażonym głosem. - Przecież to świetny pomysł. Nie mów, że nie jest świetny.
Alex westchnął ciężko. Z początku nie odpowiedział, śledząc wzrokiem rowerzystę wyglądającego tak, jakby miał ochotę potrącić pieszych, którzy szli ścieżką rowerową, zamiast chodnikiem.
Popukał palcem w kubek z mrożoną kawą.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? - zapytał, patrząc na Johna kątem oka. - Mam pracę, nie mogę tak po prostu wziąć sobie urlopu.
- Ale to tylko siedem dni.
- Mam pracę.
- Co ci szkodzi wyskoczyć na chwilę?
- Na chwilę? - powtórzył z niedowierzaniem Alex. - Sam lot zajmie nam dzień! To pieprzona Ameryka Południowa, na dodatek południe tego południa.
- No al...
- Spanie w namiocie? Na dziko? Czy to w ogóle jest tam legalne?
- No, wiesz, moż...
- Góry? Serio, góry? Zamarzniemy tam. Marzy ci się śmierć, czy co? Czy ja o czymś nie wiem? Byłeś tam w ogóle kiedyś?
- Byłem - odparł John, wyraźnie poirytowany potokiem słów, który wylał się z ust Alexa. - Przecież inaczej bym tego wszystkiego nie proponował!
- To dlaczego mówisz, że nigdy nie byłeś nad oceanem?
- Bo nie byłem. To, że coś jest położone w pobliżu oceanu, nie znaczy, że przelewają się przez to wody Oceanu Spokojnego.
- To dlaczego nad niego nie pojechałeś, skoro to twoje marzenie i tak ci na tym zależy?
John zmarszczył gniewnie brwi.
- Nie mogłem. Obozowałem z tatą.
- I co, miałeś za mało odwagi, żeby wyskoczyć sobie wbrew jego woli?
- Nie byłem ograniczony przez siebie samego, na miłość boską. Miałem ukraść samochód?
- Nie mogłeś powiedzieć mu, że twoim marzeniem jest zobaczenie oceanu?
- A co by to dało? I tak by mnie tam nie zabrał.
- To wiele o nim świadczy - powiedział z przekąsem Alex.
John spojrzał na niego z nienawiścią.
- Można wiedzieć, dlaczego się tak mnie czepiasz? O wszystko? Mój ojciec nie życzy sobie, żebym jeździł na ocean, więc nie zrobię tego, dopóki nie skończę dwudziestu jeden lat i nie będę mógł robić sobie tego, co mi się żywnie podoba. Wiem, że nie będzie miał problemu z tym, żebym pojechał do Argentyny, bo ustaliliśmy, że mogę sam wypaść gdzieś na tydzień, pod warunkiem, że nie będzie to ocean. Sam mi nawet przypomniał, że kiedyś tu obozowaliśmy.
- Pozwala ci lecieć nad oceanem, ale nie pozwala zobaczyć ci go z brzegu? - Alex zignorował resztę jego wypowiedzi. - Ciekawe.
Brunet wyglądał tak, jakby miał zamiar wytrącić mu z ręki mrożoną kawę, a potem wylać mu na głowę własną, gorącą. Jakby co najmniej trafił go szlag.
O dziwo, wziął głęboki oddech i wstał. Alex obserwował, jak obraca się, żeby spojrzeć na niego z góry.
- Bariloche - powiedział chłopak całkiem spokojnym tonem. - Przemyśl jeszcze raz to, co powiedziałem ci wczoraj. I powiedz o tym Angelice, Elizie, Lafayette'owi i Herculesowi, fajnie by było pojechać z nimi. Do zobaczenia.
CZYTASZ
Ogień, który koi i pali [Hamilton]
FanfictionDobra, ambitna praca agenta FBI i samotne życie w niewielkim mieszkaniu to wszystko, czego potrzebuje Alexander Hamilton. Dąży do osiągnięcia swoich celów w pracy, a każdego dnia, który w niej spędza, czekają na niego nowe wyzwania. Wreszcie może...