12.

2.7K 350 842
                                    

Miał wrażenie, że to wszystko to tylko sen. Okropny koszmar, który jest zbyt realistyczny, by mógł się z niego wybudzić.

Miał wrażenie, jakby nie był we własnym ciele, kiedy obracał Johna plecami do siebie, wykręcając mu ręce do tyłu.

Robił to mało delikatnie, wręcz agresywnie, chociaż chłopak w ogóle się nie opierał.

To było gorsze niż gdyby wyrywał się, klnął i kopał.

Och, ile Alex dałby za to, żeby John porządnie trzasnął go w szczękę, żeby rzeczywiście zachowywał się jak szaleniec i wykrzykiwał, że jest niewinny.

Ale on nawet nie wykrztusił z siebie ani jednego słowa.

To było gorsze.

Alex siedział teraz obok niego w radiowozie, mimo niechęci policjantów.

W końcu John to szaleniec, który może go zaatakować.

Tak, zwłaszcza ze skutymi rękoma.

Dlatego Alex usiadł obok niego, przy drugim oknie.

Podczas jazdy na posterunek policji John nie spojrzał na niego ani razu. Tępo wbijał wzrok w oparcie fotela, które znajdowało się niedaleko jego głowy.

Jego twarz pogrążona była w głębokim szoku, jakby chłopak nie wiedział, co się dzieje, ale ziejąca z jego oczu rezygnacja zdawała się mówić co innego.

Alexowi John przypominał człowieka skazanego na śmierć. Tak się zachowywał.

Alex chciał go pocieszyć. Chciał się do niego odezwać.

Ale to wszystko... to było takie absurdalne, że ledwo myślał.

To absurd. Szaleństwo. To niemożliwe.

Gardło miał tak ściśnięte, że z trudem wydusił z siebie, że pojedzie w jednym radiowozie z Johnem. Po wypowiedzeniu tego zdania, już milczał.

Teraz wbijał wzrok w twarz Johna.

Chyba lekko drżał.

Ciężko było mu w to uwierzyć.

On? John?

Przecież on jest zbyt łagodny, zbyt wrażliwy, żeby...

Pamiętasz, jaki był przy Charlesie?

Alex zacisnął zęby, próbując pozbyć się tej myśli.

Odezwij się, John. Zaprzecz chociaż, do diaska.

Ale on milczał.

A Alex nie był w stanie się odezwać.

Więc odwrócił twarz od Johna i wbił wzrok w widok za oknem.

Chciał tylko cofnąć się w czasie o parę dni.

Albo o parę godzin. Wystarczyłoby parę godzin.

*
John siedział w sali przesłuchań.

Był w niej sam, bo za sprawą pomocnika komendanta dowodzącego sprawie, wprowadzili go do niej, a potem w niej zostawili.

Pomocnik komendanta działał z kolei na prośbę Alexa.

Który teraz po prostu stał i patrzył na Johna przez szybę, podczas gdy Lafayette niemal krzyczał na Angelicę, że cała ta sytuacja jest śmieszna.

- Czy on wam wygląda na mordercę?! Przecież on nikogo by nie skrzywdził!

Angelica zaciskała usta, jakby nie chciała powiedzieć czegoś niemiłego, ale jej oczy ciskały gromy.

Ogień, który koi i pali [Hamilton]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz