- O mój boże Lu! Nic ci nie jest?! - zerwałem się z łóżka i podniosłem wróżkę z dywanu.
- Luke?! - usłyszałem za sobą dwa zszokowane głosy.
- Żyje! - krzyknął unosząc dłoń do góry. Chłopak leżał na moich rękach, a ja zacząłem się bać, że coś złamał.
- Chwila... Wy...
Oni się znali?!
Podszedłem do biurka, i wyciągnąłem z szuflady maść na siniaki. Dopiero wtedy wróciłem na łóżko do przyjaciół i położyłem sobie wróżkę na udach. Odkęciłem zakrętkę, po czym podstawiłem tubkę Luke'owi żeby mógł się wysmarować.
- Czemu masz wróżkę w szafie Michael? Myślałem, że w ogóle nie wiesz o istnieniu tej strony świata! - Ashton patrzył na mnie poważnie, a mnie przeszły ciarki przez jego lodowaty wzrok.
- Nie wiedziałem jeszcze trzy tygodnie temu... - mruknąłem oglądając, jak blondyn podnosi się i wgrzebuje wyżej, na moją koszulkę gdzie wygodnie się kładzie patrząc to na nas, to na ekran telewizora.
- Miałem mały kryzys z obecnością ludzi w parku więc zapuściłem się na osiedle i jak posmakowałem jego krwi to nie mogłem się oderwać. A wtedy przyszła burza i wiatr zamknął okno. Ja tego nie zauważyłem i przywaliłem w szybę.
- Znalazłem go rano na parapecie nieprzytomnego.
- I utknąłem tu do momentu, w którym moje skrzydło się wyleczy.
To zdanie wbiło w moje serce małą igłę, ale zignorowałem to. Przecież od początku wiedziałem, że jak tylko Luke będzie mógł, to pożegna się ze mną i wróci do swojego życia.
Ale to i tak bolało. Przywiązałem się do niego.
- Chwila. Wy się znacie. To znaczy, że... Luke?
- Tak?
- Czy to znaczy, że...
- To są ci o których ci mówiłem? Tak.
Spojrzałem na przyjaciół z szokiem i wyrzutem.
- Czemu nie mówiliście?! Rozumiem, że nie powiedzieliście, że jesteście nadnaturalnymi stworzeniami i tak bym nie uwierzył. Ale fakt, że jesteście razem...? W dodatku ze świadomością, że bym was zaakceptował?
Poczułem łzy napływające do moich oczu.
- Zaraz wracam, idę do łazienki. - powiedziałem cicho, nie ufając mojemu głosu. Odłożyłem wampirzą wróżkę na łóżko i wypadłem z pokoju jak najszybciej się dało.
W łazience osunąłem się na podłogę, czując jak opuszczają mnie wszystkie siły.
Zacząłem łkać cicho, więc zatkałem usta dłonią. Nie chciałem, żeby ktokolwiek mnie usłyszał.
Byli moimi najlepszymi przyjaciółmi...
Usłyszałem pukanie do drzwi i delikatny głos Calum'a.
- Mikey... Otwórz proszę... Wiem, że nic nie naprawię zwykłymi słowami, ale proszę pozwól mi chociaż...
Odkluczyłem drzwi. Oczywiście, że to zrobiłem, przecież to moi jedyni przyjaciele. Jedyne osoby, które nie uważają mnie za dziwaka.
Brunet otworzył drzwi i usiadł przy mnie, od razu mnie przytulając. Byłem cały czerwony, a moje oczy delikatnie spuchły.
- Baliśmy się. Wiem, że to idiotyczne, szczególnie że ty przecież jesteś największym fanem miłości jakiego znam. Wspierałeś nawet Amber, kiedy chłopak z nią zerwał, mimo że całkowicie jej nienawidzisz.
- Nie rozumiem Cal... Przecież... Co zrobiłem źle? W jakim momencie straciłem wasze zaufanie na tyle, żebyście nie powiedzieli mi nawet o czymś tak ważnym?
- Mike... - westchnął, a ja tylko spuściłem głowę.
- Myślałem, że przestaliście mnie lubić. Wszystkie te razy, kiedy mówiliście, że jesteście zajęci, a potem widziałem was razem... Za każdym razem wracałem do domu zapłakany Cal. Nie chciałem iść do szkoły kolejnego dnia, żeby nie musieć patrzeć jak idealnie się ze sobą dogadujecie i udawać, że wcale nie czuję się odstawiony na bok.
Poczułem łzy ciemnowłosego na ramieniu i wtuliłem się w niego mocniej.
Czemu trzymałem wszystko w sobie tak długo? Mogłem przecież wcześniej powiedzieć im. Teraz czuję jakby moje emocje wybuchły we mnie rozszarpując na strzępy zarówno mnie jak i ich.
Siedzieliśmy tam jeszcze przez parę minut, zanim dwójka pozostałych zaczęła nas wołać.
A jaka byłaby wasza reakcja, gdyby wasi najlepsi przyjaciele nie mówili wam o czymś ważnym?
Co myślicie o reakcji Michael'a?
Cal i Ash jako para z tragiczną przeszłością?
Jaka jest wasza ulubiona rasa nadnaturalna(niekoniecznie występująca tutaj)
Miłego dnia i nocy wszystkim!
CZYTASZ
Różnice Międzygatunkowe / Muke
FanfictionPewnej burzowej nocy wampirza wróżka utknęła w pokoju swojej dzisiejszej ofiary...