10 rozdział

60 4 0
                                    

ELIZABETH

Wysoki chłopak pode mną wziął głęboki oddech znów będąc blisko mnie. Nadal wpatrywałam się w jego niebieskie oczy. Nieco zakłopotana odchrząknęłam zastanawiając się nad tym co się dzieję, ale lśniące oczy Luke odrywały mnie od tego.

- Powinniśmy chyba powoli zacząć matematykę, mam coś do zrobienia później – mruknęłam. Brązowowłosy skinął głową, wtedy zsunęłam się z niego.

Zawstydzona przeczesałam palcami moje włosy, podczas gdy on leżał z lekko czerwonymi policzkami na papierach, następnie zajmując z powrotem swoje miejsce. – Tak mi przykro. – Tymi słowami chciano nieco rozluźnić nastój. Machnęłam tylko ręką, prawdopodobnie to, co się działo było o wiele bardziej kłopotliwe.

Wreszcie, po tym jak zrobiliśmy miejsce na stole, wyciągnęliśmy szkolne książki. Przynajmniej teraz naprawdę nie rozumiałam przerabianego tematu, więc nie musiałam udawać głupiej, by dawał mi korepetycje.

Nieświadomie już po pięciu minutach gryzłam swój ołówek, bezskutecznie próbując rozwiązać jeden z podanych przykładów. Luke zauważył moją bezradność i westchnął cicho, zanim pochylił się nade mną od drugiej strony biurka.

- Czy masz jakiś pomysł? Co należy zrobić? – zapytał z uśmiechem. Pozbawiona pomysłów, wzruszyłam ramionami i odłożyłam ołówek na bok.

- Liz musisz się skoncentrować – powiedział z poważnym wyrazem twarzy. – W przeciwnym razie, będę musiał powiedzieć twoim rodzicom, że zbyt łatwo pozwalasz sobie na rozpraszanie się – ciągnął, mrugając w moją stronę i uśmiechając się ironicznie.

- Ani się waż – syknęłam otwierając szeroko oczy, w moim tonie było wyczuwalne rozpaczliwe błaganie.

Złapana przygryzłam wargę i spojrzałam w podłogę.

- Więc uważaj lepiej i przestań patrzeć się na mnie przez cały czas, to sprawia, że jestem nerwowy, Lizo Mario – powiedział, znów spoglądając na zadnie przed nami.

Naprawdę tak się na niego gapiłam? I było to tak oczywiste?

Zmieszana, zmarszczyłam brwi. Ponieważ nie reagowałam, przeniósł się na fotel w rogu i biorąc ołówek do ręki i zaczynając go gryźć.

- To jest dość proste, Lizo Mario. Nie rozumiem, czego nie wiesz.

Właściwie to naprawdę powinnam być skoncentrowana na arkuszu i jego wspaniałych rysunkach matematycznych, ale mój wzrok ponownie został utkwiony w jego twarzy. Kolczyk w wardze, sprawił w jakiś sposób byłam bardziej zdenerwowana, wyobrażając sobie jak to byłoby czuć go na moich wargach.

Jego brązowe włosy jak co dzień, wystylizowane do góry.

- Liz! Znów to robisz! – mruknął nie podnosząc na mnie wzorku.

Nieśmiało odwróciłam się od niego przesuwając oczami po arkuszu z zadaniem.

- Przepraszam.

Potem przegryzłam wargę próbują uniknąć jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego z Luke i skupić się na zadaniu, które musiałam przeczytać aż trzy razy, żeby cokolwiek zrozumieć.

-'-

Wiatr zaczął targać moimi włosami, kiedy spuściłam okno w samochodzie.

Tata i ja właśnie podwieźliśmy Luke'a do domu, ponieważ padał deszcz, co było zupełne niepodobne do Sydney. Czasami jednak pogoda robiła to co chciała.

Z tyłu w bagażniku były nowe torby sportowe ze świeżymi ubraniami i innymi rzeczami, które mogą przydać mi się w moim mieszkaniu. Czułam się bardzo dziwnie, gdy myślałam „moje mieszkanie".

GAMES // tłumaczenie  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz