31 rozdział

7 0 0
                                    

LUKE

Zszokowany odsunąłem się od okna o kilka kroków, zanim zdałem sobie sprawę, co właśnie się stało.
Odwróciłem się i zacząłem biec, jakby chodziło o moje własne życie.
Moi przyjaciele nie wiedzieli, co się stało, Mimo to miałem nadzieję, że podążali za mną, ponieważ z pewnością chciałbym skorzystać z ich pomocy. Niektórzy zablokowali mi drogę i uniemożliwiło dotarcie do celu. Rozpychałem się niedbale i niegrzecznie, a potem nawet już nie przepraszałem za moje zachowanie.
Jedyne, o czym mogłem myśleć, to uratowanie Liz i doprowadzenie jej na bezpiecznie miejsce.
Znalazł ją, mój słaby punkt.
Moją słabość, do której nie chciałem się przyznać, nawet przed moimi kumplami.
Gdyby zrobił coś Liz, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Prawdopodobnie z powodu nienawiści sam by sobie coś zrobił lub obwiniał przez całe życie; nie może to zajść tak daleko.
Cała sprawa stopniowo przekraczała wszystkie granice, moja ekipa była coraz bardziej w pułapce tej gry. I tylko ze względu na mnie, ponieważ chcieli mnie obronić, a częściowo utknęli ze mną w tym gównie. Musieliśmy pozbyć się naszych wrogów tak szybko, jak to możliwe. Powoli powątpiewałem po raz pierwszy w strategię z obcym krajem o dalszym planem ustawienia nas w różnych hotelach.
Mój wewnętrzny zegar mówił mi, że było coraz mniej czasu. Otworzyłem drzwi wejściowe, uderzyło we mnie odświeżające, jeszcze trochę nocne, powietrze. Moje dłonie były spocone, rozejrzałem się, aż w końcu ruszyłem w lewo, przy pasku szukając pistoletu – oczywiście, na wszelki wypadek.
Za mną nie słyszałem zbytnio kroków.
Jednak z ulgą wypuściłem powietrze, gdy usłyszałem głos Dymitra, który rozkazał reszcie rozdzielić się i przeszukać cały obszar. On sam dogonił mnie i dostosował się do mojego biegu.
Szklana ściana pojawiła się w zasięgu naszego pola widzenia kilka sekund później, ale nie było śladu Liz. Nerwowo przeciągnąłem palcami po włosach i próbowałem się uspokoić, bo powoli wariowałem. Tymczasem Dimitri badał ziemię, szukając wskazówek, ale z wyjątkiem kilku kropli krwi (prawdopodobnie z Liz), nie znalazł nic.
- Co teraz zrobimy? – zapytałem, bardziej zdesperowany niż chciałem. Czułem się bezsilny, okropne było to, że nie mogłem nic zrobić.
- Nie wiem – odpowiedział nieświadomie, wzruszając ramionami. W następnej chwili rozległ się jego telefon. Wyciągnął go, a jego oczy spoglądały na krótki tekst na wyświetlaczu, zanim wziął głęboki wdech i odłożył telefon.
- Co się dzieje? – zapytałem zdezorientowany.
- Seth i Jeremy ją znaleźli. Jacyś goście pilnują ją, dwóch naszych nie żyje, pozostali próbują odwrócić uwagę, aby mogła uciec. Jednak oni chcą ciebie, Luke – Chcą z tobą rozmawiać – poifnormował mnie, gdy szliśmy na drugą stronę budynku.
W mojej głowie wszystkie części dopasowują się do siebie jak puzzle. Dobrał się do Liz nie tylko dlatego, że była moim słabym punktem, ale też przynętą. Ponieważ wiedział, coś, czego ja sam wcześniej nie wiedziałem do końca. Pójdę wszędzie, żeby ją uratować.
- Cholera – powiedziałem, czując jednocześnie odpowiedzialność za śmierć naszych dwóch przyjaciół. Nie było już ich za nimi, po prostu odeszli. Cenne życie uciekło zarówno z jak z ich ciał, jak i z duszy. Byli tylko pustymi muszlami.
Może Liz mogłaby być niedługo w tej samej sytuacji, strasznie się o nią martwiłem.
Z daleka rozpoznałem jej blond loki, które luźno leżały na ramionach. Jasne oczy były zamknięte, a jej ciało wyglądało bez życia.
Serce mi spadło.
- Luke, jak miło, że do nas dołączyłeś. Myśleliśmy, że ty i twoi idioci grający niedoszłych wybawców, nigdy nas nie znajdziecie.
Naprawdę myślałeś, że możesz uciec stąd bezpiecznie, prawda? Przykro mi, ja i moi kumple musimy cię rozczarować – powiedział znajomy głos. Uśmiechnął się sarkastycznie, chciałem go uderzyć.
- Nie wciągajcie jej do tej gry. Liza nie ma absolutnie nic wspólnego z tą sprawą – zacząłem, zbliżając się do naszych prześladowców, trzymając ręce na mojej – nieodkrytej – broni.
- Ona jest twoim słabym punktem. Sprawia, że jesteś słaby, zawsze tak było, wiesz, że nie kłamię, że to prawda. Nie chcesz tego przyznać, Lukey. Wpadłeś w jej urok, ma cię pod kontrolą – powiedział nam wszystkim bardzo głośnym tonem, czułem spojrzenia ze wszystkich stron, zostałem złapany na gorącym uczynku.
Nic nie czułem, to było jak w transie.
- Spójrz, Hemm. Wygrałem. Ty i twoi przyjaciele możecie się spakować – znów zakpił i zacisnąłem zęby. Nigdy nie pozwoliłbym mu wygrać.
Kątem oka spojrzałem za siebie i zobaczyłem osiem osób z mojej grupy, pozostali byli prawdopodobnie z naszym małym bagażem wewnątrz budynku. Twarze, które mnie otaczały, były blade jak ściana, pełne rozpaczy, nieświadomi tego, co teraz się stanie.
Minęła chwila milczenia, w czasie której wymieniałem spojrzenia, a kiedy zerknąłem na naszych wrogów, a potem na moich niedostrzegalnie skinąłem głową.
- Teraz – wyszeptałem, sygnalizując im.
Byłem pierwszy, który oddał strzał. Potem było ich coraz więcej, wszystko działo się dość szybko. Obie strony, strzelały do siebie jak szaleni, a ja rzuciłem się do walki, by obronić blondynkę, wciąż leżała naziemni, nieświadomą podniosłem i podbiegłem do bramy jako miejsce docelowe. Była jedyną rzeczą, która się teraz liczyła, musiałem ją chronić, obiecałem jej to.
Unikałem wystrzału, prawie potknąłem się i straciłem równowagę. Zbombardowałem mojego prześladowane kilkoma strzałami, Liz prawie wysunęła się z moich ramion, pozwoliłem, żeby osunęła się na ziemie, nie wydała żadnego dźwięku.
Odłożyłem, broń, wziąłem Liz ponownie w ramiona. Kiedy byliśmy, moim zdaniem, wystarczająco daleko, a ponadto, byliśmy bezpieczni, odważyłem się odwrócić. Nawet stąd widziałem wiele nieruchomych ciał. Rzeź, jeszcze się nie skończyła, strzały odbijały się echem po placu, to tylko kwestia czasu, zanim przyjechała policja.
Kontynuowałem drogę do budynku, ciepłe powietrze obejmowało nasze ciała. Kilka osób patrzyło na mnie rozbawieni, tłumaczyłem, że była tylko zmęczona i że wszystko jest w porządku. Ludzie byli zaspokojeni tą wymówką i zostawiali nas w spokoju.
Sekundę później byłem pod naszą bramą.
Reszta była już obok mnie, pytali, co się stało, powiedziałem im krótką wersję, jednocześnie przytulając Liz w ramionach. Ponadto martwiłem się o większość moich ludzi, którzy wciąż byli na zewnątrz i zapewniali osłonę.
Głos robota powiedział, że lot do Montany w Missoula i to był moment, kiedy znów się zdenerwowałem. Zanim zająłem się resztą, musiałem pozbyć się broni, zostawiając chłopakom Liz, pobiegłem szybko na zewnątrz, aby wyrzucić je do jednego ogromnego śmietnika.
W drodze powrotnej nadsłuchiwałem, mając nadzieję usłyszeć jakiś hałas, ale byłem rozczarowany. Z tego powodu pośpieszyłem ruszyć z powrotem do Liz.
Na szczęście w ciągu kilku następnych minut przez wejście przyszło pięciu chłopców, nie mieli obrażeń, wśród nich był Dimitri. Miał zdrętwiały wyraz twarzy. Podałem Liz do wyczerpanego Setha i chwyciłem Dimitriego za ramię, podnosząc jego torbę z krzesła.
- Co się stało? Gdzie pozostała trójka? Nie możemy bez nich lecieć.
- Inni walczyli o naszą ucieczkę i bronili nas na wszelkie możliwe sposoby. Musieli za to zapłacić wysoką cenę.
Nie wiedziałem, co powiedzieć, ale czułem rosnące poczucie winy w moim ciele. – To moja wina – było jedyną rzeczą, którą powiedziałem.
Obrzydliwy smak poczułem na języku, przełknąłem ciężko.
- Luke przysięgam na Boga. Jeśli obwiniasz sam siebie, dopadnę cię i złamię każdą kość, ponieważ myślenie o winie jest ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebujemy. To była wolna decyzja naszych przyjaciół, nie możesz tego zmienić. Powinniśmy teraz wsiąść do samolotu, on zaraz startuje. Przysięgam, że się na nich zemścimy, ale nie dzisiaj. Dzisiaj jesteśmy słabsi – powiedział.
Wreszcie stanęliśmy przed stewardessą, mieliśmy pokazać nasze bilety, a potem pozwolono nam usiąść w samolocie.
- Co zrobiłeś z resztą broni? – zapytałem niskim tonem, gdy mój przyjaciel mógł zrozumieć.
- Usunąłem, a ty? – zapytał również.
- Jest w śmietniku na lotnisku – powiedziałem, koncentrując się na wąskim przejściu.
Siedzenia były z tyłu, chłopcy wyglądali na wykończonych. W moim ciele, oprócz poczucia winy, rozprzestrzeniała się pusta, czułem się okropnie.
Plecaki były naszym jedynym bagażem podręcznym, znajdowały się na siedzeniu obok Jacksona.
Tymczasem Liz oprzytomniała, przecisnąłem się do niej, a Seth usiadł przy oknie. Dobrze się nią zaopiekował, przycisnął też chusteczkę do miejsca, z którego krwawiła, z powodu ciosu. Naprawdę zastanawiałem się, dlaczego nikt nie zapytał, dlaczego ona tak naprawdę jest ranna. Nie byliśmy nawet uznawani za zabawnych, dla innych gości byliśmy jak powietrze.
- Hej – wyszeptałem cicho w kierunku Liz.
Pokiwała głową do Setha, dziękując mu za pomoc, a potem odwróciła się do mnie. Jej oczy lśniły, smutny uśmiech wkradł się na jej usta.
- Hej – odpowiedziała równie cicho.
- Jak się masz? – zapytałem, drapiąc po głowie.
- Boli mnie trochę głowa, ale wszystko inne jest w porządku. Po prostu czuje się trochę zmęczona. A ty? – zapytała mnie, przygryzłem wargę.
- To było głupie, straciłeś piątkę swoich ludzi. Jak się czujesz? – zmieniła swoje pytanie, chciałem ją przytulić. Rozumiała mnie i po prostu znała lepiej niż ktokolwiek inny.
- Czuje się winny, jestem nieszczęśliwy – odetchnąłem słabo.
Nasza rozmowa została przerwana, zostaliśmy poproszeni o zapięcie naszych pasów bezpieczeństwa, ponieważ zaraz mieliśmy startować. Wykonaliśmy polecenia, zanim Liz zwróciła na mnie uwagę.
- Nie ważne co myślisz, to nie twoja wina – próbowała mnie przekonać, ale pokręciłem głową.
- To nie wydarzyłoby się, gdyby nie ja – powiedziałem tak cicho, że nie mogła tego usłyszeć.
Odwróciłem wzrok i wyjrzałem przez okno. Na zewnątrz robiło się jasno, ale mnie dręczyło zmęczenie. Kiedy pozwoliłem, by moje oczy odwróciły się do blond dziewczyny, zobaczyłem łzy w jej oczach. Na ten widok złagodniałą i nowa fala poczucia winy zalała mnie. Pieprzyć to pomyślałem sobie i wciągnąłem Liz w ramiona, aby mogła oprzeć głowę na mojej piersi.
- Przepraszam – wyszeptałem w jej włosy, patrząc, jak jej ciało reaguje na mój gorący oddech. Spojrzała na mnie, próbowałem ukryć mój zmartwiony wyraz twarzy, ale nie udało się.
- Za co? – odetchnęła cicho, gdy inni już spali. Zignorowałem najpierw pytanie Liz i odpowiedź, zajmuje trochę czasu, a powieki zrobiły się coraz cięższe, chciało się spać.
Samolot właśnie się podniósł, kiedy znowu się odezwałem.
- Przepraszam, że cię wciągnąłem do tego bałaganu – było ostatnią rzeczą, jaką powiedziałem do niej, zanim dziewczyna zasnęła w moich ramionach i wsunęła się do świata swoich snów.

GAMES // tłumaczenie  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz