22 rozdział

27 2 0
                                    

ELIZABETH

To był drugi dzień po egzaminach, co oznaczało tylko jedno, bal.

Nerwowo bawiłam się szlufką, przy moich dżinsach, zastanawiając się, gdzie schowałam karnawałową maskę.

- Kochanie nie znalazłaś jej jeszcze? – Zapytała moja mama, wstawiając głowę przez otwarte drzwi.
- Nadal nie mogę, jestem tu już pół godziny – przyznałam, posyłając w jej stronę zirytowany wyraz twarzy.
Wydawało się, że zastanawiała się przez chwilę, a potem odezwała.
- Czy próbowałaś poszukać jej na strychu? Może tam znajdziesz coś pożytecznego. Nawiasem mówiąc, twój ojciec chce potem z tobą porozmawiać. Zanim wyjdziesz, zajdź do jego gabinetu, dobrze?
Odpowiadając jej, po prostu skinęłam głową, a potem bez słowa opuściłam pokój, aby wyjść na strych.
Drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem, pomieszczenie sprawiało wrażenie bardzo ponurego. Przycisnęłam rękę do włącznika i w następnej chwili zrobiło już się jasno, światło LED nie pasowało do tego ogromnego pomieszczenia. Drewniane belki wyglądały na dość stare, trochę bałam się, że w końcu się zawalą. Styl tej części domu, nie pasował do nowoczesnego wystroju, ale podobał mi się z jednego powodu: było w tym coś magicznego.
Wzdychając, zaczęłam grzebać w pudełkach i szukać rzeczy, której tak bardzo potrzebowałam.
Bal rozpoczynał się już za cztery godziny, a około pół godziny wcześniej umówiłam się z moimi przyjaciółmi. Wciąż nie mogłam naprawdę zrozumieć, że udało im się mnie przekonać. Miałam Cala po jednej i Michaela z drugiej, nie mogłam w pełni zrozumieć, dlaczego obaj chcieli pójść tam ze mną.
Następnie podniosłam pokrywę pudła i przetrząsałam zawartość.
Były tam różne rzeczy, w tym zdjęcia starszej rodziny, albumy, listy i wspomnienia z jednej czy drugiej części mojego dzieciństwa. Uśmiechając się, odłożyłam wszystko starannie w pudle i rozejrzałam się za innymi miejscami, w które mogłabym zajrzeć i poszukać maski.
Odkryłam kosz, w którym było kilka ubrań ułożonych na sobie i postanowiłam to przejrzeć, tym bardziej że były to stare kostiumy karnawałowe i na Halloween.
Kilka minut później podłoga została zasłana ubraniami, a akcesoria były schowane na samym dole. Chciałam zrezygnować z poszukiwania maski, gdy odkryłam tkaninę w kremowym kolorze, wyhaftowaną lśniącymi wzorami.
Szczęśliwa wyciągnęłam ją i postanowiłam sprawdzić, czy nadal jest w formie.
- Liz jesteś tam? – usłyszałam ojca i się skrzywiłam.

Tak, jestem tutaj – zawołałam, podnosząc wszystkie rzeczy leżące na podłodze, a następnie wsunęłam je z powrotem do kosza.
- Chciałbym z tobą krótko pogadać, czy przyjdziesz do mojego biura, proszę? – zapytał, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam go stojącego na podeście.
Pokiwałam głową, zdjęłam maskę z twarzy i podążyłam za nim.
Na schodach, przeoczyłam jedno zejście i prawie się potknęłam. Byłam ciekawa wiadomości, które chciał mi przekazać. Najwyraźniej było to ważne, ponieważ przecież nawet mama prosiła mnie, żebym wpadła do biura taty, zanim przygotuje się do balu.
- Co jest takie ważne? – zapytałam, gdy przekroczyłam próg, nerwowo skubałam skórki przy paznokciach.
Moje oczy przesunęły się na biurko, gdzie Luke i ja prawie pocałowaliśmy się po raz pierwszy. Brudne stosy papierów wciąż zajmowały na nim miejsce.
Wyparłam wspomnienie tego dnia i zwróciłam moją całą uwagę na tatę.
-To nic poważnego, chciałem tylko prosić cię o częstsze treningi podczas wakacji czy wolnego w college'u i poinformować, że miejsce, w którym znajduje się twoje mieszkanie, zostanie zburzone.
Uśmiechnęłam się na pierwszą część zdania, ale co do drugiej mojej oczy rozszerzyły się w szoku.
- Dlaczego go wyburzają? – zapytałam, marszcząc brwi.
- Właściciele nie mają pieniędzy, kupiło je miasto i zdecydowało się je zburzyć, aby postawić tam centrum handlowe.
- Centrum handlowe – powtórzyłam jego słowa z niedowierzaniem.
Prawie płakałam, bo nie chciałam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam.
Budynek, w którym Luke i ja zbliżyliśmy się do siebie po raz pierwszy, dzieląc ze sobą tak wiele chwil, zostanie zburzony, żeby miasto mogło wybudować sobie kolejne centrum.
Prawie prychnęłam, przeczesując włosy, które opadły bezwładnie na moje ramiona.
- Liz, wszystko w porządku? Wyglądasz dość blado.
Pokręciłam głową i machnęłam. – Kiedy muszę się wynieść?
-Zadbamy o to, kiedy będziesz po balu, a dyplom będzie w twojej kieszeni.
Przytakując, opuściłam pokój i ruszyłam do góry, masując dłonie.
Moja suknia była schludna i piękna na wieszaku, który wisiał w szafie. Cienka kurtka, która wzięłabym w rękę, była tuż obok. Torba, buty i kolczyki ładnie uszykowane na stole.
Usłyszałam za sobą kroki i zobaczyłam mojego psa, któremu ostatnio nie poświęcałam za dużo uwagi. Uśmiechnęłam się i odłożyłam maskę obok inne rzeczy i uklęknęłam, aby podrapać Socke za uszami.
- Możesz być szczęśliwy, że jesteś psem, dzięki temu masz mniej problemów w swoim życiu.
Jasne, psie oczy patrzyły na mnie pytającym wzrokiem, objęłam małe ciało. Ciepły oddech wydobywał się z psyka Socke i przyprawiał mnie o gęsią skórkę, miękkie futro gładziło moją nagą skórę. Z dołu usłyszałam gwizd mojej mamy.
- Socke? Gdzie jesteś? Spacer! – rozbrzmiewało echem w całym domu, a ja poklepałam pieska po ciele, gestem nakazałam mu pójść do mamy.
Zadowolona i trochę rozkojarzona, poszłam do łazienki i odkręciłam kran z wanny. Potrzebowałam relaksującej kąpieli z bąbelkami, zanim będę mogła dalej ruszyć z przygotowaniami.
Sprawdziłam, jak ciepła jest woda, zdjęłam ubrania, zanim zamknęłam drzwi do łazienki, i weszłam do wody. Piana przyczepiła się do mojego ciała, gdy usiadłam, odchyliłam się z przyjemnością.
Mój telefon leżał obok wanny, wysuszyłam ręce, wypuściłam wodę i wzięłam go w rękę.
Wciąż nie otrzymałam żadnej wiadomości od Luke'a, wiec napisałam do niego jeszcze raz, tłumacząc, że martwię się o niego. Chociaż byłam trochę zła, bałam się, że zrobi coś złego.
Wygramoliłam się z wanny, złapałam ręcznik, owinęłam się nim, wtulając w aksamitną tkaninę.
Kiedy stanęłam przed lustrem i zaczesałam włos, pomyślałam o dzisiejszej nocy. Nie byłam jeszcze taka pewna, czy będę umieć dobrze się bawić, zbyt wiele miałam w głowie. Pewnie było to, że chciałam jak najlepiej wykorzystać ten wieczór.
Może będzie też dobrym rozproszeniem, dla wszystkich incydentów z ostatnich dni.
Z komody w pokoju wyciągnęłam bieliznę, założyłam ją, gładząc ogoloną skórę. Potem odłożyłam ręcznik i inne rzeczy na obok ruszając do sukienki. Zegar ścienny powiedział mi, że mam zaledwie dwie godziny, do umówionej godziny. Nie trwało to długo, zanim cienka tkanina przyzwyczai się do mojej skóry. Potem musiałam zająć się włosami.
Postanowiłam zostawić je w normalnym stanie, co oznaczało lekkie loki.
Moim zdaniem jednak czegoś brakowało tej stylizacji. Nie wiedziałam dlaczego, ale chciałam, aby mój strój był perfekcyjny.
Rozejrzałam się po pokoju, za czymś, co mogłoby dopełnić mój styl. Z czapką mogłam wyglądać źle, opaskę uznałam za nieodpowiednią na tę okazję. I wtedy odkryłam koronę, która od wielu lat, bez względu na dom, stała na półce.
Myśląc, wzięłam ją do ręki i podeszłam do lustra.
Ułożyłam ją w moje naturalnie ułożone włosy i spojrzałam w odbicie, to było to, doskonałe i jednocześnie wspaniałe uzupełnienie, którego szukałam od początku.
Spojrzałam na zegarek i zrozumiałam, że muszę już iść, schowałam do torebki telefon i maskę, wzięłam klucz. Podniosłam buty i założyłam kolczyki tuż przed zejściem po schodach.
Tata już czekał, najwyraźniej zgodził się mnie zawieźć.
- Gdzie muszę cię zabrać? Zrobimy wam zdjęcie?
- Przed szkołę, my umówiliśmy się przy wejściu, żeby razem wejść na salę, gdzie jest cała impreza. Nie tato, to nie jest konieczne. Nie jestem pewna, czy chce później pamiętać ten dzień – powiedziałam, niezdecydowanie wkładając buty, które miały większy obcas.
- To nie była bezpośrednia odpowiedź na moje pytanie. Kochanie, nie martw się. Jestem pewien, że będziesz się dobrze bawić – zaśmiał się, zakładając marynarkę na ramiona.
- Po prostu zaparkuj przed szkołą – powiedziałam krótko, uśmiechając się do niego. Razem wsiedliśmy do samochodu, mama wciąż nie wróciła ze spaceru z Socke, jaka szkoda. Chciałabym jej pokazać moją sukienkę.
Może później mi się uda.
Podróż była stosunkowo cicha i przypomniałam sobie, że jestem winna trochę pieniędzy.
Wjechaliśmy na ulicę mojej szkoły, samochód zwolnił, aż w końcu zatrzymał się przed bramą szkoły.
- Tato, możesz dać mi trochę pieniędzy? – spytałam potulnie.
Wyciągnął swój portfel i wręczył mi dość wartościowy banknot, spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Tata tylko mrugnął do mnie.
- Baw się dobrze.
- Dzięki, tato.
Jego oczy miały dumny blask, z jakiegoś powodu, który mnie rozradował. Chciałam już tylko zamknąć drzwi, gdy jego głos zatrzymał mnie na chwilę.
- I Elizabeth? Wyglądasz pięknie.
Prawie uronił łzę, nie pozwoliłam na to, chwytając jego dłoń i krótko ją ściskając.
Tym razem naprawdę zamknęłam za sobą drzwi samochodu i ruszyłam chodnikiem, co nie było takie proste w tych butach. Zdecydowałam się, że będę częściej nosić obcasy, tak żeby w pewnym momencie móc nawet biegać.
Wyjęłam maskę z torby i włożyłam ją na czubek nosa. Wokół mnie było wiele ludzi, których tożsamości nie mogłam rozpoznać, ponieważ większości z nich i tak nie znałam.
Westchnęłam, stając pod ścianą i czekając, aż przyjdą moi przyjaciele. Tymczasem ponownie sprawdziłam wiadomości, jednak wciąż skrzynka była pusta. Powoli zaczęłam się poważnie martwić.
Jeśli wkrótce się ze mną nie skontaktuje, prawdopodobnie udam się na policję. Chyba nie mogę przeprowadzić wywiadu z jego rodzicami, ponieważ go wyrzucili.
Myślałam o tym, jak to wszystko było złe.
Nawet gdybym wpadła w największe kłopoty, moi rodzice nigdy nie posunęliby się tak daleko, żeby mnie wyrzucić.
- LIZ! – piszczący głos wybudził mnie z myśli i rozpoznałam moją najlepszą przyjaciółkę w jej pięknej sukni i dopasowanej masce, której wcześniej nie widziałam.
- Nie tak głośno – powiedziałam, kładąc dłoń na jej ustach, nie wszyscy mieli od razu wiedzieć, że to ja skrywam się pod kremową maską. Odsunęłam dłoń z jej ust, kiedy Ashton, a za nią dwaj inni faceci, którzy okazali się Calem i Michaelem podeszli.
Ash dołączył do swojej dziewczyny, a pozostała dwójka patrzyła na mnie uważnie, aż westchnęłam i stanęłam przy nich.
W naszej małej grupie przeszliśmy powoli przez plac, aż w końcu dotarliśmy do sali. Zdjęcia zostały zrobione za drzwiami, tym razem nie mogłam uciec. Uśmiechnęłam się krzywo, stojąc z moimi towarzyszami, a potem z Less i Ashem.
Zanim weszliśmy, oddałam jej pieniądze, które winna byłam za sukienkę.
Trochę zajęło mi czasu, zanim ją przekonałam, by to przyjęła.
Sala wyglądała... po prostu zapierała dech w piersiach, była ciemna, a na suficie, daleko, można było dostrzec lśniące gwiazdy.
Scena, na której stał DJ, a później królowa i król balu zostaną ukoronowani, była skąpana w niebieskim świetle.
Wszędzie były małe okrągłe stoły z lampami. Gwiazdy były również przyczepione do ścian, a blask rozproszony. Chociaż nie wiedziałam, co to wszystko ma wspólnego z drugą nazwą balu Ocalić ostatni taniec, to mimo to podobało mi się, atmosfera była urocza.
- Chcesz coś do picia? – zapytał Cal, uśmiechając się potulnie. Pokiwałam głową i ruszyłam z nim do bufetu.
W międzyczasie Michael zajął się pizzą.
Uznawałam to za zabawne, że na balu była serwowana pizza jak na jakiejś zwykłej imprezie, mimo to byłam pewna, że później muszę jej absolutnie spróbować.
Cal podał mi miskę napełnioną trunkiem, podziękowałam mu.
Rozejrzałam się po sali Less i jej chłopaka nigdzie nie było w pobliżu, a uczucie we mnie powiedziało mi, że tańczyli razem wolnego.
Ja nie pewnie zerknęłam na drinka, a gdy zdałam sobie sprawę, że smakuje całkiem dobrze, wzięłam większy łyk. Michael zaproponował mi kęs pizzy, a ja podziękowałam. Cal także był na przekąsce, byłam chyba jedynym członkiem naszej grupy, która nie upolowała żadnego jedzenia.
Właśnie wtedy odnalazłam Ashtona z dziewczyną, każde z nich miało po dwa kawałki pizzy z salami.
Mój żołądek się odezwał, ale nie chciałam teraz jeść.
- Pójdę szybko zapalić – przeprosił Calum, przedzierając się przez wszystkie tańczące osoby.
Zdezorientowana, spojrzałam na Michaeala, wzruszył ramionami.
- Od kiedy on pali? – zapytałam, wskazując na osobę, która szła do drzwi.
- Zapytaj mnie o coś łatwiejszego – powiedział ze śmiechem. Przytaknęłam, pozostając w chwili ciszy.
Nie była ona nie przyjemna, ale chciałam ją jakoś zakończyć.
- Masz ochotę potańczyć? – zasugerowałam.
Pokiwał głową i wyciągnął rękę.
Trzymając się za dłonie, przenieśliśmy się na parkiet, dostosowaliśmy się do raczej wolnej piosenki. Rozpoznałam Coldplay Sky of full stars.
Powoli kołysaliśmy się w przód i w tył do rytmu. Fajnie się z nim tańczyło, ale wydawało się to być... złe.
Ostrożnie oparłam brodę na jego ramieniu, gdy zaczęła się kolejna piosenka.
Moje oczy zlustrowały wejście, a kiedy zauważyłam osobę, która wydawała mi się znajoma, przestałam.
Michael natychmiast zauważył, że coś jest nie tak i spojrzał na mnie pytająco.
- Muszę do toalety, zaraz wrócę – przeprosiłam, a on skinął głową, i powiedział, że będzie czekać.
W następnej chwili przepchnęłam się przez wszystkie młode pary, które się całowały, aby podążyć za tą jedną osobą. Wysoki chłopak o blond włosach i czarnym smokingu przemknął do innego wyjścia, zrobiłam to samo.
Wyszłam na świeże powietrze i zobaczyłam, że przygotowano nawet tę część naszej szkoły.
Pawilon, który obtoczony był stawem, zdobiły światła, płonące podgrzewacze uniosły się na wodzie. Nawet w krzakach i wokół pni drzew leżałby kolorowe lampki, było to dość widowiskowe.
Dzięki programowi, który widziałam, przypomniałam sobie, że będzie tu nawet pokaz sztucznych ogni. Jednak ja wciąż ścigałam chłopaka. Kolor włosów, wyraźnie wskazywał, że musiał to być Luke.
Czy naprawdę przyszedł? Najpóźniej za chwilę się dowiem.
Postać pozostała nieruchoma pośrodku pawilonu, nie cofając się nawet o krok. Wahając się, postawiłam jedną stopę przed drugą i w końcu weszłam na schody. Prawą ręką przywarłam do balustrady i obserwowałam otaczającą mnie przyrodę, nie było tu ani jednej ludzkiej duszy, prócz nas.
- Luke? – zapytałam cicho, podchodząc bliżej, aż w końcu był na wyciągnięcie mojej ręki.
Młodzieniec odwrócił się i spojrzałam w jego oczy, ponieważ tylko one nie były zasłonięte przez maskę.
Coś było nie tak.
Poczułam nieprzyjemnie uczucie i spojrzałam jeszcze raz w oczy. Niewątpliwie były brązowe.
Czy Luke nie miał niebieskich...?
Ze strachem odwróciłam się i próbowałam uciec, ale zostałam złapana za nadgarstek i trzymana mocno.
- Pozwól mi odejść – krzyknęłam i kopnęłam, co nie zadziałało.
Facet wciąż trzymał mój nadgarstek i wciągał mnie po schodach.
Walczyłam, wszystko szalało mi w głowie. Desperacko rozglądałam się za innymi uczniami.
Zostałam przyciśnięta do drewnianej podłogi!, dłonie na mojej szyi. Byłam duszona, brakowało mi powietrza.
Mój napastnik nie odpuszczał, przysunął się bliżej, puściłam jego dłonie i zaatakowałam jego twarz. Nie myśląc, podrapałam go tak mocno, jak tylko mogłam i zostawiłam na czole delikatny krwawy ślad, ale maska wciąż siedziała na miejscu.
Palce jego drugiej ręki delikatniej już trzymały mnie za szyje, z ulgą, łapałam powietrze.
W następnej chwili znów zostałam przyciśnięta do desek.
Obie ręce znalazły się na mojej szyi. Wszystko przed moimi oczami zamazało się w jedno, wszystko zamarło, nie mogłam oddychać. W następnej sekundzie znów wszystko zobaczyłam a moje włosy, dotykały wody.
Moja ostatnia szansa polegała na tym, aby wsunąć stopę między nogi faceta, ale po prostu nie mogłam tego zrobić; byłam zbyt słaba.
Znów wszystko zniknęło na kilka sekund przed moimi oczami. Chciałem, żeby to się skończyło jak najszybciej, jak to możliwe, że nie odczuwałam bólu i pragnienia powietrza.
Nagle usłyszałam kilka głosów, które, podobnie jak obrazy przed moimi oczami połączyły się w jedno. Uścisk na mojej szyi ustąpił, a ja skorzystałam z okazji, by rzucić się do przodu z całą siłą.
Facet prawdopodobnie nie spodziewał się takiej reakcji, obaj wylądowaliśmy na twardej ziemi. Oszołomiona podtrzymałam się ramionami i rozejrzałam. Zajęło mi to chwilę, zanim się podniosłam, a potem zebrałam siły tak szybko, jak mogłam i uniosłam się na nogi.
Na chwiejnych nogach, kaszląc, ruszyłam szybko, by udać się z powrotem na salę. Obok mnie przeszło wielu znajomych z klasy, ale nigdzie nie mogłam znaleźć moich przyjaciół. Łapałam jeszcze łapczywie powietrze, moje płuca jeszcze nie działały dobrze. Ponieważ ludzie wychodzili przed wejście, nie miałam dużych szans na wejście do środka, każdy chciał wydostać się na zewnątrz, aby cieszyć się fajerwerkami.
Wiedząc, że mój prześladowca nie podda się tak łatwo, wzięłam nogi za pas, biegnąc korytarzem.
Skopałam moje buty z nóg, podniosłam je, poszukałam jeszcze szybko telefonu w torebce. Wybrałam numer ojca, ale ręce trzęsły mi się tak mocno, że mój telefon wypadł z ręki.
- Ty mała złośliwa suko! – usłyszałam ryczący za mną groźny głos, przestraszona zostawiłam telefon na ziemi i ruszyłam dalej.
Chociaż nie miałam absolutnie pojęcia czy drzwi są zamknięte, czy nie, to była moja jedyna szansa na ucieczkę. Kiedy zobaczyłam po drodze plastikowe kubki, a drzwi otworzyły się szeroko, wiedziałam, że tędy też można wejść do budynku szkoły. Może będą tam ludzie, którzy będą w stanie mi pomóc? Wysyłałam tysiące modlitw do Nieba, do Boga, nieco przyśpieszając kroki.
Mimo wszystko mężczyzna był ode mnie szybszy i cały czas się zbliżał, byłam przerażona.
Pobiegłam tak szybko, jak tylko mogłam przez próg i korytarz. Nie było widać ludzi, słyszałam, jak w tej chwili rozpoczyna się pokaz fajerwerek. Na sto procent nikogo nie było już w szkole.
Musiałam polegać na własnych umiejętnościach.
Na szczęście, wszystko tutaj było do siebie podobne, więc jeśli nie znasz tego miejsca, łatwo można się zgubić.
Wciąż skręcałam, dopóki nie minęłam kafeterii, a potem pobiegłam na pierwsze piętro.
Było ciemno, prawie nic nie było widać. Gdybym miała mój telefon, prawdopodobnie mogłabym już zadzwonić na policję, ale wciąż leżał na dworze, prawdopodobnie z zepsutym wyświetlaczem. Ruszyłam korytarzem do biura, oddychając regularnie, co było dla mnie bardzo trudne.
Z pewnością moja szyja była spuchnięta i przybierała nieprzyjemny kolor, z powodu siły, którą wcześniej odczuwałem. Korona zwisała z jednej strony mojej głowy, byłam zbyt zmęczona, aby podnieść prawą rękę i umieścić ją z powrotem na mojej głowie. Kiedy spojrzałam po sobie, doznałam szoku, moja sukienka była rozdarta z boku.
Nagle moja uwaga została rozproszona, ponieważ usłyszałam odgłosy kroków.
Serce podeszło mi do gardła, a krew zamarła w żyłach. Z największą szybkością udałam się za zakręt, a potem pozostałam na swoim miejscu. Jedyne dźwięki, jakie mogłam usłyszeć to mój urwany oddech, trzask fajerwerków i kroki. Próbowałam się uspokoić, ale to nie działało.
On by mnie zabił.
Facet, by mnie zabije, gdy mnie dotknie, i nikt tego nie zauważy, ani mi nie pomoże.
Byłam całkowicie zdana na jego łaskę.
Gdy kroki zbliżały się, poczułam zawroty głowy, wszystko kręciło się przed moimi oczami. Guz w gardle był tak wielki, że nie mogłam go nawet połknąć.
Płacząc, przycisnęłam się do ściany, próbując cicho szlochać. Kroki ucichły na chwilę, jakby się zatrzymały, ale trwało to niecałe trzy sekundy.

GAMES // tłumaczenie  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz