28 rozdział

16 2 0
                                    

ELIZABETH

— Nigdy nie zdradziłeś mi znaczenia swoich tatuaży — złamałam wieczną ciszę i wskazałam na nudy kolor liter i słowa Zemsta jest łatwa, ale nie słodka.
Uśmiech zakradł się na twarz Luke'a, schował ręce do kieszeni swoich czarnych, cienkich jensów, to co najmniej jedna z niewielu rzeczy, które się nie zmieniły.
Gdy zatrzymał się przede mną, przyjrzałam się bliżej nowym rysunkom na jego skórze. Na rękach miał różne wzory.
Kiedy podniósł rękę, by przesunąć palcami po moich włosach, zauważyłam mały krzyż na jego dłoni, ale ten na przedramieniu była dla mnie o wiele bardziej interesujący.
Delikatnie dotknął mojej brody, zacisnęłam usta w prostej linii i zwróciłam swoją uwagę na niewygodne buty na nogach.
Miękkie palce Luke'a zmusiły mnie do ponownego spojrzenia na niego.
Dostałam gęsią skórkę, musiałam przełknąć, aby stłumić rosnący strach.
Nadal mi nie odpowiedział.
W sumie dlaczego chciałam poznać znaczenie jego tatuaży?
Nacisk w płucach nasilił się, powodując, że powróciłam myślami do całej tej sytuacji. Uniknęłam jego gestu, wstając na nogi i przechodząc obok niego, na drugą stronę pokoju.
- Boisz się mnie? – zapytał nieco zbity z tropu, jego mięśnie wyraźnie się napięły, jednak nawet nie zadałam sobie trudu, by dać mu odpowiedź.
Nagle stanął przede mną, gwałtownie wciągnęłam powietrze.
- Liz – chciałam się skulić i przeczołgać w kąt, tylko po to, by uniknąć jego spojrzenia.
- Co z tobą nie tak? – zapytał głosem, który, jakby przepłynął przez pokój aż do mojego ucha.
- Co ze mną nie tak? Mogłabym zapytać cię o to samo! Ty i twoi nowi znajomi jesteście gwałcicielami i atakujecie biednie, nieszkodliwe dziewczyny, wykorzystując je na jedną noc, a potem po prostu zostawiacie. Mam nadzieję, że ci się to podoba, ale proszę, zostaw mnie w spokoju. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego, z tobą i z całą resztą. Nie jesteś osobą, w której się zakochałam – powiedziałam do niego, biorąc głęboki oddech, gdy skończyłam przemowę.
W jego oczach pojawił się ciemny błysk, zmarszczył czoło.
- Stary ja zniknął – powiedział, poczym zacisnął zęby, żeby to podkreślić.
- To nie ma sensu.
Z trudem udało mi się powstrzymać łzy. Czułam, jakby moje serce zostało wyrwane z ciała, a potem rozbite na małe kawałki. Skóra na dolnej wardze była przegryziona, poczułam metaliczny smak w ustach. Odwróciłam się od niego i skrzyżowałam ręce na piersiach, jak to często robiłam wcześniej.
Wiedziałam, że chce coś powiedzieć, ale przerwał nam trzask drzwi, które zostały otwarte.
- Luke, mamy problem – były to jedyne słowa, które słyszałam, Luke posłał mi surowe spojrzenie i wyszedł z pokoju, nie mogłam zidentyfikować osoby, która przekazała mu tę wiadomość.
W końcu, kiedy znowu byłam zupełnie sama, usiadłam z powrotem na materacu i spojrzałam na sufit.
Niczego bardziej nie chciałam, niż w końcu móc wrócić do college'u i wziąć gorącą kąpiel, by zmyć brudne uczucie we mnie. Nawet Less i jej kłótnie z Sheilą, byłyby do zniesienia no i moi rodzice.
Moi rodzice.
Co teraz robią? Gdyby tylko wiedzieli, w jaką sytuację wpakował się w mój były chłopak. Nie mieli absolutnie pojęcia, co stało się między mną a Luke'em. Dałam im zwykłe wyjaśnienie, że nic do niego nie czuje, a on odszedł. Mama była sceptycznie nastawiona i przez cały czas patrzyła na mnie z niedowierzaniem, ale po prostu machałam i powtarzałam te same kłamstwa, aż w końcu w to uwierzyła.
Nigdy nie powinnam na ten temat mówić prawdy moim rodzicom, a nade wszystko mojemu ojcu. Przypomniałam sobie bal maturalny, jak bardzo Luke nalegał, abym nie powiedziała nikomu ani słowa.
I obiecałam mu, oczywiście, ponieważ go kocham... Kochałam. Minęłyby wieki, zanim zebrałabym odłamki mojego serca, które upadły między nami. W ogóle go nie poznawałam, mówiąc dokładniej, nie chciałam go też rozpoznać, ani szukać najmniejszej oznaki jego dawnego ja; to było niemożliwe.
Może moja podświadomość udramatyzowała całe wydarzenie i ja nie zauważyłam tego, ale zwróciłam w każdym razie uwagę na mój warczący żołądek, potrzebowałam czegoś do jedzenia.
Czekając, aż cokolwiek się stanie, przygryzłam paznokieć.
Po niecałych pięciu minutach postanowiłam poczekać kolejne dwie minut, a następnie poszukać Luke'a, żeby on lub ktoś z tych innych idiotów, mógł dać mi coś do zjedzenia. Na zewnątrz były cicho, z wyjątkiem deszczu, który równomiernie uderzał w dach, tworząc kojący dźwięk.
Wzdychając, wstałam i podeszłam do zamkniętych drzwi, na szczęście nie były zamknięte na klucz, jak się obawiałam.
W korytarzu było tylko słabe światło, nie miałam pojęcia, którą drogę wybrać, więc po prostu ruszyłam w lewo. Po jakimś czasie okazało się, że to jednak błąd, ponieważ dotarłam do ślepego zaułka i musiałam się wrócić.
Kiedy skręciłam, poczułam się trochę oszołomiona, Deja-Vi spłynęło na mnie jak wodospad. Ten magazyn był naprawdę tym, w którym Benny dwa lata temu został zastrzelony. Dlaczego się tu osiedlił? To miejsce musiało być dla niego ogromnym bólem.
Trudno było to przełknąć i nie poczułam się lepiej, gdy usłyszałam delikatne głosy, które wydawały się o coś kłócić. Im bardziej się zbliżałam, tym jaśniejsze były dla mnie strzępki słów, aż w końcu zrozumiałam dokładnie każde słowo, włosy na mojej szyi stanęły dęba.
- Co teraz zrobimy? Ten chory facet grozi nam kolejnymi morderstwami! Może jestem następny albo Dimitri. Może zabić każdego i po prostu go powiesić albo iść na policję i wydać nas wszystkich – jeden głos powiedział to bardzo nerwowym podszeptem.
- Nie pójdzie na policję, bo mam coś na niego, a on dobrze o wie – usłyszałam, jak Luke to powiedział, dostał gęsiej skórki w mrocznym tonie głosu.
- Czy to dlatego chce cię dorwać? – jeszcze ktoś się odezwał, kto przez jakiś czas był spokojny. Mogłam usłyszeć głęboki oddech, nastrój był bardzo napięty.
- Nie zgadzaliśmy się, ma wiele powodów, by chcieć mnie zabić – odrzekł Luke.
- Ale nigdy na to nie pozwolimy! Jesteśmy twoimi kumplami. Jeśli pójdziemy na dno to razem, byliśmy razem długo i dużo zrobiliśmy, pokonamy jeszcze wiele przeszkód i trudnych sytuacji. – głos, który pierwszy raz usłyszałem, postawił sprawę jasno.
- Niemniej jednak powinniśmy poszukać lepszej kryjówki. Powinniśmy zniknąć. I nie mam na myśli Australii, lepszy były jakiś inny kraj. Znam go i znałem jego brata. Znajdzie nas wcześniej czy później za granicą będzie mu trudniej – powiedział uroczyście Luke.
Ciche szepty rozprzestrzeniły się w grupie, najwyraźniej zdawały się poważnie rozważać ten pomysł.
- Co zrobimy z dziewczyną? Wie już zbyt wiele, może nam zaszkodzić.
W tej samej chwili odważyłam się wychylić zza roku, na twarzy Luke'a pojawił się cień uśmiechu.
- Elizabeth nigdy by nas nie skrzywdziła.
Niebieskooki chłopak włożył tyle emocji w to zdanie, że moje serce było ciepłe i musiałam szczerze się uśmiechnąć.
Sala była cicho przez chwilę, aż cała uwaga skupiła się na mnie – mój warczący brzuch. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy bać, ale nie miałam czasu, szczególnie że czarnowłosy jeszcze jeden natychmiast do mnie podbiegli, jeden mocno uchwycił moje nadgarstki i wypchnął na środek sali, stanęłam przed Luke'm.
- Ile słyszałaś? – Było jedyną rzeczą, która opuściłam jego usta, patrząc na mnie, a jego oczy wpatrywały się we mnie chłodno.
Wszystko, jakby tak powiedzieć – odpowiedziałam z przekonaniem.
Cała grupa wzięła głęboki oddech, jeden uderzył się ręką w czoło, a drugi potrząsnął głową i spojrzał w dół.
Po tym posypało się wiele.
- Co teraz robimy?
- Jesteśmy skończeni.
-Najlepiej załatwić ją tak, żeby nikt jej nie znalazł – zasugerował jeden i nagle wycelował we mnie pistolet, uprzednio odblokowując go, czułam przestraszony oddech, spojrzałam z niepokojem na Luke'a. Jego oczy były szeroko otwarta i jemu coś się przypomniało.
Stanął przede mną, chroniąc.
- Nie, nikt tu nie zostanie zastrzelony – krzyknął donośnym głosem i wszyscy natychmiast zamarli.
- Więc zamknijmy ją i zagłódźmy, nikt jej tu nie znajdzie – powiedział ten sam gościu, a ja zbliżyłam się do Luke'a, gość przerażał mnie swoimi złymi pomysłami.
- Nie, tego też nie zrobimy – poinformował swoich przyjaciół Luke.
- Więc zasugeruj coś lepszego, co niby powinniśmy zrobić! Musimy się jej pozbyć.
Nie miałam pojęcia, co zrobiłam temu gościowi, ale zdecydowanie z jakiegoś powodu mnie nie lubił. O ile wiem, nic nie zrobiłam. Miałam mu tak podpaść, bo on i jego kumple nie mogli jednak spędzić ze mną nocy?
Znów zagubiłam się w myślach.
Luke zamyślony zakrywał mnie, więc nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić, ale co prawda uspokoiłam się, gdy dotarło do mnie, że nie zamierzali mnie zabić.
- Zabierzemy ją z powrotem do college'u, a ona zajmie się swoim normalnym życiem, to najprostsze rozwiązanie – zdecydował mój były chłopak.
- I zdecydowanie najgłupszy, jaki możesz zaproponować. Ona wie zbyt wiele i jest też celem dla gościa, który chce cię pogrążyć.
- A może po prostu zabierzemy ją ze sobą? – zasugerował, jeden z tych, który przez cały czas był w tyle, obserwując tylko.
Roześmiałam się głośno, a potem zakryłam usta, by nie było tego aż tak słychać.
- To najlepszy dowcip, jaki kiedykolwiek słyszałam – nawet łzy pojawiły się w moich kącikach oczu i spływały po policzkach. W moim żołądku było uczucie, które zawsze pojawiało się, gdy śmiałam i nie mogłam się powstrzymać.
Wszyscy znów na mnie patrzyli, Luke zmarszczył zdezorientowany brwi, nikt nie powiedział ani słowa.
- Zaraz, chyba nie myślisz o tym, prawda? – zażądałam odpowiedzi z niedowierzaniem.
Chłopak wzruszył ramionami, a potem kiwnął głową. Miałam swoją odpowiedź.
Przypuszczalna nienawiść do kruczoczarnej głowy rosła jeszcze bardziej, gdy masował skronie, by zachować spokój. Spojrzałam na niego i oszacowałam na oko, że może być w wieku Luke'a, jak większość tutaj. Musiałam przyznać, że wyglądał, całkiem nieźle, mimo, że nie był w moim typie.
- Mike, czy ty się dobrze czujesz? To kobieta! – wymamrotał.
Zmarszczyłam brwi.
- Serio? – zapytałam sarkastycznie.
Rzucił mi nienawistne spojrzenie. Pomyślałam o pistolecie, który był znów na jego pasku i automatycznie cofnęłam się o kilka kroków.
- Nie możemy jej zabrać, to szaleństwo – wyszeptał, był cały czerwony.
- Tym razem muszę się zgodzić z Locke'em – powiedziałam, wymyślając pseudonim.
- Jak ty mnie właśnie nazwałaś? – warknął przez zaciśnięte zęby, podczas gdy inni śmiali się, zagryzając wargi lub zakrywając się wymyślonym kaszlem.
- Dobra, wystarczy. Dymitr uspokój się. Albo to, Liz, albo musimy cię zamknąć. W przeciwnym razie nasz prześladowca, mógłby użyć cię, by nas znaleźć. Przykro mi – powiedział Luke do mnie, szepcząc ostatnie słowa.
- Nie możesz mnie o to prosić! Na pewno wszyscy mnie szukają i nie mogę tak po prostu zniknąć, zaczęła się szkoła! Co miałabym powiedzieć rodzicom? Proszę, pozwól mi wrócić, wiesz, że będę milczała – próbowałam go przekonać, ale Luke pozostawał przy swoim.
Teraz miałam poważne kłopoty, praktycznie byłam zmuszana, żeby zniknąć wraz z nimi w innym kraju.
- To tylko na chwilę, zanim się go pozbędziemy – obiecał.
- A jak niby mam uciec bez paszportu – zapytałam.
- Moglibyśmy wkraść się do college'u i zdobyć go, na pewno masz go przy sobie, prawda? – zapytał Luke, a ja kiwnęłam głową.
- Czy to naprawdę konieczne? Szczerze mówiąc, uważam tę ucieczkę za niepotrzebną. Wyobraź sobie niebezpieczeństwo. O ile mi wiadomo, to tylko jedna osoba, masz przewagę liczebną, mam rację? Nie jestem za tym.
- Nie masz pojęcia, kto to jest, prawda?
Nie miałam szansy, aby mu odpowiedzieć, ponieważ w następnej chwili rozległ się głośny odgłos wystrzału, ktoś z grupy padł na ziemię, reszta również. Jednak ktoś nie miał szczęścia, wskazywała na to wielka rana w jego klatce piersiowej, nie miał szans na przeżycie. Nie miałam absolutnie żadnego pojęcia, skąd przybył strzał, ale podejrzewałam, gdzie mógł stać atakujący.
Luke zareagował szybko i odepchnął mnie na bok, kierując się prosto do okna, gdy z korytarza dobiegły kroki.
- Szybko musimy się stąd wydostać! – krzyknął, pchając okno, aby się otworzyło.
Byliśmy na piętrze, około czterech do pięciu metrów nad ziemią, pod oknem znajdował się dach innego pomieszczenia, który był opuszczony. Zimny wiatr rozwiewa mi włosy, przez co nie widziałam. Odgarnęłam blond loki z twarzy.
Kędzierzawy stanął obok mnie, sprawdzając odległość.
- Musimy skakać! Możesz to zrobić, Liz?
Kiedy mnie pytał, jeden z nich już to zrobił, na szczęście lądują bez obrażeń. Skakali jeden po drugim, a dach wydawał z siebie tylko krótki, ale głośny huk.
- Skoczyć? Nigdy w życiu, jesteś szalony? – wykrzyknęłam z niedowierzaniem.
Luke wywrócił oczami, po chwili poczułam jego ramiona, podniósł mnie. Wszedł ze mną na niski parapet, a potem po prostu skoczył. Głośny krzyk wydostał się z mojego gardła, a potem usłyszałam huk, uciekłam z ramion Luke, ale musiał mnie przytrzymać, przez które loki znów zasłoniły mi widok. Zdegustowana uwolniłam się z jego ramion.
Na górze wciąż brzmiało wiele strzałów, nie traciliśmy czasu, biegnąc po dachu, dopóki nie zobaczyliśmy parkingu. Znów jednak mieliśmy około dwóch do trzech metrów, ale już z tym nie miałam problemu.
Luke chwycił mnie za dłoń, ciągnąc za sobą, aż w końcu dotarliśmy do czarnej furgonetki, do której weszliśmy bez wahania. Musiałam zająć miejsce z tyłu na środku, Luke usiadł obok mnie. Mężczyzna z lokami za kierownicą, a inni wybrali resztę miejsc.
Głośny hałas powodował, że miałam gęsią skórkę.
- Depczą nam po piętach, krzyknął ktoś obok mnie, a Locke jęknął.
Natychmiast ruszyliśmy, wjeżdżając na autostradę, zmieniając co chwilę pasy, by zmieszać się między innymi pojazdami. Było ciemno, ale musieliśmy to robić, nie mogli nas wyśledzić. Nie byłam pewna, czy to się uda, ale odetchnęłam z ulgą.
Luke spojrzał na mnie zmartwiony, starałam się niczego nie pokazać.
- Gdzie jedziemy? – zapytałam, nie mogąc powstrzymać drżenia w moim głosie.
- Do college'u, żebyś mogła zabrać paszport. Widzieli cię. Na pewno jeden z nich, a to automatycznie czyni cię ich wrogiem – powiedział Locke zza kierownicy, mocno przełknęłam ślinę.
Nie miałam teraz już żadnego innego wyjścia, jak tylko jechać z nimi.
Nie było odwrotu.

GAMES // tłumaczenie  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz