4 rozdział

90 8 1
                                    


Promienie słońca powoli wkradały się przez moje zasłony, łaskotały mnie w nos. Zmęczona przeciągnęłam się i spróbowałam wydostać z łóżka, początkowo bezskutecznie.

Niebo było bezchmurne, z uśmiechem na twarzy otworzyłam drzwi balkonu i oparłam się o balustradę. Przy tak dobrej pogodzie miałam też znacznie lepszy humor. W moim pokoju otworzyły się drzwi, tata trzymał w rękach tacę.

Śniadanie do łóżka?

Okej, coś musi być na rzeczy.

Zaciekawiona ruszyłam z powrotem do pokoju, aby rzucić się na łóżko i obserwować ojca. – Dzień dobry słoneczko. – Uśmiechnął się.

Ten ton.

On na pewno potrzebuje czegoś ode mnie. Rzuciłam okiem na jedzenie, na talerzu leżały naleśniki z syropem klonowym. Do tego filiżanka Cappuccino, a nawet dodatkowy cukier i mleko. Tak naprawdę brakowało tylko bukietu kwiatów.

- Hmm, czym na to wszystko zasłużyłam? – zapytałam unosząc brwi.

- Tak po prostu. Czy tata nie może czasem zrobić przyjemności swojej córce? - Odpowiedź brzmiała bardziej jak pytanie; moje brwi ściągnęłam do środka, gdy tata wręczył mi tacę. Potem posłałam w jego stronę spojrzenie „Nie – mów – że – jesteś – poważny". Po jego wypowiedzi i szerokim uśmiechu, mogłam poznać, że naprawdę czegoś chciał.

- Tato, co chciałbyś ode mnie? – wyrwało mi się.

Nienawidziłam rozmowy owijanej w bawełnę.

- Chciałabyś jeszcze raz przemyśleć sprawę z łucznictwem, a potem spróbować? Naprawdę byłaby wielka szkoda wyrzucić taki talent – poinformował mnie, a ja wywróciłam oczami.

Dlaczego ja to przeczuwałam?

Okej, najwyższy czas wyciągnąć bombę z wczoraj.

- Szczerze mówiąc... Zrobiłam to wczoraj tato. – Wyjaśniłam mu złapana i splotłam palce by chwile później nimi strzelić.

- C-Co? – zaciął się wyraźnie zdezorientowany.

Uśmiech wkradł się na moje usta. – Wczoraj wieczorem poszłam do lasu i strzelałam. – Zmieszanie zmieniło się w radość, tata spojrzał na mnie z uśmiechem; na pewno się tego nie spodziewał.

- I jak było? – Chciał wiedzieć.

Właśnie gdy zadał pytanie drzwi od mojego pokoju otworzyły się i dołączyła do nas mama.

- Dean, odrywasz swoją córkę od jedzenia, a nie chciałabym żeby spóźniła się do szkoły. – Nam obu posłała surowe spojrzenie, moje oczy szukały na ścianie zegara. Cholera, jest nieco po w pół do ósmej. Jednym susem wyskoczyłam z łóżka, prawie potykając się o mojego psa.

- Przepraszam, Socke – syknęłam i w rekordowym czasie zebrałam razem do kupy moje rzeczy. Po drodze do łazienki wyszłam jak tata krzyczy – I co teraz z twoim śniadaniem?

- Zjem w szkole! – odpowiedziałam szybko i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Jak na złość, nie mogłam sobie dziś poradzić z włosami. Po chwili próbowałam je chociaż jakoś wygładzić, żeby nie rzucały się w oczy. Tata zapukał do drzwi.

- Mam cię podwieźć? Pójdziesz, czy to będzie jednak za późno?

Za próbą założenia poważnej maski, krył się mały uśmiech.

Nadusiłam klamkę do drzwi podczas ostatniego spojrzenia w lustro. – Dzięki tato.

Mrugnął w moją stronę znów się śmiejąc i dając mi mały pocałunek w skroń.

GAMES // tłumaczenie  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz