8 rozdział

50 2 0
                                    

LUKE

Rozejrzałem się nerwowo, było już dość ciemno i szczerze mówiąc nie miałem zielonego pojęcia gdzie dokładnie byłem.

Bezradnie pobiegłem z powrotem w kierunku z którego dopiero co przyszedłem. Byłem pewny, że nigdy wcześniej nie widziałem tej okolicy, dlatego też nie bardzo wiedziałem jak mogę wrócić z powrotem do cywilizacji; mimo wszystko znajdowałem się prawie przy granicy do następnego miasteczka, która wiodła przez las.

Delikatna mgła wzrosła przy ziemi, co jeszcze bardziej nadawało przerażający nastój.

Mimowolnie wróciłem myślami do dzisiejszego wieczoru.

Kiedy oczami wyobraźni zobaczyłem twarz Liz, uśmiechnąłem się nieświadomie.

Jednak potem westchnąłem zrezygnowany. Dom mojego wroga, którego nazywanie tak zdawało się być nie poprawne, pojawił się na widoku.

Powolnymi krokami podszedłem do drzwi z zamiarem zadzwonienia dzwonkiem, jednak mój plan został przerwany. Głośny strzał spowodował gęsią skórkę na całym moim ciele, moje mięśnie wydawały się być sparaliżowane. Krótko rzuciłem tylko okiem w stronę okna, to wystarczyło, aby stwierdzić, że w tym domu był totalny bałagan.

Kolejny inny hałas, dochodzący z tylniej części działki, rozproszył moją uwagę.

Bez zastanowienia nad tym co robię, zabrałem nogi za pas i pobiegłem tam.

Dźwięk pluskającej wody był wyraźnie rozpoznawalny, emocje prawie rozsadzały mój umysł. Moje buty przesiąkły mokrą trawą, ale w tym momencie mnie to nie obchodziło, chciałem tyko wiedzieć, co się tutaj wydarzyło.

Najwidoczniej nie powinienem doświadczać tej chwili, bo gdy skręciłem za róg, mogłem dostrzec zdesperowaną Liz z rozbieganymi oczami. Była w ubraniu w basenie, zmarszczyłem brwi, co ona robiła w tym czasie na dworze?

A przede wszystkim jak ona się tutaj dostała?

Zauważyłem że moje ręce powoli, ale wyraźnie pociły się, tak działo się zazwyczaj wtedy gdy bałem się lub byłem po prostu podekscytowany.

Miałem zamiar do niej podbiec, ale zostałem zatrzymany przez osobę w czarnych ubraniach.

Nieznany był dość duży, więc zakładałem, że był to mężczyzna. Odepchnął mnie na bok i rzucił się biegiem do przodu.

Liz mozolnie wydostała się z basenu, nikt do tej pory mnie nie widział. Dlatego wziąłem sobie za zadanie pobiec za tym facetem. Nie mógł odbiec daleko, a interesowało mnie ogromnie kto właśnie strzelał z pistoletu.

W mojej głowie powstawały już jakieś przypuszczenia, jednak wciąż brakowało dowodów.

Kiedy za rogiem skręciłem nagle odsunąłem się na bok.

Z szeroko otwartymi oczami, spojrzałem na czarną postać, która wcześniej odepchnęła mnie na bok. Z pomocą kilku ruchów dłońmi osoba zdjęła kominiarkę z twarzy, a ja omal nie zemdlałem.

- Jimmy? – syknąłem patrząc z niedowierzaniem zimnymi oczami, w których błysnęła radość z cudzego nieszczęścia.

- Dlaczego... Dlaczego... Co do diabła? – bełkotałem do siebie; i otrzymując potwierdzenie. Właściwie, to było pewne, że za tym wszystkim stał Jimmy, ale pozornie nie do końca logiczne.

- Nie rozumiem... Dlaczego to zrobiłeś? – przepytywałem go.

W moim gardle powstała bryłka, zawsze to się działo, gdy rozmawiałem z Jimmym.

GAMES // tłumaczenie  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz