Rozdział 11

62 10 3
                                    

-Razem... - wyszeptała ale było już za późno. Obrączka wpadła do wanny.

Nie mogłem uwierzyć. Przedmiot zmieścił się w dziurze i zniknął. Koniec. Skoro ona tego chce... proszę bardzo.

-Gratuluję - syknąłem w jej stronę na co ona uśmiechnęła się chytrze. -Jeżeli tego chcesz... - mówiąc to ruszyłem gwałtownie w stronę drzwi i wyszedłem. Skierowałem się w stronę balkonu i wziąłem papierosa. Owszem nie jestem palaczem ale w takich sytuacjach mam potrzębe. Przyłożyłem zapalniczkę do końca papierosa i zaciągnąłem się nikotyną. Co ja mam teraz zrobić?

*Tymczasem w domu naszych głównych bohaterów*

-Ethan! - krzyknął ojciec dziecka
-Tak? - spytał chłopiec odkładając długopis tym samym odrywając się od odrabiania lekcji. - Stało się coś?
-Przynieś mi ofertę. Leży w górnej szafce w komodzie - warknął w stronę syna
-Przepraszam... ale czy nie możesz za przeproszeniem ruszyć tyłka i wziąść sobie sam? - spytała szorstko gospodyni kuchni odchylając głowę i wycierając w ścierkę ręcę.
-A nie moge - powiedział mężczyzna nie odwracając wzroku od ekranu telewizora

Ethan w tym czasie znalazł potrzebny dokument i przyniósł ojcu.

-Proszę - powiedział podając mu go
-Dzięki. A teraz spadaj odrabiać lekcję. Raz,dwa! - krzyknął poganiając chłopca

Kobieta nie miała siły. Nie radziła sobie z mężem. Albo cały dzień siedzi z piwem w ręcę i ogląda telewizję albo wychodzi na cały dzień a wraca dopiero późnym wieczorem. Miała tego serdecznie dość. Zrezygnowana wróciła do gotowania obiadu.

*Znowu wracamy do naszych bohaterów numer 2*

Gdy skończyłem palić wyrzuciłem papierosa za siebie nie dbając o nic. W dupie mam wszystko. Wali mi się życie. Rozwodzę się z kobietą którą kiedyś kochałem ale co ja wogóle gadam! Przecież ja nadal ją kocham. Mimo jej okropnego charakteru zagościła w moim sercu na stałe. Ale wracając... rozwodzę się,mam psa po operacji a Hania o niczym nie wie. Niewiem jak jej to wytłumaczę. Jutro odbieramy Charliego z przychodni. I chyba odwiozę go do schroniska. Nie ma po co go trzymać skoro Magda go nienawidzi. Hania będzię zawiedziona ale muszę coś zrobić żeby nie spaprać do reszty swojego marnego, nic nie znaczącego dla mnie życia. Wszedłem do salonu. Kobieta leżała na kanapie ledwo żywa. Ehh. Wziąłem ją na ręcę w stylu panny młodej i zaniosłem po długich,krętych schodach na górę do sypialni. Otworzyłem drzwi i położyłem ją delikatnie na łóżku. Przykryłem ją i wyszedłem z pomieszczenia zamykając delikatnie skrzypiące drzwi. Naprzeciwko znajdował się pokój Hani. Nie wiem czy mam tam wchodzić. Waham się. Stałem bardzo blisko. Dotknąłem opiszkami palców klamki ale szybko odsunąłem się. Nie. Nie dam rady. Przełożę to na potem. Zszedłem do salonu. Posprzątałem wszystkie śmieci,wyrzuciłem puste butelki i umyłem kieliszki. Kiedy było wystarczająco czystko usiadłem na kanapie i wziąłem jakieś czasopismo samochodowe.

Wreszcie długo oczekiwany przez was rozdział :3. Tak wiem długo. Ale jak KarmelowemuWilkowi się nie chce napisać nawet litery... no ale coż... wracając. W następnym rozdziale będzie akcja. Spróbujmy dobić tu 2 gwiazdki i 1 komentarz. To tyle! Bayoo! 😉😍

Był Sobie Pies [Moja Historia] W TRAKCIE KOREKTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz