Rozdział 2

227 15 1
                                    

-No,czas się prezentować-powiedział buldog
Drzwi zostały otwarte a z nich wybiegli ci"ludzie" o których mówili inni.Przyglądali nam się a one przyjmowały różne pozy typu:leżenie na plecach,warowanie i radosne szczekanie.Nagle jakiś człowiek podszedł do mnie i zaczął mi się bacznie przyglądać.
-Tatusiu,tatusiu zobacz na tego pieska-pokazała na mnie palcem
-Córeczko mówiłem ci że nie ładnie wytykać palcami-odpowiedział jej
-Ale spójrz na niego!-krzyknęła a w jej oczach pojawiły się łzy.Dziwne ale poczułem lekkie ukłucie w moim małym serduszku.
-Co tu jest grane?-spytał drugi człowiek to była chyba kobieta
-Hani podoba się ten sczeniak-powiedział
W oczach tej "Hani" pojawiła się iskierka nadziei aczkolwiek w moich też.Patrzyłem na nią swoimi czarnymi oczyma a ona na mnie swoimi niebieskimi.
-Nie-wypaliła nagle kobieta
-Ale kochanie... -zaczął mężczyzna
-Nie żadnego ale-ucięła krótko-wychodzimy
Zacząłem wystawiać zęby i warczeć a ona na to:
-Phi!Takiego kundla jak tego to nawet bezdomny nie chciałby przygarnąć-Hania chodźmy z tąd-powiedziała i wzieła ją za rękę.
-Piesku...-zaczęła łkając
W tej chwili nie wytrzymałem.Rwałem,warczałem aż...Wyrwałem część drutów i uciekłem za nią w pogoń.Wyszedłem z tego więzienia i szukałem jej.W tej chwili nie liczyła się dla mnie mama,rodzeństwo tylko nowa rodzina,nowy dom,nowi ludzie,nowe przygody.Znalazłem ją.Wsiadła do jakiegoś pojazdu i odjechała.Biegłem za nią.Od tego pojazdu kurzyło się.Bardzo.Zatrzymała się.Doszedłem zdyszany.Już chciałem radośnie szczeknąć gdy odjechała.Byłem bardzo zdyszany.Nagle ktoś lub coś złapało moją szyję.Odwróciłem się i zobaczyłem tego człowieka który mnie przywiózł do schroniska.Spojrzał na mnie a w jego oczach zobaczyłem smutek,troskę i żal.W moich oczach pojawiły się łzy.
-Chodźmy do schroniska-powiedział z troską
Wziął mnie do powozu ale tym razem nie z tyłu lecz z przodu.
-Lubisz muzykę?-spytał
Nie odpowiedziałem tylko odwróciłem się i patrzyłem przez okno.W końcu po chwili dojechaliśmy.Mężczyzna wziął mnie na ręce i zaniósł do klatki(innej bo tamtą zepsułem i bali by się bo bym uciekł).Włożył mnie i pogłaskał po moim karmelowym futrze.Po chwili zamknął klatkę i szepnął:
-Nie martw się na pewno ktoś cię przygarnie.
Ja odwróciłem się i zaskomlałem cicho.

Dzisiaj taki smutny rozdzialik.Jutro albo dzisiaj nastepny ale nic nie obiecuję.Później będzie trochę jeszcze smutny ale później będzie radośniej.Gwiazdki i komentarze=nowe rozdziały.Do zobaczonka!🙆🙌🙋😍😊😘

Był Sobie Pies [Moja Historia] W TRAKCIE KOREKTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz