Rozdział 14

47 7 1
                                    

*Marcin*

To był niesamowity pomysł żeby pozbyć się tego kundla. To psisko myślało,że ja tak o niego dbam,kocham go,próbuje obronić i tym podobnym. To była tylko gra, na którą on dał się nabrać. Hania też w to uwierzyła. Naiwniaczka. Kocham ją,ale czasami mnie denerwuje swoją troską i nadopiekuńczością. Szczególnie dla tego wstrętnego psa. Warto było udawać zatroskanego,by później nie być w gronie podejrzanych. Mam nadzieje,że Magda zrobiła to co jej kazałem bo jak nie to sama wie co się wtedy stanie. Z szatańskim uśmiechem zasiskam dłonie na srebrnej kierownicy limuzyny i jade do domu. Nareszcie będę miał spokój. Odkąd ten głupi pies się u nas zjawił, wydaje tylko na niego pieniądze. Karma,legowisko,smycz,lekarz. Kosztowało mnie to zbyt dużo problemów.A co do krzyku o pierścionek zaręczynowy on był z plastiku. Nie był prawdziwy. Ten plan był doskonały. Jeśli Magda wykonała moje polecenie to wynagrodze ją. Rozmyślając znajduje się na terenie mieszkania. Biorę wydech i wdech po czym parkuje w miejscu przeznaczonym dla mojego samochodu. Zgaszam silnik i wyjmuje klucz ze stacyjki. Mała poszła do koleżanki więc będzie około 21. Podwiezie ją mama koleżanki. Z tyłu samochodu chwytam brązową,skórzaną teczkę i zamykam pojazd. Wchodze po schodkach do mieszkania. Kładę teczkę na podłogę i zdejmuje bordowy płaszcz i buty. Teczkę muszę mieć ze sobą bo jest dla mnie ważna. Znajduje się tam piękna,czarna wypolerowana rzecz. Wchodzę do salonu gdzie zastaję moją żonę. Odwraca się powoli w moją stronę z podłym uśmiechem. Patrze na nią z uśmiechem. Uwielbiam ją taką.

-Załatwione - mówi

*3 dni później*

*Ethan*

Chociaż raz udało nam się z mamą wyciągnąć ojca z domu. To wspaniały dzień na spacer. Mężczyzna najpierw się sprzeciwiał,lecz ustąpił po bardzo bardzo bardzo wielu próbach. Wchodziliśmy do lasu. Wszędzie było świeże powietrze atmosferyczne a słońce przyjemnie świeciło. Wokoło pachniało zielenią i wiał lekki wiatr. Szliśmy wszyscy starą wydreptaną drogą która prowadziła do starej chatki. Zawsze wchodziliśmy do niej z koszem piknikowym. Teraz tak nie było. Odkąd ojciec zaczął pić alkohol wszystko się zmieniło. Nie chce przestać a kiedy trzeba to potrafi nie pić. Kiedy byliśmy w połowie drogi usłyszałem ciche skamlenie. To napewno był pies.

-Mamo czy ty też to słyszysz? - spytałem rodzicielki

Kobieta zatrzymała się na chwilę i wsłuchiwała się.

-To... skamlenie psa? - spytała zdziwiona
-Nie wymyślajcie oboje. Idziemy dalej - warknął ojciec. Jak zwykle wszystko psuje.

Pobiegłem w kierunku odgłosu. Mama zrobiła tak samo. Przedzierałem się przez krzewy,gałęzie tym samym raniąc się. Ale to nie było teraz najważniejsze. Wyraźnie słyszałem odgłos. Wychyliłem się zza drzewa widząc ten okropny widok. Nie mogłem na to patrzeć. Wokół grubego pnia drzewa przywiązany był szary,stalowy łańcuch który połączony był z tym biednym psiakiem którego zobaczyłem po raz pierwszy w schronisku. Podbiegłem do zwierzęcia  i odczepiłem go od łańcucha. Mało tego. Na pyszczku miał kaganiec. Czerwony wielki kaganiec. Z trudem zdjąłem go psu. Jego futro było blade. Widać,że długo nie był karmiony. Schudł. Przytuliłem go do siebie. On nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Co za głupcy przywiązali go tu? Obok mnie pojawiła się moja mama. Pogłaskała psa po głowie ze współczuciem. Oderwałem się od zwierzęcia. Popatrzyłem w jego smutne czarne jak smoła oczy. Za swoimi plecami czułem obecność ojca. Na pewno mu nie współczół. Przecież to zwykły drań bez serca.Wstałem i wziąłem zwierzę na ręcę. Patrzyłem na mężczyzne. Zerknął na psa z obrzydzeniem.

-Tato czy ty to widziałeś? - spytałem go
-Widziałem i co? - burknął
-Czy mógłbym go przygarnąć? Przecież go tu nie zostawimy. - spytałem czując jak wielka gula rośnie mi w gardle.

Nie odedzwał się. Nie ruszył. Patrzył na psa. W jego piwnych oczach zobaczyłem współczucie? Po raz pierwszy od tylu miesięcy. Jednak po chwili przybrał kamienną twarz.

-Niech ci będzie. - warknął ale wiem że się ucieszył.
-HURRA!!! - wykrzyknąłem a pies szczeknął. Tak długo na to czekałem.

Niewiem co napisać. Wiem,że obiecałam wam maraton. To nie tak że zapomniałam lub nie chciało mi się pisać. Nie miałam również braku weny. Wiem,że ciągle coś wam obiecuje ale uwierzcie nie zależy to ode mnie. Wattpad miał straszne problemy. Uwierzcie. Rozdziały były przygotowane. Nie mogłam wogóle nic opublikować,żadnego rozdziału informacji. Przepraszam. Zaraz wszystkie rozdziały pojawią się po kolei. Mam nadzieję że mi wybaczycie.

Był Sobie Pies [Moja Historia] W TRAKCIE KOREKTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz