Cassidy aż wzruszył się z podniecenia i ekscytacji. Wcześniej nawet nie marzył o posiadaniu własnego pancerza wspomaganego. Zbliżył drżącą od emocji dłoń i pogładził opuszkami palców brudny korpus. Po chwili cofnął rękę, którą momentalnie otarł o zniszczone spodnie. Nie rozumiałem dlaczego, ale widocznie posmutniał i zmarkotniał.
— Czy aby na pewno mogę? — spytał, patrząc niepewnie w stronę Noah.
Towarzysz uśmiechnął się serdecznie, pokazując szerokim machnięciem na podstarzałego T-51b.
— Sam słyszałeś, że mamy prawo do tego sprzętu. Jest twój.
— Ale... ale ja nic nie zrobiłem — odparł wyraźnie speszony.
— Zasłużyłeś. — Klepnął Cassa odrobinę za mocno po ramieniu, gdyż ten wydał z siebie stłumiony jęk. — Sam widzisz. Boli, prawda?
— Boli... — potwierdził w odpowiedzi półszeptem, trzymając się wciąż za obolałe ramię.
— Zasługujesz, choćby z tego względu, że poświęciłbyś za nas swoje życie.
Cassidy parsknął cichym chichotem.
— Jasne. Umierać za bandę takich dziwadeł jak wy — dodał żartobliwym tonem. — Ale jak tego używać? Nigdy nie siedziałem w czymś takim... Nie byłem ubrany... tak... w to... — Wskazał na stojącą przed nami zbroję.
— Co? — Noah zmarszczył brwi. — Czym się martwisz? Przecież wszystko ci pokażę. To wcale nie jest trudne, a właśnie wręcz przeciwnie. Jest wspaniałe! — wykrzyknął tak głośno, aż zapiszczało mi w głowie.
— Co w tym wspaniałego? Pancerz jak pancerz. — Drygnął ramionami. — Do tego musi być strasznie ciężki.
— Już nawet nie wspomnę o jego wytrzymałości, bo jest w stanie zatrzymać prawie każdą kulę.
— Ale...?
— W nim jesteś tak silny, że nawet działko obrotowe Marcusa nie byłoby dla ciebie żadnym ciężarem.
Cassidy spojrzał mimowolnie na broń supermutanta.
— Ej, ej, na mnie nie patrz. Tego na pewno nie oddam. Nawet na próbę.
Czasem wydawało mi się, że Marcus kochał swoją ulubioną broń bardziej niż kogokolwiek innego na świecie. Nawet bardziej niż Jacoba. Ale mimo tej ogromnej miłości był w stanie porzucić ją w jaskiniach kopalni Broken Hills. A może po prostu żartował? Czasem nie odróżniałem dowcipów od prawdy. Sam nie wiem.
Cassidy zdawał się być niewzruszony komentarzem rosłego przyjaciela. Wciąż kontynuował rozmowę jedynie z Noah:
— A łatwo się w nim chodzi? — W jego oczach dostrzegłem zwątpienie.
— Wiesz, jakie to uczucie? To tak, jakby... jakby... — Zamilkł na chwilę, próbując znaleźć odpowiednie porównanie. — To tak, jakby ktoś dodatkowo podtrzymywał i popychał nogi? — Zagestykulował dziwacznie rękoma, udając prawdopodobnie chód. — Potrzeba niewiele siły, by wytworzyć większą energię.
— No dobra... Tylko mam jeden warunek. Wyczyścicie mi tę zbroję. Sam nie dam rady jeszcze dobrze machać ręką.
Noah z wielką chęcią pomógł przyjacielowi w wyczyszczeniu pancerza wspomaganego. Nawet Marcus przyłączył się do tej czynności i z uśmiechem na twarzy czyścił najmniej dostępne zakamarki i wnęki. Na koniec przyjaciele asekurowali przy zakładaniu gotowej do użytkowania zbroi. Poczuwszy wcześniej opisywaną lekkość w poruszaniu, głowę Cassa opuściły wszelkie wątpliwości. Poczuł też drobną ulgę, gdyż ból ręki nieco ustąpił, choć wciąż odczuwał jakiś rodzaj dyskomfortu.
CZYTASZ
Wspomnienia Gorisa
FanfictionSzpony śmierci to jedne z najniebezpieczniejszych stworzeń na Pustkowiach. Kiedy pozostałość dawnego rządu, Enklawa, wchodzi w posiadanie toksyny FEV, zaczynają się eksperymenty na tych śmiercionośnych zwierzętach. Inteligencja groźnych istot ulega...