Część XXVIII

19 3 0
                                    


Szpon śmierci stał przed wejściem do zdewastowanego warsztatu. Delikatna poświata pochodząca z wnętrza budynku padała na jego spokojny i pogodny wyraz twarzy. Sądziłem, że to tylko sen. Xarn przecież był od dawna martwy. Zapewne. Martwy. Tak ogromna organizacja jak Enklawa nie odpuściłaby wybryku członków stada. A jeśli to wszystko było jednak prawdą? Natłok pytań prowadził mnie do frustracji.

— Mogę wejść? — spytał Xarn, spoglądając raz na mnie, raz na Marcusa.

— Jasne. — Otworzyłem szerzej drzwi i zrobiłem krok wstecz w celu ustąpienia miejsca w progu.

Rosły szpon śmierci wszedł do pomieszczenia, które rozświetliliśmy sobie malutką lampką znalezioną w stercie śmieci Chrisa. Usiedliśmy wygodnie na podłodze wokół źródła światła.

— Xarn, przyjacielu... — zacząłem niepewnie.

— Witaj, Gorisie — odparł pogodnym, miękkim głosem.

— Ty żyjesz... Ale... Jak to? — pytałem, nie mogąc poukładać słów w sensowną całość.

Xarn uśmiechnął się delikatnie.

— Wiesz, Gorisie, są pewne rzeczy, których nikt nie byłby w stanie pojąć. I tak jest w tej sytuacji.

— Ale co się stało? Opowiedz nam wszystko — w pauzie spojrzałem na Marcusa — proszę.

— Tamtego dnia sądziłem, że zginę. Sprzeciwiłem się. Jako jedyny postawiłem się Enklawie i powiedziałem wprost, co sądzę o ich postępowaniu. Chcieli zrobić z nas bezmyślne i bezduszne narzędzia do swoich nieszlachetnych czynów. Nie wzięli pod uwagę, że eksperyment pójdzie dobrze. Zbyt dobrze... Będziemy lepsi, silniejsi, mądrzejsi. Zaczniemy zadawać pytania i podejmować samodzielnie decyzje. I ja dokonałem takiego wyboru.

Xarn westchnął ciężko, posyłając spojrzenie w stronę Marcusa. Supermutant patrzył na niego, słuchając z uwagą opowiadanej historii. Gdy muskularny szpon śmierci dostrzegł, że mój towarzysz również jest zatroskany o los naszego gatunku, kontynuował dalej:

— Nazwałem ich mordercami i powiedziałem wiele słów na temat tego, jak bardzo nas wykorzystali. Tamtego dnia, gdy nie wróciłem do klatek razem z wami, odizolowali mnie w jakimś dziwnym pomieszczeniu.

— Co oni tam z tobą robili? — spytałem, nie odrywając od niego wzroku.

— Cóż, nie wiem zbyt wiele. Większość czasu po prostu na mnie eksperymentowali. Podłączali do różnych urządzeń, sprawdzali odczyty... Nie znam się zbytnio na tym, więc nie chcę mówić zbyt wiele. — Wystawił przed siebie szponiaste łapy, pokazując nam mnóstwo nacięć i sińców, które nawet w słabym świetle były dość mocno widoczne. — To blizny po różnych rurkach, igłach, nożach... — Westchnął z irytacją. — Gorisie, dlaczego?

— Nie wiem, pewnie chcieli wiedzieć, czy my też...

— Nie! — przerwał moją wypowiedź rozgniewamy Xarn, waląc łapą w drewnianą podłogę. — DLACZEGO?! Dlaczego nie stanęliście wtedy po mojej stronie? Dlaczego zostawiliście mnie samego? Dlaczego nie dołączyliście do wspólnego sprzeciwu? Mieliśmy szansę, Gorisie, mieliśmy szansę...

— Rozumiem twoje rozgoryczenie, przyjacielu. — Odetchnąłem z ogromną trudnością. — Ale... Nie mogę. Nie umiem odpowiedzieć ci na to pytanie. Przecież chciałem już wtedy uciec i ochronić nasze stado. Ale... Zawahałem się i...

Wspomnienia GorisaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz