Część XXIII

37 3 0
                                    

Powolnym krokiem podreptaliśmy po stromych schodach na górę. W ogromnym pomieszczeniu aż roiło się od specyficznych komputerów, których w kryptach raczej się nie spotykało. Bałem się cokolwiek dotknąć, zważywszy na to, że być może te sprzęty faktycznie działały i mógłbym jedynie coś popsuć i uszkodzić. W centrum pokoju umieszczono okrągły ster statku. Nawet przy moich gabarytach wydawał się dość spory. Krzątało się tu kilka osób, jednakże naszą uwagę zwrócił mężczyzna w obdartej czapce kapitańskiej. Facet nie wyróżniał się niczym innym. Gdyby nie specyficzne nakrycie głowy, wyglądałby tak samo w tłumie kolorowych punków.

Kręcąca się kilka kroków od mężczyzny kobieta posłała mimowolnie delikatny uśmiech w naszą stronę. Zauważyłem, że Cassidy również odwzajemnił ten gest. Minęliśmy ją, by móc porozmawiać z rzekomym „Kapitanem".

— Podobno jesteś tym, który może nam pomóc. Rzekomo wiesz wszystko o tym statku — zaczął niepewnie Noah.

— Ooo... — Mężczyzna zwrócił się w naszą stronę wyraźnie zaskoczony. — Słyszałem o tym, co zrobiłeś dla Chipa. Okazałeś się przydatny dla moich ludzi, więc tak — przytaknął głową — chętnie ci pomogę.

— To może najpierw trochę z innej strony... Czemu zwą cię Kapitanem?

— To długa historia, ale mocno ją skrócę. — Wziął głęboki wdech. — Pracowałem kiedyś dla Enklawy, jednak czas pokazał, że to nie dla USA walczę, a dla starych skurwieli. Zrezygnowałem. Zdezerterowałem i uciekłem. Chciałem żyć z bardziej uczciwymi ludźmi.

— Z tymi tutaj? — spytał Noah, unosząc pytająco brew.

— No tak. — Kiwnął głową, po czym wzruszył ramionami. — Po nich wiesz, czego się spodziewać, a spory w Enklawie to stąpanie po niestabilnym i cienkim gruncie. Można to wręcz porównać do stada hien. — Zaśmiał się cicho. — Nawet nie zauważysz, kiedy obrócą się zgodnie przeciw tobie.

— Jak to w ogóle możliwe, że odłączyłeś się od nich i przywędrowałeś aż tutaj? Nie szukali cię?

— Normalnie. Opuściłem Navarro i powędrowałem w taką stronę, gdzie raczej nikt nie próbowałby mnie szukać. Komu zresztą potrzebna jest jedna zbuntowana płoteczka? Nie jestem już tak ważny, aby musieli ruszyć za mną w pościg.

Przełknąłem nerwowo ślinę. Czasem wydawało mi się, że jest już w porządku. Sądziłem, że powracające wspomnienia to tylko obrazy przywołujące jedynie drobną nostalgię czy refleksję. Zaliczyłem kolejny moralny zjazd na samo dno, ponownie dopuszczając do siebie to uczucie podłości i beznadziejności na myśl o Grutharze. Również sądziliśmy, że Enklawa nigdy nas nie znajdzie. Uważaliśmy, że jesteśmy dla nich zbędni. Strzeż się, Kapitanie, bo może okazać się, iż nie miałeś racji – tak samo jak ja i moje stadko.

— Czym jest w ogóle ta Enklawa? Coraz częściej spotykam się z tą nazwą na pustkowiach, jednak nigdy nie usłyszałem konkretów. — Noah kontynuował rozmowę z Kapitanem.

— Można powiedzieć, że to swego rodzaju pozostałość po starych czasach. Jeśli jesteś wytrwały, a twoje umiejętności nie opierają się jedynie na walce, to zabierzesz tę łajbę na platformę i zobaczysz TO na własne oczy — prychnął pogardliwie.

— Co to jest ta platforma?

— Spory kawał od brzegu znajduje się platforma wiertnicza Posejdona. Tam urządzili sobie główną bazę.

— Co tam się dzieje? W sensie tam, na platformie. — Noah wciąż drążył temat Enklawy.

— Nie wiem. — Wzdrygnął ramionami. — Byłem raptem technikiem w Navarro. Nic poza tym. Gadaliśmy jedynie przez linie komunikacyjne. Tylko do tego ograniczał się nasz kontakt, także nawet jeśli bardzo bym chciał, to nie mogę przekazać żadnych istotnych szczegółów.

Wspomnienia GorisaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz