Rozdział VI

498 31 1
                                    

   Na korytarzu rozbrzmiewały szybkie i głośne kroki. Wokół mnie pojawił się tłum uczniów, którzy z zapartym tchem tępo wpatrywali się w skamieniałe ciało. McGonagall przepychała się między czarodziejami, chcąc dostać się do epicentrum całego zamieszania. Sylwetka kobiety zamarła, kiedy jej spojrzenie spotkało się z pustymi oczami Susan. Dostrzegłam przerażenie na jej twarzy, którego nie była w stanie zamaskować. Ręce staruszki zaczęły drżeć, a oddech przyspieszył. Była zmieszana i zaskoczona, pierwszy raz nie wiedziała, jak powinna postąpić.

   — Rozejść się! — krzyknęła, zaciskając mocno szczękę, jednak nikt nawet nie drgnął.

   Pierwszoroczni ze łzami w oczach spoglądali na ognistowłosą dziewczynę, a na twarzach starszych roczników malował się strach i świadomość, że w Hogwarcie nie jest już bezpiecznie.

   — Pani profesor, czy ona żyje? — zapytał jakiś blondyn z trzeciego roku z wyraźną paniką w głosie.

   Nauczycielka spojrzała na niego surowo, nie odpowiadając na pytanie. Ponagliła uczniów ruchem głowy, oczekując, że jak najszybciej odejdziemy z miejsca zdarzenia. Niepewnym krokiem wychowankowie rozeszli się, a ja po dłuższej chwili zastanowienia również poszłam w ich ślady.

   Ta sytuacja była okropna, nawet dla mnie.

______

   Po śmierci Bones w Szkole Magii i Czarodziejstwa zaczął się czas masowej histerii i zgrozy. Uczniowie bali się chodzić na zajęcia czy posiłki, przesiadywali w swoich dormitoriach, najczęściej w grupach, nie chcąc pozostawać sami. Z dnia na dzień nauka stała się ostatnim, o czym myśleli młodzi czarodzieje.

   Hermiona Granger również padła ofiarą niecnych zamiarów potomka Salazara Slytherina. Została znaleziona w bibliotece, a w dłoni trzymała małe lusterko. Kiedy skierowałam wzrok na ten zagadkowy przedmiot, od razu wiedziałam. Brązowowłosa rozwiązała sprawę tajemniczych zniknięć. Teraz wystarczyło tylko nakierować Pottera i Weasleya na właściwy trop.

   — Jesteście pewni, że to tutaj? — zapytałam chłopaków, którzy razem ze mną i profesorem Lockhartem udali się na poszukiwania Komnaty Tajemnic.

   — Chyba tak — odparł bliznowaty, rozglądając się po wnętrzu łazienki dziewczyn.

   Ze zwątpieniem wpatrywałam się w Harrego, który zaczął coś majstrować przy umywalkach. Znieruchomiałam, kiedy z ust Gryfona wydobył się syk, przypominający odgłosy gada. Dźwięk zaczął układać się w słowa, które jako potomkini założyciela domu węża, doskonale rozumiałam. Moim oczom ukazało się wielkie przejście, które prowadziło do komnaty.

   — Ty pierwsza — wybraniec spojrzał na mnie, a ja westchnęłam głośno, zażenowana jego brakiem męskości i odwagi.

   Ruszyłam przed siebie, chcąc już znaleźć się w podziemiach szkoły. Weszłam do ogromnej rury, w której bez problemu się zmieściłam i zjechałam na dół. Od razu do moich nozdrzy dotarł nieprzyjemny, charakterystyczny zapach, pod wpływem którego się skrzywiłam. Podłoże było mokre i lepkie, z sufitu kapała czarna ciecz, a ściany pokryte były warstwą śluzu. Wygląd pomieszczenia nie był ani trochę przyjazny, wręcz odpychał. Za plecami usłyszałam donośne kroki, a z cienia wyszedł nauczyciel Obrony przed Czarną Magią wraz z dwójką Gryfonów.

   — Idziemy — zarządził zielonooki, wysuwając się naprzód.

   Ostrożnie ruszyłam za nim, taksując wzrokiem ciemny korytarz. Wszystko szło gładko, dopóki nie dobiegł mnie głośny krzyk Lockharta, a zaraz później sufit zawalił się.

Riddle!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz