Rozdział XV

219 8 2
                                    

   Draco szerzej otworzył oczy, jednak w jego spojrzeniu nie zobaczyłam zdziwienia, którego oczekiwałam. Złapał lekko moją dłoń i wciąż wpatrywał się w moje przedramię, czasem spoglądając na mnie.

    — Nie jesteś zdziwiony — odparłam podejrzliwym tonem.

    Mimowolnie odetchnęłam z ulgą, bo podejrzewałam, że jeśli Malfoy dowie się o mojej przynależności do Śmierciożerców, to mnie zostawi. Mimo że jego ojciec też jest Śmierciożercą.

    — Podejrzewałem, że Czarny Pan nadał ci Mroczny Znak — powiedział.

    — I mimo to, wciąż ze mną jesteś — szepnęłam cicho, chcąc, żeby tego nie usłyszał. Jednak moje starania się na nic nie zdały, bo mimo to, Draco usłyszał każde słowo.

    — Będę z tobą zawsze. Nie zostawię cię, Kristen — wyszeptał, a później złączył nasze usta w czułym pocałunku.

    Oderwałam się od niego, z lekkim uśmiechem na ustach. Kochałam tego chłopaka, jakkolwiek żałośnie by to zabrzmiało.

    — Chodźmy do domku, nie będziesz tu marznąć. — złapał mnie za rękę, a później lekko pociągnął w stronę domku letniskowego.

    Weszłam do średnich rozmiarów chatki, urządzonej w przytulnym i rodzinnym stylu. Znajdowały się tu kanapy, wyglądające na bardzo wygodne, kominek, w pełni wyposażona kuchnia oraz inne przedmioty, przydające się w życiu codziennym. W rogu salonu znajdowały się schody, prowadzące na piętro, gdzie była łazienka i sypialnia. Domek był całkiem przyjemny i funkcjonalny, więc z optymizmem mogłam stwierdzić, że z przyjemnością zostanę tu na dłużej.

    — Muszę wracać do Hogwartu, Kris. Jesteś tu bezpieczna, ale na wszelki wypadek zawsze miej przy sobie różdżkę. Będę tu zaglądał co jakiś czas — odezwał się po dłuższej chwili ciszy.

    Przytaknęłam cicho i usiadłam na kanapie, która tak jak myślałam, była bardzo wygodna. Mruknęłam słowa pożegnania, ze smutkiem uświadamiając sobie, że blondyn wyszedł, zostawiając mnie samą.

*****

                        3 dni później...

    Przez te parę dni nie miałam żadnych informacji od Dracona, Dumbledore, czy Zakonu Feniksa. Byłam zdana na samą siebie. Jedyne, co robiłam w ciągu trzech dni, to wgapianie się w ścianę i myślenie, czy z Ron'em Weasley'em wszystko w porządku, czy Voldemort podjął jakieś kroki, gdy dowiedział się, że zniknęłam, czy Zakon Feniksa podjął jakieś środki, żeby zapobiec atakom Śmierciożerców na Magiczny Świat. Te wszystkie pytania pozostawały bez odpowiedzi, a najwidoczniej Zakon, nie chciał pomóc mi znaleźć na nie rozwiązania.

    Po raz kolejny wzięłam łyka zimnej już herbaty, a później popatrzyłam na ścianę, znajdującą się na przeciw mnie. Moją głowę znowu zaprzątały nieprzyjemne myśli, które nie chciały odejść z mojego umysłu. Jakby ktoś specjalnie mi je podsyłał, żebym zamęczyła się na śmierć.

    Usłyszałam pukanie do drzwi, które wydawało się jakimś sygnałem. Dwa wolne pukania, a później trzy szybkie. Podeszłam do drzwi, jednocześnie trzymając w ręce różdżkę. Moje knykcie zbielały, pod wpływem mocnego uścisku, który stosowałam na czarodziejskim przedmiocie. Powoli złapałam klamkę drzwi lewą ręką, a prawą wystawiłam do przodu, przygotowując się na atak. Zaczęłam ciągnąć drzwi w moją stronę, otwierając mnie. Moim oczom ukazała się postać Minerwy McGonagall, a ja głośno odetchnęłam, z widoczną ulgą i opuściłam różdżkę.

Riddle!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz