Rozdział III

810 33 8
                                    

   W pomieszczeniu zapadła cisza, podczas której z niedowierzaniem i zaskoczeniem wpatrywałam się w zdeformowaną twarz mojego ojca. Mimowolnie cofnęłam się o krok, nie mogąc uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Czerwone oczy wpatrywały się we mnie z ciekawością, a moje ręce zaczęły drżeć. Pewność siebie nagle ze mnie wyparowała.

   — Tak, kochanie — usłyszałam ten zimny głos, a po moich plecach przeszedł dreszcz.

   — Ale jak? Przecież ty... — jąkałam się, dalej będąc w głębokim szoku.

   — To nie czas na wyjaśnienia — odparł stanowczo. — Muszę zdobyć kamień filozoficzny, aby się odrodzić.

   — Co ja mam z tym wspólnego?

   — Zaprzyjaźnij się z Harrym Potterem. On znajdzie kamień, ty go ukradniesz i oddasz mnie — wytłumaczył, nawet nie dając mi możliwości wyboru.

   — Dobrze — powiedziałam po dłuższej chwili, nie będąc do końca pewna powodzenia tego planu.

   Spojrzałam ostatni raz na ojca, po czym wyszłam z sali, w której panowała ciemność, i udałam się do mojego dormitorium z głośnym westchnieniem.

   Musiałam to wszystko przemyśleć.

______

   Lekcja eliksirów skończyła się, a ja już w głowie układałam harmonogram działania. Musiałam jakoś dotrzeć do wybrańca, wykazać się sprytem, który jest cechą przewodnią mojego domu. Dla mojego ojca byłam w stanie zrobić wszystko, nawet zniżyć się do tego poziomu, żeby zaprzyjaźnić się z jakimś marnym Gryfonem. Nie miałam wyjścia, trzeba było włożyć dumę do kieszeni i działać.

   Szukałam wzrokiem Złotej Trójcy, chcąc jak najszybciej zacząć realizację mojego planu. Potter i jego paczka stali w głębi korytarza i widocznie coś kombinowali. Zaczęłam iść w ich stronę, taksując wzrokiem gryfońskie sylwetki.

   — Cześć — uśmiechnęłam się przyjaźnie, stając przed zdziwionym Harrym.

   — Ekhm... Hej? — bardziej zapytał niż powiedział brunet, obserwując każdy mój najmniejszy ruch.

   — Nad czym się tak głowicie? — zaśmiałam się słodko, wpatrując się moimi wielkimi czekoladowymi oczami w skonfundowanych Gryfonów.

   — Czego od nas chcesz? — warknął rudy Zdrajca Krwi, patrząc na mnie z nienawiścią.

   — Po prostu chciałam się lepiej poznać, w przyszłości może nawet zaprzyjaźnić — wytłumaczyłam, z fałszywym smutkiem spoglądając na Łasica. — Jeśli wam przeszkadzam, mogę sobie pójść.

   — Nie, zostań — odpowiedział szybko zielonooki. — Jesteś Ślizgonką, myśleliśmy, że przyszłaś tu, żeby się z nas naśmiewać.

   Z chęcią bym to zrobiła.

   — Nie wszyscy uczniowie Domu Węża są źli — zrobiłam zawiedzioną minkę, jakby rozczarowując się zachowaniem Pottera.

   — Nie gniewaj się — Weasley i wybraniec powiedzieli niemal równocześnie, a szlama Granger tylko wpatrywała się we mnie, stojąc z boku, dotąd się nie odzywając.

   — W takim razie może pójdziemy do Pokoju Wspólnego Gryffindoru? Spędzimy trochę czasu w swoim towarzystwie — na moją twarz wpłynął miły i zachęcający uśmiech, a chłopcy energicznie pokiwali głowami, zgadzając się na bliższe poznanie.

   Pierwsza faza planu zaliczona.

______

   — Harry, jesteś bardzo zabawny — zaśmiałam się perliście, ukazując rząd białych zębów.

   Kto nabrał się na ten sztuczny śmiech?

   Oczywiście Golden Trio.

   — Kristi, jesteś taka słodka — wychwalał mnie wybraniec, a na mojej twarzy pojawił się usatysfakcjonowany uśmiech.

   Owinęłam sobie ich wokół palca szybciej niż się tego spodziewałam. Rudy Weasley i Potter ciągle mi słodzili, zapatrzeni we mnie jak w obrazek, nawijali coś o Quiddichu, a ja podłapywałam temat, wtrącając jakieś ciekawostki z życia graczy. Hermiona Granger dużo mówiła o nauce i książkach, pytała mnie o moją opinię na wiele różnych tematów, a ja żywo odpowiadałam na jej pytania, udając zainteresowanie jej osobą. Gra aktorska była dopracowana w każdym detalu i nikt nie mógł zaprzeczyć, że byłam potomkinią Salazara Slytherina - sprytną i wyrachowaną suką.

   — Kochani, z chęcią bym jeszcze została, ale niestety muszę już wracać do swojego dormitorium — podniosłam się z kanapy, czując uważny wzrok na swojej postaci. — Widzimy się jutro — pomachałam im na odchodne, wychodząc z pomieszczenia, urządzonego w barwach Gryffindoru.

   — Kretyni — wymruczałam, kiedy tylko zniknęłam im z pola widzenia i przewróciłam oczami, nie mogąc uwierzyć w ich głupotę i naiwność.

   Nie słyszeli, że Ślizgoni to podstępne gady?

______

   Następnego dnia udałam się do gabinetu nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, chcąc podzielić się dotychczasowymi sukcesami. Nie pukając do drzwi, przekroczyłam ich próg i usiadłam na czarnym fotelu, stojącym w kącie niewielkiego pomieszczenia.

   — Jak na razie wszystko idzie po mojej myśli — zaczęłam, uśmiechając się przebiegle pod nosem. — Potter i jego rudy koleżka zakochali się we mnie po uszy, a ta głupia mugolaczka uważa mnie za najlepszą przyjaciółkę — zaśmiałam się podle, wyobrażając sobie naiwną buźkę Granger.

   — Cieszę się, że twój plan się powodzi — odparł Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, patrząc na mnie przychylnym wzrokiem — Co planujesz dalej?

   Zastanowiłam się chwilę, a w mojej głowie pojawiły się miliony pomysłów, które mogłabym wykorzystać przeciwko Złotej Trójcy.

   — Niedługo się dowiesz — powiedziałam tajemniczo, opuszczając ciasny gabinet.

   Wkrótce wszyscy przekonają się, na co mnie stać.

_____

   — Słucham? Chce pani najlepszej uczennicy odjąć 10 punktów? Jest pani bezczelna! — fuknęłam, patrząc na McGonagall z politowaniem.

   Nauczycielka transmutacji głośno westchnęła, będąc już zmęczona moim ognistym temperamentem. Schowała twarz w dłoniach, widocznie się nad czymś zastanawiając.

   — Panno Riddle... — zaczęła, a na jej twarz wpłynęła oschłość i powaga. — Użyła pani zaklęcia petryfikującego na koledze z pierwszego rocznika, na dodatek ukradła mu wszystkie galeony. To niedopuszczalne! - potarła dłonią o skroń, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek.

   — Jest pani niesprawiedliwa! To on mnie zaatakował, ja się tylko broniłam! — skłamałam, wpatrując się z oburzeniem w starszą kobietę.

   Nagle drzwi wejściowe huknęły, a do klasy wbiegł zdyszany charłak - woźny Filch. Jego twarz pokryta była rumieńcem, oddech ciężki, a w oczach malowało się przerażenie. Czarownica podskoczyła z zaskoczenia, z niezrozumieniem wpatrując się w szkaradnego mężczyznę.

   — Co się stało, Argusie? — zadała pytanie McGonagall.

   — Troll! W szkole jest troll! — ciemnowłosy krzyczał jak opętany, zwracając tym moją uwagę.

   Profesorze Quirrell, dobrze się pan spisał.

Riddle!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz