Przerażenie i smutek. W tej chwili czułem tylko to. Popatrzyłem w stronę Pansy, która w tym momencie biegła w stronę Hogwartu. Sprawdziłem puls Kris, tym razem dokładniej. Wciąż nic. Wziąłem ją na ręce i pobiegłem w stronę Skrzydła Szpitalnego z nadzieją, że tam ją uratują, przywrócą do życia. Kopniakiem otworzyłem drzwi od pomieszczenia i położyłem szatynkę na pierwszym lepszym łóżku. W tym samym momencie podbiegła do nas pani Pomfrey. Spojrzała uważnie na młodą Riddle, po czym pobiegła po jakieś eliksiry. Nie wiedziałem co robić. Momentalnie cała moja odwaga ze mnie uleciała. Złapałem martwą dłoń Kristen, a pojedyncza łza poleciała po moim policzku. Brunetka zazwyczaj uśmiechnięta i tętniąca życiem, dzisiaj leżała przede mną martwa.
****************
KRISTEN'S POV
Leniwie otworzyłam oczy, próbując przyzwyczaić się do światła panującego w pomieszczeniu. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej, po czym zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Siedziałam na brudnej od krwi ziemi w... nicości? Nie było tu kompletnie niczego. Przed sobą widziałam tylko biel. Gdyby nie czerwona krew znajdująca się na białej podłodze, nie wyróżniało by się tu kompletnie nic. Moje dłonie były całe w szkarłatnej cieczy. Nie wiedziałam co się dzieje i gdzie jestem. Nagle usłyszałam głos, podobny do syczenia węża. Mówił do mnie. Słyszałam go donośnie w mojej głowie.
- Dobrze się spisałaś Kristen. Zdobyłaś zaufanie Harrego Pottera. Zostaniesz za to wynagrodzona. Niedługo się spotkamy. Czekaj na mnie.
****************
DRACO'S POV
Leżała już tam trzy dni. Pani Pomfrey mówiła, że Kris z tego wyjdzie, ale powoli zacząłem trafić nadzieję. Usiadłem na krześle obok brunetki i ponownie złapałem ją za dłoń. Wciąż była okropnie zimna. Drugą ręką pogłaskałem ją delikatnie po głowie. Kristen była taka piękna. Myśl, że już nigdy nie zobaczę jak się uśmiecha, była dla mnie okropnie bolesna. Nagle poczułem jak lekko ścisnęła moją dłoń, a następnie zobaczyłem jej piękne, zielone oczy wpatrzone we mnie. Uśmiechnąłem się promiennie. Ona przeżyła, jest tu ze mną. Przytuliłem ją lekko, próbując jej nie skrzywdzić. W tej chwili była taka słaba. Podciągnęła się, po chwili opierając się o ramę łóżka. Jej mina nie wróżyła nic dobrego. Przymknęła oczy, a następnie powiedziała ochryple.
- On powrócił.
*****************
KRISTEN'S POV
- Mówimy o NIM?
- Nie, o babci Longbottoma. - Prychnęłam, patrząc na niego jak na idiotę.
- Jezu, tylko chciałem się upewnić, że myślimy o tym samym. - Westchnął, po czym poprawił swoje lekko rozczochrane włosy. - Co z tym zrobimy?
- Nie wiem. - Powiedziałam szczerze, cały czas utrzymując z nim kontakt wzrokowy. - Mówił, że...
Już miałam dokończyć kiedy przypomniałam sobie, że nie mogę mówić Draco o mojej misji. Malfoy zrobił zdezorientowaną minę, przez moje nagłe przerwanie zdania.
- Mówił, że co? - Dociekliwie drążył temat. Miałam totalną pustkę w głowie. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Zaczęłam nerwowo stukać paznokciami w blat stolika obok mnie.
- Malfoy, idź już. Pacjentka musi odpoczywać. - Nagle do rozmowy dołączyła się pani Pomfrey i totalnie uratowała mnie przed tą całą niezręczną sytuacją.
- Później dokończymy rozmowę. - Stwierdził Draco, po chwili opuszczając pomieszczenie. Odetchnęłam z ulgą, lecz wiedziałam, że ta rozmowa mnie nie ominie.
**************
Po tygodniu ciągłych badań i picia eliksirów medycznych mogłam już spokojnie wyjść ze Skrzydła Szpitalnego. Pani Pomfrey powiedziała, że dzięki Draco nadal żyję. Chciałam mu podziękować, ale za bardzo bałam się go spotkać, ponieważ musiałabym dokończyć z nim rozmowę, której nie mogę dokończyć. Weszłam do Wielkiej Sali. Aktualnie nic ciekawego się nie działo. Uczniowie jedli obiad na przemian z ciągłym odpowiadaniem na pytania znajomych, nauczyciele zaciekle dyskutowali o szkole i lekcjach. Ze sztucznym uśmiechem usiadłam przy stole gryfonów pomiędzy Granger, a Potterem.
- Cześć kochani. - Uśmiechnęłam się do moich celi, a oni odwzajemnili gest.
- Co ona tu robi? - Zapytał się jakiś gryfon, spoglądając na mój zielony krawat.
- Ona jest z nami. - Syknęła Hermiona w stronę, jak widać, nielubianego chłopaka. Uśmiechnęłam się kpiąco w jego stronę, po czym wróciłam do podlizania się Golden Trio.
- Co tam u was? - Zapytałam Mionę, która w tym momencie zajadała się tostem.
- Lepiej powiedz jak ty się czujesz, razem z Harrym i Ronem przychodziliśmy do ciebie codziennie, kiedy byłaś nieprzytomna. Później nie chcieli nas wpuszczać. Mówili, że musisz wyzdrowieć. - Odpowiedziała dziewczyna, jednocześnie poprawiając torbę, która lekko ześlizgnęła się jej z ramienia.
- Wszytko dobrze. A teraz wybaczcie, ale muszę wrócić do dormitorium odrobić pracę domową z Transmutacji. - Wymyśliłam na poczekaniu, po czym wyszłam z Wielkiej Sali. Oparłam się o pierwszą lepszą ścianę. Znowu słyszałam ten głos. Jego głos. Krzyczał na mnie. Był w mojej głowie.
***************
Obudziłam się o dziesiątej. Strasznie późno, ale od czego mamy weekendy. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam szkolną szatę i wyszłam z dormitorium, kierując się na błonia. Usiadłam na trawie, po czym oparłam się o drzewo, te same przy którym siedzieliśmy z Draco i Pansy. Nadal nie mogłam uwierzyć, że Parkinson była zdolna wepchnąć mnie do jeziora. Dobrze wiedziała, że nie umiem pływać. Mówiłam jej to niedawno na babskim nocowaniu. Zrobiła to specjalnie. Chciała żebym zginęła, ale nadal nie wiem dlaczego. Wiedziałam, że muszę się tego dowiedzieć. Nagle usłyszałam jakiś szelest za mną. Odwróciłam stronę w stronę dźwięku i od razu tego pożałowałam.
- Kristen, wytłumacz mi wszystko. Powiedz, co przede mną ukrywasz.
CZYTASZ
Riddle!
Fanfiction- Winna! - usłyszałam. - Że co? Niby za co? - zapytałam, udając niewiniątko. Musiałam grać, oszukiwać, żeby tylko wyjść na wolność. Nie chciałam ponosić konsekwencji moich czynów. Wiem, nie zachowywałam się honorowo czy odpowiedzialnie, ale pi...