Rozdział VII

447 24 3
                                    

   Draco prowadził mnie ciemnym korytarzem, który wydawał się nie mieć końca. Na ścianach wisiały portrety, przedstawiające przodków blondyna. Kilkanaście par szarych oczu wpatrywało się we mnie. Nie byłam pewna, czy wiedzieli, kim jest mój ojciec, ale w ich tęczówkach mogłam dostrzec strach i podziw. Mały uśmieszek wpłynął na moją twarz i delikatnie uniosłam podbródek. Poczułam się potężna, a ciepło ludzkiego wzroku dodawało mi pewności siebie.

    — Daleko jeszcze? — zapytałam, przerywając ciszę, która panowała między mną a Malfoyem od dłuższego czasu.

    Chłopak nie odpowiedział, nie zaszczycił mnie nawet swoim spojrzeniem, parł dalej do przodu, zostawiając mnie lekko w tyle. Przewróciłam oczami i nie mając innego wyboru, podążałam za nim. Skręciliśmy w kolejny mroczny korytarz i po przejściu kilku kroków, arystokrata zatrzymał się przed wielkimi, drewnianymi drzwiami. Otworzył wrota i odwrócił się w moją stronę, sugerując, żebym weszła pierwsza.

    — Jaki dżentelmen — prychnęłam pod nosem, przekraczając próg.

    Pokój zaskoczył mnie swoją jasnością i przytulnością w porównaniu z resztą dworu. Obecne były tu różne odcienie srebra i zieleni, jak przystało na prawdziwego Ślizgona. Na środku pomieszczenia stało wielkie łoże, zachęcające do położenia się na nim i odpoczynku, pod ścianą znajdowało się biurko i regał z książkami, na którym zauważyłam mnóstwo tytułów, nawiązujących do Quidditcha i nauki eliksirów. Po prawej mieściły się drzwi do łazienki, a za oszkloną fasadą rozpościerał się wielki taras.

    Zaciekawiona wyszłam na zewnątrz i oparłam o stalową balustradę. Widok był niesamowity - piękny, zielony ogród, okalany kolorowymi kwiatami i wysokimi krzewami, z wielkim stawem na środku, wokół którego krążyły białe, eleganckie pawie. Wstrzymałam oddech, doceniając urodziwość krajobrazu. Nawet nie zauważyłam, kiedy pojawił się blondyn. Poczułam ciepło drugiego ciała zaledwie kilka centymetrów ode mnie. Spojrzałam w jego stronę, znajdując natarczywą szarość oczu. Twarz chłopaka zbliżała się do mojej, a na jego ustach wykwitł uśmiech, który zmiękczyłby kolana wielu dziewczynom. Miałam wrażenie, że serce przyspieszyło mi do dzikiego galopu, a policzki zarumieniły się ogniście. Czułam gorący oddech tuż obok, a następnie dotyk na wargach. Malfoy pocałował mnie delikatnie, jego usta były miękkie jak jedwab. Zamknęłam oczy, rozpływając się pod czułym kontaktem.

    Nagle pod powiekami pojawił się obraz mojego ojca, z szyderczym uśmiechem goszczącym na podłej, szkaradnej postaci potwora. Oblał mnie zimny pot, a umysł całkowicie otrzeźwiał. Odepchnęłam od siebie Ślizgona, patrząc na niego zszokowana i zdezorientowana.

    — Dlaczego to zrobiłeś? — krzyknęłam, odchodząc od niego jak najszybciej.

    Blondyn wyglądał na oszołomionego, chyba nie do końca rozumiejąc, co tu się właśnie wydarzyło.

    — Przepraszam, po prostu... wyglądałaś tak pięknie i...

    — Nie miałeś prawa mnie całować — warknęłam, czując narastającą we mnie złość. Zacisnęłam dłonie w pięści, wbijając paznokcie w skórę.

    Rzuciłam chłopakowi ostatnie wściekłe spojrzenie i udałam się w kierunku wyjścia z pokoju, marząc już tylko o powrocie do domu. Zbiegłam po schodach, prowadzących do holu i stanęłam pod drzwiami do jadalni, próbując uspokoić nierówny oddech i łomoczące serce. Poprawiłam włosy, a na moją twarz wpłynął sztuczny uśmiech, z którym weszłam do pomieszczenia.

    — Kristen, właśnie miałam po ciebie iść — odezwała się moja "matka" z nieszczerym wyrazem twarzy, podobnym do mojego, zwracając na mnie uwagę tłumu, zasiadającego przy stole. — Wyjeżdżamy — podniosła się ze swojego miejsca, a w jej ślady poszli pozostali członkowie rodziny.

Riddle!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz