Postać odwróciła się w moją stronę, a ja ujrzałam twarz ojca. Uśmiechnął się, ale nie był to jakiś przyjazny i szczery uśmiech, ale kpiący i sarkastyczny.
- Witaj, Kristen - odrzekł zimnym tonem, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- Chciałeś się spotkać - powiedziałam spokojnie, przypominając sobie, jak rozmowa ma się potoczyć i co mam powiedzieć.
- Dawno cię nie widziałem, tęskniłem - odparł, a mi zachciało się śmiać, jednak z czystej przyzwoitości siedziałam cicho.
- A tak naprawdę - popatrzyłam na niego, a on znowu posłał mi ten swój kpiący uśmieszek.
- Chciałbym, żebyś została Śmierciożerczynią - rzekł poważnie i popatrzył na mnie obojętnym wzrokiem.
- Nie - odpowiedziałam cicho, jednak Voldemort to usłyszał i spojrzał na mnie zdziwiony, a później w jego oczach zauważyłam złość.
- Chyba się przesłyszałem. Możesz powtórzyć - powiedział wściekły i lekko oparł się o drzewo stojące za nim. Popatrzyłam na niego lekko wystraszona, a moja cała pewność siebie gdzieś uciekła razem z moim wyobrażeniem przebiegu rozmowy. Teraz byłam totalnie przerażona i nie wiedziałam co powiedzieć.- J-ja...
- Co "ty"? - warknął i popatrzył na mnie z nienawiścią w oczach. Podparłam się ręką o drzewo, bo nie mogłam normalnie ustać na nogach. Chciałam być odważna, chciałam być pewna siebie, ale prawda jest taka, że nigdy taka nie byłam.
- Zostanę Śmierciożerczynią - szepnęłam i odwróciłam wzrok, bojąc się spojrzeć w twarz mojego ojca.
*****
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam cicho i rozejrzałam się po rezydencji, w której się znajdowaliśmy. Wszędzie panowała ciemność, a wystrój tego domu był starodawny i elegancki. Chyba byliśmy...
- Jesteśmy w Malfoy Manor - odparł i zaczął iść jakimś korytarzem, a ja ruszyłam za nim. Nie wiem dlaczego się zgodziłam. Byłam słaba, a myśl, że już niedługo będę zabijać na zawołanie Czarnego Pana, jeszcze bardziej mnie osłabiała.
- Usiądź - rzekł Voldemort, kiedy znaleźliśmy się w jakimś pomieszczeniu przypominającym jadalnię. Wskazał jakieś krzesło, a ja sparaliżowana nie mogłam się ruszyć, jednak pod jego ostrym spojrzeniem wykonałam polecenie.
- Wystaw lewą rękę - rozkazał, a ja od razu wystawiłam część ciała. To niby był mój ojciec, ale w każdej chwili mógł mi coś zrobić. Mogłabym teraz krzyknąć i sprzeciwić się, ale jak to się mówi: Łatwo być odważnym, kiedy nikt nie patrzy.
Czarny Pan zaczął wypowiadać jakieś niezrozumiałe zaklęcie pod nosem, jednocześnie przyciskając różdżkę do mojego lewego przedramienia. Zamknęłam oczy, bo w jednej chwili ogarnął mnie niesamowity ból. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam pokazać, że jestem słaba. Jeśli dowiedziałby się, że się go boję, zniszczyłby mnie.
Ojciec odsunął różdżkę od mojej ręki i uśmiechnął się, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz obrzydzenia.
- Od dzisiaj stałaś się Śmierciożerczynią, kochanie.
*****
- Moi drodzy, przywitajcie nową Śmierciożerczynię - powiedział Voldemort i wskazał na mnie ręką, przez co spojrzenie wszystkich Śmierciożerców było zwrócone na mnie. - Oto moja córka, Kristen Riddle, ale z racji tego, że nienawidzę tego nazwiska, przyjmie inną nazwę. Wiwatujcie na widok Bad Queen.
CZYTASZ
Riddle!
Fanfiction- Winna! - usłyszałam. - Że co? Niby za co? - zapytałam, udając niewiniątko. Musiałam grać, oszukiwać, żeby tylko wyjść na wolność. Nie chciałam ponosić konsekwencji moich czynów. Wiem, nie zachowywałam się honorowo czy odpowiedzialnie, ale pi...