#2 Rozdział 10 - Ścigacz.

426 38 30
                                    

    Od przyjazdu Jongina do domu minęły zaledwie trzy dni. Jangmi starała się nie opuszczać go na krok, przez co spędzała z nim całe dnie. Dwójka przyjaciół z dzieciństwa potrzebuje chwili dla siebie. Muszą przecież nadrobić stracony czas, by niczego nie żałować po fakcie. Tego dnia nie było inaczej; Kim z samego rana, tuż po pobudce, zaglądnęła do pokoju Jongina. Chanyeol był w tym czasie już w pracy, więc tym bardziej dziewczyna mogła poświęcić cały swój czas dla niższego z dwójki chłopaków. 

    Po wejściu do pomieszczenia, Jangmi nie zastała w nim chłopaka, którego poszukiwała. Zamiast niego,nieopodal łóżka, leżała wielka, czarna walizka. Kim nie chciała niczego pochopnie przypuszczać, więc aby się upewnić podeszła do przedmiotu i powoli odpięła jej zamek. Niestety - jej przypuszczenia się sprawdziły. Walizka była pełna. Dziewczyna usiadła niezgrabnie na podłodze, układając nogi w siadzie skrzyżnym. Nie była zła, nie była nawet rozczarowana.

    Była po prostu smutna. 

    W tym samym momencie do sypialni wszedł nie kto inny, jak Jongin, którego głupkowaty uśmieszek zmienił się w lekkie zaskoczenie, gdy tylko zobaczył w jakim stanie jest jego mała kruszynka. 

     To nie tak, że chłopak widział w Kim dziecko; przecież była dorosłą kobietą, jednak wciąż jakaś część Jongina widziała w niej tylko drobną, niewinną istotkę, która jeszcze nie skażona złem tego świata potrzebuje ochrony. W rzeczywistości Jangmi była tak doświadczona przez życie, że praktycznie niemożliwym było nazwanie jej niewinną, jednak na tamtą chwilę ona sama nie miała o tym pojęcia. 

- Mimi... - westchnął ociężale chłopak, zbliżając się do dziewczyny. Ta zaś przeniosła powolnie swój wzrok na chłopaka, patrząc na niego ze smutkiem bijącym z jej oczu.

- Dlaczego jesteś już spakowany? - zapytała, mimo wszystko starając się nie brzmieć, jak kompletnie wyprana z emocji duszyczka.

- Mimi, - powtórzył Kim, siadając obok Jangmi. - musisz zrozumieć, że nie mam pojęcia, kiedy będę musiał wyjechać. Może być tak, że przyjdzie do mnie list z powiadomieniem, że pod koniec miesiąca mam się stawić na lotnisku, ale równie dobrze za dwie minuty może zadzwonić mój telefon, a głos po drugiej stronie nakaże mi w ciągu  dziesięciu minut się spakować i wyjechać. - wyjaśnił, spoglądając na naburmuszone policzki dziewczyny, która wyglądała w tamtym momencie jak pięciolatka, której zabroniono przechodzić przez płot.

    I to dosłownie. Jongin do teraz pamiętał minę nadąsanej dziewczynki, która mimo skaleczonego kolanka i rozdartych rajstopek była wielce zaskoczona faktem, że zrobiła coś złego i jej niewiele starszy opiekun prawi jej kazanie. 

    A potem i tak płakała przez ból nogi, tuląc się do tego samego chłopca, na którego jeszcze przed minutą była obrażona, zapewniając, że już "nigdy przenigdy" nie przejdzie przez płot.

    By następnie powtórzyć wspomnianą scenkę +/- siedemnaście, może dziewiętnaście razy. 

    W porywach do dwudziestu sześciu.

    Tak samo było i teraz. Jangmi wiedziała, że płacząc, robi przykrość również Jonginowi, ale nie była w stanie ukryć targających nią emocji. Była potwornie smutna. Chciała mieć przyjaciela jak najbliżej siebie, zwłaszcza wtedy, gdy był jedyną osobą, którą w pełni pamiętała. Wiedziała, że Chanyeol nie jest złym człowiekiem. Wiedziała, że nigdy celowo by jej nie skrzywdził. Wiedziała, że coś do niego czuje, ale to tak, jakby starała się ułożyć puzzle, nie mając pojęcia, jak ma wyglądać gotowy obrazek i z brakiem dziewięćdziesięciu pięciu procent potrzebnych elementów. Chociażby nie wiadomo jak bardzo  starała się cokolwiek sobie przypomnieć, nie była w stanie tego zrobić. Owszem, miała pewne przebłyski, ale czy fakt, że nazywała Parka "Chan" cokolwiek zmienia?

Uległa - EXO fanfiction I & IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz