Skończyłam opowiadać mamie co wydarzyło się na urodzinach Holly. Słuchała mnie cały czas z uwagą, nie przerywała mi. Była po prostu kochana. Kiedy płakałam przytulała mnie i czekała aż będę mogła dalej mówić. Sama o nic nie pytała.
Siedzieliśmy teraz w salonie pod kocem i piliśmy ciepłą herbatę z cytryną. Mama nawet przyniosła czekoladki, które miała dać swojej przyjaciółce Fionie Black.
- Czekolada jest najlepsza na smutki - powiedziała. - A Fiona na pewno zrozumie. - uśmiechnęła się do mnie.
- Nie jesteś zła? - musiałam o to zapytać.
- Oh.. kochanie, oczywiście, że jestem, ale nie na ciebie. Jestem zła na nich. Nie rozumiem jak można zrobić coś takiego przyjaciółce, swojej dziewczynie... no dobra to jeszcze mogę zrozumieć bo Paul to w końcu facet. Nie jest ślepy, a Holly nie jest brzydka, ale nigdy nie sądziłam, że jest na tyle niedojrzały. Jak go spotkam to obiecuję ci, że już ja mu zrobię wykład o traktowaniu dziewczyn. - mówiła z taką powagą, że zaczęłam wątpić by to był jakiś żart na poprawienie mi humoru.
- Nie. Mamo obiecaj mi, że nic nie zrobisz. Nie chcę żebyś z nimi o tym rozmawiała. Proszę?- próbuje ja jakoś przekonać.
- Dobrze. Nic nie zrobię. To twoja sprawa jak z nimi postąpisz. - przytuliłam ją - Ty też mi coś obiecaj.
- Zależy co. - wolę być ostrożna.
- Następnym razem poszukaj sobie dojrzałego faceta.
- Dobrze. Będę mieć oczy szeroko otwarte. - zrobiłam wielkie oczy i po chwili obie zwijałyśmy się ze śmiechu. To pozwoliło mi na chwilę zapomnieć o całej sprawie. Niestety to nie trwało długo bo zadzwonił mój telefon. Wiedziałam, że dzwoni Paul albo Holly. Nie rozmawiałam z nikim od tygodnia. Nie poszłam nawet do szkoły byle by ich uniknąć. Nie byłam jeszcze gotowa. W poniedziałek będę musiała na nich patrzeć. Mam nadzieję, że wytrzymam. Teraz rozumiem te wszystkie spojrzenia. Oni wszyscy wiedzieli. Zadzwoniłam tylko do Drew. Zapytałam po prostu czy wiedział. Wiedział. Przyłapał ich na górze. Pokłócili się. Przepraszał, że mi nie powiedział, ale chciał żeby to oni mi powiedzieli. A ja się rozłączyłam. Nie chciałam dłużej tego słuchać.
Teraz było podobnie dlatego nie odbierałam żadnych telefonów. Niech wiedzą co czuję.
- Jessica! - mama zdążyła już pójść do kuchni. Więc tam poszłam.
- Hę?
-Jedziemy na zakupy - oznajmiła - To poprawi nam humor. Później zrobimy sobie kolację i obejrzymy jakiś horror. Co ty na to?
- A ja na to, że już idę się przebrać - krzyczałam biegnąc po schodach. - Daj mi 10 minut.
Wpadłam do pokoju i właśnie sobie przypomniałam, że nie powiedziałam mamie o szkole. Cholera, Jessica. Miałaś taką okazję - zaczęłam intensywnie myśleć i po chwili stwierdziłam, że powiem jej wieczorem.
- Jess, jesteś genialna.- Mruknęłam i zaczęłam szukać jakiś ubrań w szafie. Wiem, że gdzieś tutaj powinna być koszulka z kwiatowym numerem i jansowe spodenki. O są. Do tego czarne sandałki.
- Tylko gdzie one są? - zaczęłam przeszukiwać jeszcze raz szafie. W końcu znalazłam. Były zaplątane w jakąś bluzę. Nie jakąś tylko bluzę Paula. Tą samą, którą mi dał wtedy. Nie myśl o tym... Jutro spakuję wszystko co od niego dostałam i w poniedziałek dam to wszystko Holly, żeby mu oddała. Bo w końcu on chodzi na studia a my dopiero jesteśmy w 2 liceum.
- Jessica! Gotowa?
- Już idę - założyłam buty i zeszłam na dół.
- I jak? - zrobiłam piruet.
- Świetnie. Daj zrobię ci jeszcze warkocza. Pasuje do tego stroju. - zaczęła pleść. - Ok, możesz zobaczyć się w lustrze.
Spojrzałam tak jak mi kazała. To co zobaczyłam przeraziło mnie. Nie chodzi mi o mój wygląd, sylwetkę bo oprócz tego, że trochę schudłam nic się nie zmieniłam. Zawszę byłam lekko umięśniona dzięki temu, że chodziłam czasami na siłownię i biegałam. Włosy, ciemno brązowe, gęste teraz były związane w luźnego warkocza. Oczy miałam duże, koloru fiołków. Nie wiem jaki cudem wyszedł taki kolor, ale są bardzo ładne to muszę przyznać. To właśnie ich widok tak mnie przeraził. Kiedyś były cały czas radosne, uśmiechnięte, błyszczące... tak jak ja. Ale to było kiedyś. Teraz są smutne, bez wyrazu, błyszczały w nich tylko łzy. Zero radości.
- Wyglądasz ślicznie - powtórzyła mama.
- Zmieniłam się, prawda? Chodzi o charakter. Kiedyś byłam inna.
- No cóż... to prawda. Zmieniłaś się, ale teraz bardziej przypominasz mi twojego ojca... - pierwszy raz mówiła o nim. Słuchałam z uwagą, żeby nic mi nie umknęło.
- Jaki on był? - tym pytaniem wiele ryzykowałam, ale musiałam spytać.
- Był taki jak ty teraz. Uparty, zawsze stawiał na swoim pod warunkiem, że miał rację. - tu się uśmiechnęła - Był dobry, radosny troszczył się o wszystkich. Taki był twój ojciec i ty teraz taka jesteś.
- Dziękuję, że mi to powiedziałaś. - przytuliłam się do niej. To, że wiem jaki był ojciec pomógł mi teraz zwalczyć te wyobrażenie, że był dla mamy niedobry, brutalny i agresywny. Ale teraz nie mogłam pojąć jak mógł zostawić mamę. - Dlaczego cię zostawił? Skoro był taki jak mówisz to nie rozumiem go. Miałaś przecież 20 lat. Mógł się z tobą ożenić. Kochał cię w ogóle?
- Tak kochał mnie. Pośpieszmy się bo nam wszystkie sklepy pozamykają.
To był koniec tematu o ojcu. szkoda bo chciała bym dowiedzieć się czegoś jeszcze, ale na razie nie będę o niego pytać. Wiem, że jest jej ciężko. Kochała go. Może nadal kocha. Ale zostawił ją samą z dzieckiem. Dobrze, że babcia i dziadek ją przyjęli bo nie miała by gdzie się podziać. Babcia mi kiedyś mówiła, że dziadek nie był zadowolony z tego, że jego córka wróciła z Europy w ciąży, bez studiów na które wyjechała, ale kiedy się urodziłam zmienił zdanie. Cieszył się, że ma wnuczkę. Nigdy nikt mi nie powiedział gdzie w tej Europie studiowała mama. To trochę dziwne. Później o tym pomyślę. Teraz biorę torebkę i wychodzimy z domu.
CZYTASZ
Jesteś wszystkim...
RomancePowiedz mi co się stało. - poprosił. - Dlaczego nie jesteś teraz ze swoją mamą? Nie przyleciała? - James... proszę. Nie chcę o tym mówić. - powiedziałam zdławionym głosem. - Przynajmniej na razie. Pokiwał tylko głową i przytulił mnie mocno do swojej...