Rozdział 1

985 44 28
                                    

- Hej, młoda! Jeśli z tym nie skończysz pogrążysz się jeszcze bardziej i wpadniesz w to gówno po uszy, aż w końcu utoniesz.- Mówię do Ashley, chociaż nie jestem pewien, czy w ogóle mnie słyszy. Nawet na mnie nie patrzy. Spogląda w sufit martwym, zamglonym wzrokiem, a pojedyncze pasma jasnych włosów, przyklejają się jej do spoconego czoła.

- Głupia suka.- Słyszę i odwracam się w stronę stojącego nade mną Dave'a. Wzrusza lekko ramionami.

- Trzeba było nie puszczać jej samej. - Mamrocze. Nad głową kołysze mu się pojedyncza, naga żarówka.

- Miałem iść za nią do łazienki?- Patrzę na niego jak na szaleńca. Naprawdę nie wiem, co robić.

- Masz dwie opcje. Pierwsza to śledzenie jej w kiblu, druga to olanie sprawy. Nie jesteś jej matką. - Przewraca oczami i opiera się ramieniem o framugę drzwi.

- Jej matka jej nienawidzi. - Rzucam. Ashley się chwieje i włosy prawie wpadają jej do muszli klozetowej.

- Nie twój problem.

- David! Dlaczego ty jesteś taki podły? Powiedz mi lepiej, co mam z nią zrobić. - Warczę, chwytając Ashley za ramiona i próbując ją podnieść. Chwyta się jedną ręką toalety i zaczyna wymiotować.

- Nie wiem. Może weź ją do siebie, jako ten dobry sama...

- Nie mogę! Jest niedziela, a ja jutro muszę iść do pracy, a ona do szkoły. - Odpowiadam.

-vTrzeba było jej nie ratować wtedy jak się nawaliła i pobili ją na ulicy. Nigdy byś jej nie poznał i miał problem z głowy. Teraz sobie radź. - Wyraźnie zniecierpliwiony przeczesuje ręką swoje ciemne, gęste włosy.

- Wtedy nie wiedziałem, że ćpa regularnie. - Przytrzymuję jej głowę, klęcząc na zimnych kafelkach.

- A znasz ćpuna, który bierze nieregularnie? - Patrzy na nią z obrzydzeniem.

- Nie możesz jej wziąć do siebie? - Spoglądam na Dave'a z nadzieją.

- Zwariowałeś? Też mam pracę. - Przewraca oczami i spogląda na zegarek. Coraz bardziej mnie denerwują. Oboje, i David i Ashley.

- Nie przesadzaj! Jesteś grafikiem, pracujesz w domu i nie musisz nigdzie wychodzić. Mógłbyś się nią zająć.

- Nie umiem się nikim zajmować. Poza tym nie mam miejsca,a ona zarzyga mi panele. Koniec tematu.

- Dave! - Krzyczę. Podnoszę Ashley z podłogi i obejmując ją w pasie próbuję sprawić, by nie upadła. Jestem bezsilny.

- Może zadzwoń do Adriena. On i Ian zaadoptowali już jedną małą, kędzierzawą Murzynkę, to może ją też przygarną. Chyba mają w sobie ten instynkt rodzicielski, czy coś.

- Pomóż mi ją stąd wyprowadzić. - Macham na niego ręką.

- Nie ma mowy! Nigdzie nie idę, zostaję tu co najmniej do piątej. - Odpowiada tonem nie znoszącym sprzeciwu. Zabijam go wzrokiem. Podły, egoistyczny, cyniczny cham. A równocześnie mój najlepszy przyjaciel...

- Nie, Dave. Idziesz ze mną. Nie mogę zostawić cię samego, bo jeszcze się z kimś prześpisz i złamiesz przysięgą złożoną u psy... - Zaczynam, ale milknę, kiedy Dave podchodzi do mnie i staje tak blisko, że niemal stykamy się nosami.

- Vincent, wierz mi, że gdybym chciał kogoś przelecieć, to już dawno zrobiłbym to z tobą. Jestem czysty od dwudziestu siedmiu dni. - Mówi i zagryza wargę, patrząc mi z bliska w oczy. Nie wzrusza mnie to.

Beautiful Sadness Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz