Rozdział 31

71 14 0
                                    

Clive wybucha po kolejnych trzech tygodniach. Od prawie miesiąca trwa rok szkolny, a ja nadal nie stanąłem na nogi. Nie umiem się z tym pogodzić. Wszyscy mają mnie w dupie, a ja mam w dupie wszystkich i wszystko. Wiem, że Clive chce się do mnie zbliżyć, że jestem mu potrzebny, ale nie potrafię się z tego wygrzebać. Wchodzi do mieszkania, trzaska z hukiem drzwiami, a ja nerwowo podskakuję zwinięty na kanapie. Staje naprzeciw mnie i upuszcza na podłogę torbę z zakupami, żeby zwrócić moją uwagę. Tłucze się coś szklanego. Podnoszę powoli głowę i patrzę na niego nierozumiejącym wzrokiem.
-O co chodzi, Clive?
-Mam tego dość! Minęło już wystarczająco dużo czasu, żebyś chociaż próbował wrócić do normalności. Nie masz pięciu lat, a świat się nie zatrzymał. Ja nie zamierzam cię hodować! Nie chcę cię utrzymywać, biegać dookoła ciebie i skamleć o jakiekoliwek zainteresowanie, bo ty myślisz tylko o sobie i swoim pieprzonym, wielkim żalu!-Oświadcza.
-Co...
-Jesteś moim partnerem.... Przepraszam, w zasadzie narzeczonym! A nie dzieckiem. Nie wiązałem się z tobą po to, żebyś stale mnie od siebie odsuwał i zachwowywał się jak zwyczajny, egoistyczny cham, któremu się wydaje, że jego problem jest jedyny i największy na świecie. Naprawdę cierpliwie to znosiłem, ale nie zamierzam być z facetem, którego obchodzę mniej niż człowiek, który nie żyje!
-Zrywasz ze mną? Jak na jakimś cholernym, szkolnym obozie? To ja się zachowuję niedojrzale?-Wstaję. Coraz bardziej mnie denerwuje. Rozumiem go, ale on mógłby też spróbować zrozumieć mnie. Ja po prostu nie potrafię ot tak się z tego otrząsnąć. Chyba nawet nie wyszedłem ze wstępnego szoku po śmierci Dave'a!
-Mógłbyś się chociaż postarać z tego wyjść. A tobie w ogóle nie zależy. Wolisz tkwić w bezruchu i udawać wielkiego cierpiętnika, bo tak jest wygodniej. Nie żyjemy w minionej epoce, nie ma czasu na żałobę. Musisz żyć, pracować... Masz mnie, masz przyjaciół. A teraz, przez ten swój bezsensowny smutek, wszystkich nas masz gdzieś.-Odpowiada, nie patrząc na mnie i nerwowym, agresywnym gestem podnosi z podłogi papierową torbę i kilka produktów, które z niej wypadły. Idę za nim. Jestem tak wściekły, że naprawdę nie wiem, czy jest sens dalej to ciągnąć. Rozumiem, że może nie zachowuję się wobec niego fair, ale to nie powód, żeby robić taką dziką awanturę.
-O co ci chodzi?
-Po prostu mam dość. Moja cierpliwość się wyczerpała. Naprawdę nauczyłem się ciebie akceptować, tolerowałem twoje dziwaczne, pseudo-filozoficzne, depresyjne przemyślenia... Ale tego dłużej nie zniosę. To dla mnie zbyt wiele. Nie chcę nawet na to patrzeć.-Odpowiada, stojąc do mnie plecami. Wzdycham, potrząsam z niedowierzaniem głową.
-Jeśli tak bardzo ci przeszkadzam, to mogę wrócić do siebie.-Proponuję.
-Doskonale.-Odpowiada szybko. Patrzę na niego z przerażeniem. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Myślałem, że spróbuje to odkręcić i wszystko wróci do normy, ale jak nie, to nie. Proszę bardzo! Clive stoi w drzwiach kuchni, kiedy agresywnie, na siłę upycham w walizce swoje rzeczy. Jestem na niego wściekły. Nie dlatego, że mnie wyprasza, ale dlatego, że zburzył moją spokojną stagnację.
Kiedy jestem już przy drzwiach spoglądam jeszcze na niego przez chwilę, licząc, że powie choćby słowo, ale on stoi tylko spokojnie, nieruchomo w progu kuchni.
-Łap!-Rzucam w jego stronę kluczem i wychodzę, trzaskając drzwiami.

*****

Dopiero teraz wiem, że naprawdę jestem sam. I że zachowałem się jak zwyczajny, durny egoista. Kiedy siedzę w ciemności i wpatruję się w okno przychodzi otrzeźwienie. Uświadamiam sobie, że potrzebuję Clive'a. Że bez niego będzie mi jeszcze trudniej się z tego podnieść. Rano dzwonił Ian, ale nie powiedziałam mu, że zerwałem z Clive'em. Nie chcę go martwić. To nie miałoby sensu. Mam pracę, mam mieszkanie... Jakoś z tego wybrnę. Muszę. Siedzę zagubiony za biurkiem i nawet nie zwracam uwagi na moich uczniów. Już nic nie ma sensu. Kiedy zajęcia się kończą, planuję jak zwykle, milczący i przygarbiony opuścić budynek i snuć się do końca dnia po mieszkaniu, jak cień, bez kontaktu z kimkolwiek, myśląc tylko o tym, że Dave nie żyje. Mam właśnie odwrócić się w stronę tablicy, zetrzeć z niej temat lekcji i opuścić salę, kiedy zauważam, że w drzwiach ktoś stoi. Uczeń. Kojarzę go. Taki... Zwyczajny chłopak. W sumie trochę świr, jak większość tutaj, ale niespecjalnie szkodliwy. Jak on miał na imię? Chris?
-Słucham?-Pytam zachęcająco, bo wydaje mi się, że nie zamierza się sam odezwać.
-Pan jest gejem, prawda?-Pyta, przechylając głowę na jeden bok, a czarna grzywka opada mu na oczy. Ogarnia mnie panika. I co mam powiedzieć? Jak zaprzeczę zacznie drążyć, rozpowiadać plotki... Ale przecież nie potwierdzę! Co robić?
-Jeśli masz jakiś problem z własną seksualnością udaj się do pani pedagog.-Oświadczam. Chłopak mierzy mnie wzrokiem i oświadcza pewnym głosem:
-Wiem, że pan jest.
-Opuść salę. Już po dzwonku.-Wskazuję ręką drzwi. Kiedy dzieciak odchodzi korytarzem wzdycham ciężko i sam kieruję się do wyjścia. I co teraz? Przecież nie powiem dyrektorce, że uczeń mnie molestuje. I tak nie uwierzy.

*****

Trzy tygodnie później budzi mnie pukanie do drzwi. Już zapomniałem, jak to jest przebywać z ludźmi, nie licząc dzieciaków ze szkoły. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz rozmawiałem z moim facetem. I chyba za tym nie tęsknię. Otwieram. Stoi przede mną roześmiana Sandra.
-Cześć.
-Co ty tu robisz?-Pytam z przerażeniem. Wchodzi do mieszkania i odwiesza płaszcz.
-Wpadłam w odwiedziny.
-Clive cię przysłał?
-Nie. Ale rozmawiałam z nim. Powiedział mi o tym. On cię kocha, bez ciebie jest nieszczęśliwy.-Popycha mnie i wchodzi za mną do kuchni.
-Więc dlaczego sam mi tego nie powie?
-A ty do niego zadzwoniłeś?
-Nie.
-Kochasz go?
-Co to za przesłuchanie.
-Powiedz.
-Kocham, ale... Może tak będzie lepiej? Poboli i przestanie.-Sandra coraz bardziej mąci mi w głowie.
-Nie. To byłoby takie tragiczne. Jak narodziny i śmierć w jednym odcinku „Ostrego dyżuru"!-Jęczy. Parskam śmiechem.
-Nie znasz takiego powiedzenia, powtarzanego stale w popularnych piosenkach, że jeśli kogoś kochasz, musisz pozwolić mu odejść?-Pytam.
-Bzdury! Jeśli kogoś kochasz musisz go do siebie przykuć ciężkimi łańcuchami! Wiem coś o tym. Kilkoro mi uciekło. Jak długo nie jesteście razem?
-Prawie dwa miesiące.-Rzucam.
-I tak dobrze ci się bez niego żyje?-Pyta, odchylając się w tył na krześle.
-Nie. Nie wiem. Mam gorsze problemy.
-Jakie? Twój przyjaciel nie żyje. Nie ma go, nie ożywisz go głupim uporem.
-Nie o to chodzi. Jeden dzieciak ze szkoły próbuje mnie poderwać.-Wzdycham i sam siadam naprzeciw niej. Otwiera usta zszokowana.
-Nieletni?
-Nieletni.
-Musisz to komuś zgłosić.
-Uwierzą jemu, nie mnie. To... Co Clive ci jeszcze nagadał?-Pytam.
-Więc się zgadzasz? Porozmawiasz z nim? On tak do szaleństwa tęskni...
-Nie powiedziałem ostatniego słowa.
-Spróbuj. Pokaż mu, że jesteś mądrzejszy i dojrzalszy. Że masz odwagę wyciągnąć dłoń na zgodę. Razem pokonacie wszelkie przeciwności.-Oświadcza, przesadnie podekscytowana. Prycham.
-Przestań. Brzmisz jak kaznodzieja.
-Wierz mi, znam mojego brata. I znałam wszystkich jego facetów. Na żadnym nie zależało mu tak bardzo, jak na tobie.
-Problem w tym, że mu jedynie zależy.
-On cię kocha. Co mam zrobić... Co oboje mamy zrobić, żebyś to zrozumiał?

Beautiful Sadness Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz