Rozdział 8

167 26 17
                                    

- To on? Bo wydawało mi się, że jakiś facet minął mnie na schodach. - David wpada do mojego mieszkania, z prędkością wyścigowego charta, zaraz po tym, jak wychodzi z niego Clive.

- Możliwe, że to był on. - Kiwam głową. Dave oblizuje usta.

- Jesteś gotowy? - Pyta, mierząc mnie przedtem od stóp do głów wzrokiem.

- Tak. Coś jest źle? - Rozkładam bezradnie ramiona, a Dave potrząsa tylko głową. Pasmo ciemnych włosów opada mu na czoło. Wsuwa ręce do kieszeni i cichym, podenerwowanym głosem mówi:

- Tylko mi nie mów, że musiałeś go stąd wywalić, bo byłeś umówiony ze mną.

- Nie. W ogóle nie musiałem go wywalać.

- Bo jeśli pokrzyżowałem wam plany...

- Nie, Dave. Przestańmy o tym gadać. - Odpowiadam i wyciągam z szafy szalik.

- Pokłóciliście się?

- Daj spokój. - Naprawdę nie mam ochoty rozmawiać z nim na temat Clive'a. Muszę przemyśleć jego propozycję, a poza tym wkurzyła mnie jego nachalność. Uparł się i wiem, że zmusi mnie do tego wszelkimi metodami, choćby nie wiem co. To taki typ człowieka. Pewnie w dzieciństwie miał wszystko, czego chciał i do dzisiaj mu odbija.

- Chodź, bo zanim się wygrzebiesz, to wybije północ. - Zniecierpliwiony David ciągnie mnie za ramię.

- Czekaj! - Chwytam jeszcze w biegu telefon, a potem zostaję brutalnie wypchnięty za próg.

- Muszę zapalić. Powiedz mi... Czy coś pękło między tobą i ... Nim? Wybacz, nie mam pamięci do imion. - Zamyka drzwi, a klucze wrzuca do kieszeni mojego płaszcza.

- Nie. - Odpowiadam zgodnie z prawdą. W sumie nawet nie wiem, czy ma co pękać. Czy na dobrą sprawę łączy nas cokolwiek, prócz wzajemnej fascynacji? Czy to jest chociaż wzajemna fascynacja? Czy jakaś dziwna, wynaturzona przyjaźń, pozbawiona w dodatku zaufania? Wychodzimy na dwór. Dave stawia kołnierz płaszcza i wyciąga z kieszeni paczkę papierosów.

- Coś nie gra, widzę to. Musisz mi powiedzieć i sobie ulżyć, bo jeśli dzisiaj będziesz się zamartwiać, to cały rok będziesz mieć przesrane. - Oświadcza. Wywracam oczami.

- Nie wierzysz w moc pozytywnego myślenia, ale wierzysz w przesądy?

- Zamknij się i gadaj. - Warczy i zapala papierosa.

- Jak mam się równocześnie zamknąć i gadać?

- Oh, Vincent! - Jęczy.

- Nic się nie stało. On po prostu mi coś zaproponował i... Bardzo mu zależy, bym się zgodził. - Odpowiadam wymijająco i zagryzam wargę.

- Ślub?! - Dave aż zatrzymuje się w pół kroku.

- Nie!

- Więc co? - Pyta i zaciąga się.

- Chce, żebym udzielał się... Żebym był wolontariuszem w ich szpitalu.

- Darmowo?

- A widziałeś kiedyś płatny wolontariat?

- Dobra, nie oburzaj się tak. - Wydmuchuje mi w twarz smugę dymu. Nienawidzę tego i za każdym razem, gdy to robi przysięgam sobie, że go zabiję.

- A ja powinienem poszukać normalnej pracy, w szkole. Może w jakiejś prywatnej placówce, gdzie nikt nie będzie robił problemu... Muszę się w końcu z czegoś utrzymywać. - Wzruszam lekko ramionami.

Beautiful Sadness Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz