Rozdział 49

58 12 1
                                    

- I jak wam się podoba Laurence? – Pyta Sandra, kiedy wpada do nas z niezapowiedzianą wizytą, akurat przed obiadem.
- Jak nam się... Podoba? – Clive spogląda na nią przez ramię.
- No, co o nim sądzicie?
- Nic. Nie znamy go.
- Nie wiem... O wyglądzie? – Sięga po jabłko z patery i wbija w nie zęby.
- Wygląda jak model Calvina Kleina... – Zaczyna Clive, a Sandra wydaje mu się nie wierzyć.
- Napra...
- Po miesiącu koczowania na dworcu. – Dodaje.
- Nienawidzę cię! – Woła Sandra, a potem zerka na mnie:
- A ty co o nim sądzisz?
- Ja? Nic. Człowiek, jak człowiek.
- Błagam. A jak do niego zagadałeś, to też sobie pomyślałeś, że stoi jakiś człowiek i może umie mówić? – Wskazuje palcem na Clive'a.
- Ja do niego nie podszedłem dobrowolnie. – Rzucam, całkiem szczerze, a Sandy marszczy brwi.
- Tak prawda. Dave mnie zmusił. To długa i pokręcona historia. Nie chcę o tym gadać. – Mówię. Clive się znęca nad rybą, stojąc nad nią, zgięty w pół, z głową przechyloną w jedną stronę i z rozmachem wyrywa ości.
- Ty z tymi sadystycznymi skłonnościami, to powinieneś robić operacje na otwartym sercu... Albo lepiej szczęce. – Wyrokuje Sandra.
- Bardzo zabawne. – Mamrocze Clive i uderza się w oko szczypcami, bo ktoś dzwoni do drzwi. Rany... Jeszcze jakiś nieproszony gość? Złażę z krzesła i idę otworzyć. Nieruchomieję. Za drzwiami stoją Ian i Adrien. Razem. I jakoś tak dziwnie wyglądają. Bo razem.
- Cześć. – Uśmiecha się słabo Ian, trzymając ręce za plecami. Nie mogę wydusić z siebie słowa.
- Możemy wejść?
- Jest Sandra...
- Nie szkodzi. – Ian wzrusza lekko ramionami i przestępuje przez próg. Adrien człapie za nim. O co chodzi?
- Cześć. – Słyszę Sandy i Clive'a, więc zamykam drzwi i lecę do kuchni. Adrien odziany od stóp do głów w czerń opiera się o framugę, a Ian lokuje się na krześle przy oknie.
- Musimy wam coś powiedzieć. – Oświadcza Ian, ale Clive zakłóca powagę sytuacji, trzaskając drzwiczkami szafki. Ian przez moment wygląda na oburzonego i mam wrażenie, że liczy w myślach do dziesięciu. Stoję w drzwiach, obok Adriena, Sandra siedzi z szeroko otwartymi oczami, a Ian czeka aż zapadnie cisza.
- Początkowo mieliśmy się spotkać wszyscy razem, ale stwierdziliśmy, że to nie jest na tyle oficjalne, w dodatku nie wiem, czy wszyscy chcieliby się spotykać, zaraz po pogrzebie Ashley. – Mówi, a Adrien kiwa się lekko w przód i w tył, skubiąc mankiet czarnej koszuli i gapiąc się w podłogę.
- Mówiłam, że się uda! – Woła, nazbyt entuzjastycznie Sandra, a Clive wali patelnią w płytę indukcyjną.
- O co chodzi? – Pytam ze spokojem.
- Jesteśmy razem. – Oświadcza Ian i nawet się uśmiecha. Kto? On i Adrien?
- Kto?
- Ja i Adrien.
- A wy się tak w ogóle kiedyś rozstaliście? Tak na serio? – Pyta Sandy.
- Tak. Bez rozwodu, ale tak. Na długo w sumie.
- Co z Amy?
- Jest w domu. Adrien narazie z nami nie mieszka, chociaż pewnie by ją to ucieszyło. Trochę się obawiam jej reakcji.
- Od kiedy?
- Od połowy listopada.
- Tak po prostu? – Pytam. Wydawało mi się, że są gotowi się zabić na poczekaniu, Ian był wiecznie obrażony, a Adrien unikał rozmów. Ale miałem dobre podejrzenia... Przeczuwałem już wtedy, kiedy przed świętami widziałem ich w sklepie. Musieli się nieźle ukrywać.
- Tak po prostu. – Potwierdza Ian, a Sandra wstaje z miejsca.
- Kurde, dlaczego wy się nie cieszycie? – Woła i podskakuje w miejscu.
- Ja się cieszę, wewnętrznie. Pilnuję obiadu. – Odpowiada Clive, a ja po prostu stoję w miejscu i gapię się na to oniemiały, bo wciąż nie do końca to do mnie dociera.

****

Dziwię się, kiedy już po tygodniu od zamieszczenia ogłoszenia pojawia się pierwsza reakcja. Mieszkanie ogląda urocza, rudowłosa kobieta, z dwójką fajnych, kontaktowych dzieci. Wydaje się być szczerze zainteresowana, a ja w myślach trzymam kciuki, w nadziei, że kupi to mieszkanie. Kudłata pani pośrednik o czymś z nią rozmawia, mam nadzieję, że skutecznie zachęca ją do zakupu. Matka dwóch, rudych chłopców obiecuje odezwać się w ciągu kilku najbliższych dni, a ja wracam do domu z nową nadzieją. Wszystko wydaje mi się być dziwnie pozytywne. Mam wrażenie, że zmierzam w dobrą stronę. Clive siedzi na kanapie z laptopem, kiedy przekazują mu dobrą wiadomość. Uśmiecha się tak ciepło, jasno, radośnie. Jest całkowicie doskonały. Uświadamiam to sobie coraz bardziej za każdym razem, kiedy po prostu go widzę. Chyba mam szczęście. Całą masę szczęścia.

Beautiful Sadness Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz