Rozdział 4

230 26 4
                                    

Dave obiecał, że jeśli wyjdziemy z tego żywi zadzwoni do Marka. Stoimy przed drzwiami mieszkania Ashley i jej matki. Obaj jesteśmy pewni, że nastolatki nie ma w domu. David postanowił zdecydować się na desperacki krok i porozmawiać z jej rodzicielką po tym, jak Ashley wczoraj naćpała się w jakiejś klubowej toalecie. Robiła to wcześniej nieskończenie wiele razy, ale widocznie naszego etatowego egoistę, po wylaniu hektolitrów łez tknęło sumienie.

- Pukaj. - Rozkazuje i kładzie mi rękę na plecach. Dlaczego ja?

- O czym właściwie chcesz z nią gadać? - Przełykam ślinę.

- O Ashley. O jej orientacji, o dragach, o wychowaniu... Pukaj! - Ponagla. Ostrożnie stukam pięścią w drzwi i odruchowo cofam się o krok. Matka Ashley otwiera niemal od razu, a Dave w tej samej chwili wpada do mieszkania. Instynktownie podążam za nim i zamykam drzwi. Puls przyspiesza, adrenalina skacze.

- Kim wy jesteście, do jasnej cholery? - Kobieta ciaśniej otula się różowym szlafrokiem.

- Jesteśmy znajomymi pani córki. - Odpowiadam, starając się zachować względny spokój i nie utracić przytomności.

- Chryste! Jakieś cholerne ćpuny. Jesteście dilerami? Ona wam wisi gotówkę? Nie będę za nią płacić! Nie ma mowy! Wynoście się z mojego mieszkania! - Podnosi głos wskazując ręką drzwi. Szukam wsparcia u Dave'a. Widzę, że kipi emocjami.

- Pani jest chora! - Wrzeszczy, a kobieta nagle zamyka usta i gwałtownie się prostuje. Wydaje się, że tego się nie spodziewała.

- Co właściwie pani wie o Ashley? - Podchodzi do niej bliżej i patrzy z góry.

-vNie obchodzi mnie, co robi ze swoim życiem. Przestało mnie interesować, kiedy rzuciła szkołę. - Wzrusza ramionami, a w uszach dzwonią jej długie, złote kolczyki. David nerwowo spogląda w sufit, potrząsa głową i wsuwa ręce do kieszeni.

- Pani powinna ją wspierać. Rozumie pani, że jej jest trudno? Że sobie nie radzi? A pani myśli tylko o sobie!

- Sugerujesz mi, że to moja wina? Kim ty właściwie jesteś? - Matka Ashley doskakuje do Dave'a jak rozwścieczony ratlerek i nie zważa na to, że facet jest od niej o jakieś pół metra wyższy. Stoję na uboczu i patrzę na tą scenę, na wpół z zainteresowaniem, na wpół z lękiem.

- Pani jest nienormalna! Jest pani zlą matką, krzywdzi ją pani. Myśli pani, że dlaczego nie wraca do domu? Bo nie chce? Nie! Bo się pani boi! - David chwyta ją za ramiona i delikatnie nią potrząsa. Teraz zaczynam się bać, że babsko oskarży nas o czynną napaść i pójdę siedzieć za współudział.

- Niech się pani wreszcie otrząśnie i porozmawia z Ashley. Ona pani potrzebuje. Może wydaje się, że tak nie jest, ale... W końcu pani jest jej matką! - Warczy przez zaciśnięte szczęki Dave i puszcza przerażoną kobietą. Matka Ashley oddycha ciężko, nerwowo i patrzy mu w oczy, a potem David odwraca się ze spokojem w stronę drzwi i wychodzimy.

- To podobno ja miałem z nią rozmawiać. - Szepczę, kiedy zbiegamy po schodach. Praktycznie czuję jak szybko bije mi serce.

- Wkurzyła mnie i tyle. - Rzuca.

- A jak zadzwoni na policję?

- Nigdzie nie zadzwoni, nie panikuj, Vincent. - Potrząsa głową i popycha dłonią drzwi klatki schodowej. Chwytam go pod ramię i oświadczam:

- Teraz musisz pójść ze mną do Marka.

****

Telefon rozdzwania się, kiedy akurat gaszę światła i staram się przestać myśleć o tym, że matka Ashley pewnego dnia przejedzie mnie tirem.

Beautiful Sadness Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz