Rozdział 3

284 29 16
                                    

Decyzja zapadła! Muszę coś zmienić i ostatecznie rzucam pracę. Jasne, że nie wpadłem na to ot tak... Tkwiłem pół dnia w domu bez ruchu i doszedłem do tego, kiedy siedziałem skulony na kanapie, rozpatrując wszystkie swoje i nie tylko swoje problemy. David miał rację, że praca, która wykańcza psychicznie i nie daje satysfakcji jest do dupy. Kiedy akurat wypisuję wydrukowane wymówienie, rozdzwania się mój telefon. I wtedy nadchodzi oświecenie! Przecież ja się umówiłem... I co teraz? Jestem nieprzygotowany i mam beznadziejne nastawienie do wszystkiego. Zapowietrzam się. Odbieram niechętnie.

- Halo? - Stękam.

-Cześć. Mówi Jasper. Czekam na Ciebie na dole, byliśmy umówieni. - Rzuca radośnie.

- Tak... - Zaczynam i zastanawiam się co powiedzieć. Grać na zwłokę? Wymyślić pretekst, by nie pójść? Czy zaryzykować? Unoszę rękę do głowy.

- ...Już idę. - Szepczę. Matka mnie tak wychowała, że nie umiem odmawiać. Gdyby ktoś mi powiedział: „Stań na środku jednokierunkowej autostrady w godzinie szczytu", to pewnie bym to zrobił. Cholerna naiwność, łatwowierność i nieumiejętność mówienia: „Nie". Przebieram się pośpiesznie, chowam telefon do kieszeni spodni, zakładam płaszcz i wychodzę. Jasper stoi pod moim blokiem, tak jak mówił. Uśmiecha się do mnie, a ja dopiero teraz mam okazję by mu się przyjrzeć. Wczoraj był środek nocy, a na dodatek byłem zmęczony.

- Ile masz lat? - Pytam, zaskakując sam siebie śmiałością i bezsensownością tego pytania. Zagryza wargę.

- Dwadzieścia siedem. - Uśmiecha się znowu i podaje mi kask. W jego zielonych oczach gości coś radosnego, co mnie onieśmiela. Jest zbyt otwarty, zbyt energiczny... Albo to ja za bardzo zamulam.

- Dokąd jedziemy? - Pytam, trzymając w dłoniach otrzymany kask.

- Sam nie wiem. Przed siebie. - Śmieje się. Jestem jeszcze bardziej niepewny i zalękniony.

- Boisz się mnie? - Śmieje się i pochyla w moją stronę.

- Chcę wiedzieć. - Rzucam. Mruży oczy.

- Jesteś strasznie podejrzliwy. - Wzdycha i zsiada z motoru. Zastanawiam się, co chce zrobić. Kurde! Nie zachowuję się jak dorosły facet!

- Co muszę zrobić, żebyś mi zaufał? - Staje w odległości kilku centymetrów od mojej twarzy.

- Już nic. Jedziemy? - Pytam i odskakuję od niego na bezpieczną odległość. Obawiam się, że to jakiś maniak seksualny, podobny do Dave'a, albo inny czub i powoli odechciewa mi się tej randki. Śmieje się, wsiada na motor i ruchem głowy daje mi do zrozumienia, bym też wsiadł. Jedziemy przez kilka minut śliską, oblodzoną ulicą. Jak zginę w wypadku to mam nadzieję, że go zamkną w więzieniu na setki lat! Jasper hamuje, a ja otwieram oczy.

- Jesteśmy na miejscu. Boisz się, czy co? Trzeba było powiedzieć! Wyglądasz, jakby przez twoje mieszkanie właśnie przeszło tornado. - Śmieje się i klepie mnie po ramieniu, po czym odbiera ode mnie kask. Znajdujemy się przed jakąś małą, uroczą kawiarnią. Obserwuję ruchy Jaspera. Przyglądam się jego dłoniom, patrzę, jak wrzuca kluczyki do kieszeni spodni.

- Wchodzimy. - Wskazuje ręką drzwi. Zajmujemy stolik w rogu, w cieniu. Jasper odwieszając kurtkę na oparcie krzesła pyta:

- Jak długo jesteś sam?

- Skąd wiesz, że jestem sam? Że nikogo nie mam?

- Bo byś tu ze mną nie przyjechał. - Śmieje się.

Beautiful Sadness Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz