Czerwień i atrament

1.3K 148 7
                                    

Jestem wkurwiona, sfrustrowana i zraniona do granic możliwości. Usłyszałam odgłos zamykanych drzwi, co znaczy, że Camila już wyszła. Zastanawiam się jaki tupet trzeba mieć, żeby tak po prostu wejść z butami nie tylko do mojego domu ale w szczególności do życia jak gdyby nic się nie wydarzyło. Sama zdziwiłam się , że byłam w stanie tak stanowczo zareagować i po prostu kazać jej wyjść, ale to dobrze. Dawna ja pewnie przyjęłaby jej przeprosiny i była wdzięczna, że w ogóle wróciła ale nie dziś, czasy kiedy naiwnie uważałam, że jej potrzebuję minęły bezpowrotnie. Zdaję sobie sprawę, że robię dobrą minę do złej gry ale inaczej bym oszalała. Już raz przez to przechodziłam i naprawdę nie chce do tego wracać. To pewnie dlatego mój umysł wziął za wygraną i zareagował zanim serce zabrało głos. Czy coś czuję do Camili? Nie wiem. Możliwe, że to sentyment i prawdopodobnie wygrałby walkę z racjonalnym podejściem do sprawy gdybym nie czując, że powoli się przełamuję pod urokiem Camz szybko nie kazała jej odejść.

Tak czy inaczej życie toczy się dalej a ja nie mam zamiaru go zatrzymać i stać w miejscu tylko dlatego, że Cabello postanowiła łaskawie wrócić i dać mi o tym znać... Chociaż to kurewsko trudne i najchętniej wślizgnęłabym się pod koc i siedziała tam jak najdłużej się da.

Naprawdę powinnam przestać o tym dłużej myśleć i najlepiej byłoby jakbym poszła spać bo zwariuję.

***

Wchodząc do kancelarii szczerząca się blondynka była już na miejscu. Dobrze, że chociaż ona ma się dobrze.

-I jak tam? – Wypaliła.

-Ty dałaś jej adres prawda? – Od razu wiedziałam co ma na myśli.

-Ja? Ale o co chodzi? Nic nie wiem...- Zaczęła nerwowo bawić się palcami i patrzyła wszędzie, byle nie ma mnie. Kłamczucha.

-Daruj sobie. Mam nadzieje, że chociaż ty jesteś zadowolona ze spotkania z Cabello.

-Lauren ja... – Spojrzała mi w oczy.- Ja musiałam się dowiedzieć czemu. Z resztą nie tylko ja na to zasługiwałam ale dziewczyny też. Zdobyłyśmy jej adres, wypytałyśmy czemu... - Tutaj na chwile się zatrzymała i znowu spuściła wzrok na blat. – Wiem, że jej wytłumaczenia mogą do Ciebie nie trafiać, ale staram się chociaż trochę ją zrozumieć. Ona też cierpiała, nieporównywalnie do Ciebie, ale mimo wszystko... - Czekała na moją reakcję, myślała, że wybuchnę, że zacznę się drzeć jak zwykle gdy poruszamy ten temat. Nie tym razem.

-Okej. – Zerknęłam kątem oka na jej zaskoczoną reakcję i ruszyłam do mojego gabinetu.

***

Od godziny siedzę nad dokumentami i próbuję się skupić. Mam pełno pracy i cieszę się, że Dinah mi nie przeszkadza bo spokój to coś czego teraz potrzebuję.

Usłyszałam odgłos pukania.

Czy ja właśnie myślałam o tym jak dobrze, że mam święty spokój?

-Czego DJ.

Drzwi się uchyliły a w nich stanęła wspomniana blondynka i jakiś facet z bukietem róż w dłoni.

-Lauren, przesyłka.

-Nie mogłaś jej odebrać w recepcji?

-Nie, bo to przesyłka dla Ciebie. – Kończąc zdanie wskazała na bukiet który milczący mężczyzna obok trzymał.

-Pani Jauregui tak? – W końcu zabrał głos.

-Mhm.

-Proszę o podpis w tym miejscu. – Wskazał palcem puste pole a drugą ręką podał mi bukiet.

Hey baby I'm back | CAMREN PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz