• dwadzieścia trzy

624 33 28
                                    

7 lipca

Obudził mnie znienawidzony dźwięk - dzwoniący telefon, kiedy smacznie śpisz. Niechętnie sięgnęłam ręką po urządzenie, które leżało na szafce nocnej i odebrałam, mając zamiar jak najszybciej zakończyć rozmowę i iść dalej spać.

- Halo? - spytałam jeszcze zaspanym głosem.

- Nie mów mi, że jeszcze śpisz! - krzyknęła brunetka.

- Kobieto, daj ludziom spać. Wakacje są, poza tym jest jeszcze ranek. - odezwałam się. - Spokojnie, zdążymy pójść na zakupy.

- Ranek? Jest 11:28 śpiochu. - zaśmiała się. - Za pół godziny u Ciebie jestem.

Ups?

- Chyba zdążę. - ziewnęłam.

- Nie ma spania! Podrywy czekają! - powiedziała Liv.

- Pa, do później!

- Chloe, mendo jedna! - oburzyła się. - Do później.

Rozłączyłam się i leniwym krokiem podeszłam do okien, aby odsłonić rolety. Następnie udałam się do łazienki w celu załatwiania potrzeb fizjologicznych oraz przygotowaniu się.

Po wyjściu podeszłam do szafy, aby wybrać jakiś wygodny i odpowiedni do temperatury strój.

Jest 29°C i wieje lekki wiaterek.

Po krótkim namyśle ubrałam się w biały, przylegający croptop z wiązaniem oraz jeansowe szorty (zdjęcie w mediach). Włosy rozczesałam i związałam w kitkę.

Chwyciłam torebkę z najpotrzebniejszymi rzeczami, okulary przeciwsłoneczne oraz telefon i zeszłam do holu.

Ubrałam jeszcze czarne Vansy i wyszłam z domu, wcześniej go zamykając na klucz.

Na ganku akurat czekała Liv.

- Siema. - przywitałam się. - Jestem dziesięć minut przed czasem, bądź dumna.

- No siema śpiochu. Jestem z ciebie bardzo dumna. - zaśmiała się brunetka.

- Za to kupujesz mi śniadanie! - oznajmiłam.

- Co tylko zechcesz. - zażartowała.

Ruszyłyśmy do centrum handlowego rozmawiając po drodze o pomysłach, jak spędzimy wyjazd.

***

Kilkanaście minut po godzinie 12:00 byłyśmy na miejscu.

- Od jakiego sklepu zaczynamy? - spytała dziewczyna, przekraczając szklane drzwi wejściowe.

- Moje śniadanie! - wskazałam na rząd lokali z jedzeniem. - Chyba nie chcesz, żebym marudziła.

- To wybieraj, gdzie chcesz zjeść. - odparła.

- Co ty na to, żeby iść do jakże zdrowego fastfood'u? - zaproponowałam.

- Jeszcze się pytasz? - oburzyła się. - Jasne, że idziemy, bo też mam ochotę na jakieś śniadanie.

- Wszystko zaplanowałaś! - uderzyłam ją lekko w ramię.

- Też cię kocham i uwielbiam!

***

Po zjedzeniu pysznego śniadanka zaczęłyśmy długie i dosyć męczące zakupy.

***

- Moje nogi... - wyżaliła się dziewczyna, siadając na ławkę przed randomowym sklepem po obejściu pierwszego piętra galerii.

- Trzeba było ubrać wygodne buty, marudo. Chodzimy dopiero coś koło półtorej godziny. - odrzekłam.

internet friend • ch.l.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz