-12- Gregor -12-

181 34 0
                                    

PIĄTEK

— Gregor, co ty masz na sobie? — zapytał Manuel — Idziemy się zabawić, a nie wybierać ci trumnę. 

— Co ci niby w tym nie pasuje? 

— Jak to co? — burknął — Ten garnitur wygląda jakbyś był w nim na własnej studniówce. A ten krawat? Czy ty w nim przypadkiem nie poszedłeś do pierwszej komunii? Przecież nie wybieramy się na żadną stypę, ubierz coś w czym czujesz się po prostu swobodnie. 

Fettner zaczynał działać mi na nerwy. O ile od samego rana w jego towarzystwie głównie mogłem cieszyć się krótkimi rozmowami, które zazwyczaj kończyły się jakąś jego ciętą ripostą, o tyle o godzinie piętnastej stwierdził, że ten wieczór będzie należał do nas, a w zasadzie do mnie, bo jego i tak nikt nie zauważy. Na samą myśl wyjścia z domu trochę się przestraszyłem, przecież było mi tu dobrze, po co miałem wychodzić i robić z siebie na starość głupka na mieście. 

— Zostańmy w domu — poprosiłem po usłyszeniu jego propozycji. 

— Nawet nie próbuj mnie przekonywać, żebyśmy tutaj zostali. Usiądź wygodnie i zastanów się. Czy kiedykolwiek miałeś okazję, żeby się zabawić? Odpowiedź brzmi nie. Kilka piw z nami się nie liczy, bo i tak piłeś mało. To była tylko odskocznia od treningów, którym poświęciłeś większą część swojego życia. Gdy skończyłeś karierę przyszła dorosłość i praca, zajmowanie się Thomasem, pomoc Stefanowi w chorobie. Nigdy nie miałeś czasu dla siebie, nigdy nie zrobiłeś czegoś co by cię zadowoliło. Czas najwyższy wyjść ze skorupy i na stare lata spuścić z tonu. W mieście jest świetny klub seniora, a los nam dopomógł i dzisiaj jest w nim zorganizowana potańcówka — zakończył. 

Czy mogłem się z nim kłócić? Prędzej bym ducha wyzionął niż przekonał Manuela do odpuszczenia swoich planów. Pierwszy mój strój nie zdobył jego aprobaty, więc poszedłem się przebrać. Wsunąłem na siebie jeansy, w których czułem się wyjątkowo dobrze, jednak zawsze przyciągały spojrzenia. No bo jak to taki dziadek jak ja może ubierać spodnie, które w głównej mierze kojarzą się z młodzieżą. Koszulkę założyłem byle jaką i tak przykrył ją szary sweter. 

— No i to mi się podoba staruszku, nie jedna babcia dzisiaj zejdzie na zawał na twój widok — stwierdził puszczając mi oczko. 

Manuel stwierdził, że do klubu seniora nie mamy daleko, więc możemy się po prostu przejść. O ile dla niego ta odległość była niewielka, o tyle dla mnie z racji mojego wieku, wynosiła dwa razy więcej niż w rzeczywistości. W trakcie drogi wyobrażałem sobie jak wyrywam Manuelowi nogi i testuję na nim przeróżne tortury, czego on nie był na szczęście świadomy. Widocznie duchy nie potrafią czytać w myślach. 

Gdy dotarliśmy na miejsce wewnątrz pomieszczenia było już dużo osób, praktycznie wszyscy  z wyjątkiem osób, które stały za barem, były w moim wieku. Rozglądałem się po pomieszczeniu i zastanawiałem się co mam zrobić dalej. Kątem oka widziałem jak Manuel uśmiecha się do mnie. 

— Do boju, Gregor! — krzyknął, ale usłyszałem go tylko ja. 

— Ale ja nie wiem co mam robić — stwierdziłem. 

— Lepiej, żebyś nie gadał do wymyślonego przyjaciela, bo wszyscy wezmą cię Greg za czubka, więc daruj sobie odzywanie się do mnie. Widzisz tę uroczą babcię przy barze, podejdź do niej, zagadaj, postaw jej soczek, a kiedy poleci ładna piosenka poproś ją do tańca — wyjaśnił — Ja wiem, że teraz to wszystko brzmi dla ciebie jak koszmar, ale Krafta i Rity już nie ma, a ty powinieneś korzystać z życia póki jeszcze je masz. Może warto jeszcze poszukać miłości?

Spojrzałem na barek. Faktycznie na jednym z krzeseł siedziała urocza kobieta, która na oko była młodsza ode mnie o jakieś dziesięć lat. Pewnie była wdową, w innym wypadku chyba by tutaj nie przyszła. Postanowiłem działać, im szybciej to zrobię, tym szybciej Manuel da mi święty spokój. 

— Cześć, co cię tu sprowadza? — zapytałem. 

— Samotność — odparła smutno, ale chwilę później się rozchmurzyła i z uśmiechem dodała — Mam na imię Sanela, a ty pewnie jesteś Gregor. 

— Skąd wiesz? 

Zastanawiałem się czy powinienem ją kojarzyć, ale żaden kabelek w mojej głowie nie przesyłał informacji zwrotnej. Nie znałem tej kobiety, ale ona z jakiegoś powodu znała mnie.

— Głupie pytanie, czas leci, ale ty wciąż wyglądasz tak jak kiedyś, no może trochę zmarszczek ci przybyło. Oglądałam skoki jak byłam młodsza, zresztą nadal je oglądam. Trudno byłoby cię nie kojarzyć — zaśmiała się. 

— Stare czasy. Chciałoby się być w tej samej formie co kiedyś, a teraz ciężko nawet z łóżka wstać — stwierdziłem. 

— Nie te lata Greg, nie te lata. 

Choć Manuel radził, żebym poprosił ją do tańca, nie znalazłem na to nawet minuty. Nie mogliśmy przestać rozmawiać, może to było tylko głupie uczucie, które wyobraził sobie mój mózg, ale czułem się jakbym właśnie odnalazł swoją bratnią duszę. To miał być dzień spędzony z Manuelem, ale w jednym miał rację. To był mój dzień i to właśnie dzięki niemu poczułem się o kilkadziesiąt lat młodszy. 

voices in my head // g. schlierenzauerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz