Wstałem z łóżka i ruszyłem w stronę salonu, jednak gdy po drodze spojrzałem na zegarek, zauważyłem, że wskazówki kręcą się w przeciwnym kierunku niż powinny. Wtedy uświadomiłem sobie, że właśnie śnię. Jednak zapach dobiegający z kuchni, która była tuż za celem mojej podróży przyciągał mnie i choć to był tylko sen, byłem ciekawy co w niej zastanę.
Przy stole w salonie siedział Thomas ze swoją żoną, Krafti, który układał origami z serwetki, a po przeciwnej stronie stołu siedzieli Michael i Manuel. Przynajmniej tutaj miałem pewność, że nie są duchami — śniłem, więc ich tutaj tak naprawdę nie było. Miałem też świadomość, że kiedy się obudzę być może znowu ich zobaczę, ale nie będę tym zaskoczony. Przyzwyczaiłem się już do tego, że wciąż są gdzieś w pobliżu. To stało się dla mnie czymś zwyczajnym.
Zapach z kuchni nie był jedynym co mnie do niej przyciągało. Słyszałem, że ktoś kto w niej był nucił pod nosem jakąś piosenkę. Nie znałem jej, może kiedyś usłyszałem ją w radiu i mój mózg schował ją w jakiejś szufladzie, ale nie potrafiłem podać jej tytułu, a nawet wykonawcy.
Przy garnkach kręciła się Rita. Ta sama, w której się zakochałem. Szczęśliwa, uśmiechnięta i rozpromieniona. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, zanim mnie zauważyła minęło kilka minut.
— Nie strasz mnie Greg, bo zejdę na zawał — zaśmiała się.
— To tylko mój sen, w rzeczywistości już dawno nie żyjesz — wyszeptałem.
Spojrzała na mnie i miałem wrażenie, że jej wzrok przeszywa mnie na wskroś. Chwilę później wskazała mi ręką, żebym usiadł na taborecie, który stał pod oknem. Sama usiadła na drugim, który był tuż obok.
— Czy wizyta Stefana, Michaela i Manuela coś ci dała? — zapytała.
— Dużo zrozumiałem, okazuję się, że przez większą część życia byłem strasznym dupkiem — burknąłem.
— Czyli dobrze, że ich do ciebie wysłałam — stwierdziła.
Rita ich do mnie wysłała? Czegoś tutaj nie rozumiałem. Chyba nadszedł czas na zadawanie pytań.
— Przysłałaś ich do mnie?
— Greg, wiesz, to nie do końca tak jak myślisz — zaczęła — Kiedy ja odeszłam miałeś Kraftiego, który bardzo ci pomógł, ale i tak gubiłeś się jak dziecko we mgle. Bałam się, że kiedy i on odejdzie to pogrążysz się na tyle, że zostaniesz starym i samotnym gburem. Nie chciałam, żebyś tak skończył, bo cię kochałam, kocham i zawsze kochać będę. Krafti umiera, a twoja historia będzie się toczyć dalej, od ciebie zależy w jakim kierunku ona będzie zmierzać.
— Dlaczego użyłaś formy "Krafti umiera", skoro on już nie żyje? — zapytałem unosząc brew.
— Greg. Właśnie teraz idzie po niego Michael. Stefan wciąż leży na szpitalnym łóżku, wciąż żyje, ale jego czas właśnie nadchodzi. To wszystko ci się śniło. Nie widzisz żadnych duchów, po prostu przyśniło ci się to, co chciałam, żebyś zobaczył. To miała być dla ciebie lekcja, mam nadzieję, że weźmiesz ją sobie do serca — wyjaśniła.
Czajnik zaczął gwizdać, więc wstała, żeby go wyłączyć. Wpatrywałem się w jej plecy, kiedy stała do mnie tyłem. To wszystko było tylko jednym wielkim snem?
— Wiem co sobie myślisz, to wszystko jest takie skomplikowane. Michael, Manuel i ja zawsze byliśmy przy was. Głównie oni dwaj obserwowali co dzieję się u was, ja pilnowałam Thomasa, żeby nic nie zbroił — zaśmiała się.
— Nie mógł tego zrobić Michael? Przecież jest jego ojcem — zasugerowałem.
— Thomas nigdy nie widział go na oczy, to ze mną spędził choć trochę czasu. Traktował mnie jak matkę, więc czułam się zobowiązana, żeby być przy nim, ale do ciebie też zaglądam, nie musisz się o to martwić — odparła — Greg, chce żebyś żył swoim życiem, bawił się, zawierał nowe przyjaźnie, pogodził się wreszcie z Thomasem i jego żoną. Możesz nawet znaleźć sobie nową miłość, ani ja, ani Stefan nie będziemy się na ciebie z tego powodu złościć. Żadne z nas nie chce, żebyś był samotny. Nie musisz się niczego bać, wierzymy w ciebie.
— Czy jeszcze kiedyś cię zobaczę? — zapytałem.
Miałem głos jakbym zaraz miał się rozpłakać, bo w gruncie rzeczy naprawdę chciałem, żeby łzy poleciały z moich oczu. Czułem się jak bezbronne, opuszczone dziecko. To wszystko było tylko snem, więc kiedy tylko się obudzę stracę ich wszystkich.
— Zobaczymy się dopiero, kiedy nadejdzie twój czas, ale musisz mi obiecać, że w żaden sposób nie będziesz tego przyspieszał. Masz żyć za nas, bo my już nie mamy na to okazji.
— Obiecuję — wyszeptałem.
— Czas się pożegnać, kochanie — stwierdziła.
Bałem się tej chwili, ale wiedziałem, że w końcu nadejdzie. Nic nie trwa wiecznie. Spojrzałem jej prosto w oczy i po prostu ją pocałowałem. Nie pamiętałem już smaku jej ust, minęło tyle lat, zbyt wiele, a teraz miałem stracić ją po raz drugi.
— Musisz obiecać, że będziesz na mnie czekać — stwierdziłem z uśmiechem.
— Będę na ciebie czekać, Greg. Zawsze o tym pamiętaj.
CZYTASZ
voices in my head // g. schlierenzauer
FanfictionGdy wszyscy odchodzą, Greg zostaje sam. Dostaje propozycje zamieszkania z Thomasem i jego żoną, ale nie potrzebuje litości, nie chce opuszczać budynku, z którym wiąże się tak wiele wspomnień. Zostaje tylko on, cztery ściany i samotność, która wprowa...