(Josh, 31 grudnia)
-Och, nie mogę uwierzyć, ze spędzimy ze sobą sylwestra, nie mogę uwierzyć, ze wszystko jest już w porządku..-Siedzimy u Tylera w domu na kanapie, on obejmuje mnie lekko.
-Tak, Josh.
Już wszystko w porządku..-Już trochę czasu minęło, a on dalej jest taki tajemniczy, to mi się w nim podoba.
Ale czuję jakby nie wszystko mi powiedział.
-Kocham Cię, Ty.-Obracam głowę w jego stronę.
-Ja Ciebie tez, mocno, bardzo mocno.-Daje mi małego całusa.
-Hm, to może ja pójdę do sklepu po jakieś przekąski na tę pamiętną noc?-Powoli wstaję i idę do kuchni po moje pieniądze.
-Tak, zdecydowanie pamiętna noc..-Mówi z rozmarzonym wzrokiem.
-Tak, tak, jasne.-Odpowiada po krótkim czasie.
Ubieram swoje buty oraz kurtkę i wychodzę z krótkim "zaraz wracam".-Razem 4$-Mówi kasjer.
Wyciągam pieniądze i podaję mu do ręki.
Biorę swoją torbę z jedzeniem i wracam do domu.-Jestem!-Wchodzę do domu i stawiam zakupy na blacie.
-Mhm..-Mruknął Tyler.
Wychyliłem się, żeby zobaczyć co robi.
-Tyjo!-Tyler zakłada balony na dosłownie wszystko.
Podchodzę do niego i przytulam go tyłu.
-Jesteś taki uroczy.-Mówię i sprzedaję mu pstryka w nos.
-Chciałem, żeby było ładnie..-Robi minę małego, smutnego szczeniaka.
Ja zanoszę się śmiechem i jeszcze bardziej przytulam.
-Wystarczy, ze ty tutaj jesteś.-On całuje mnie w czoło, a ja idę z powrotem na kanapę.
On udaje się do kuchni i sprawdza co kupiłem.
-Ugh..Jak ja Cię kocham, Josh.
Skąd wiedziałeś, ze lubię nachosy?-
Wraca i siada obok mnie.
-Po prostu wiem.-Ułożył głowę na moich kolanach, a ja bawię się jego włosami.
Tyler głęboko odetchnął.
-Co się dzieje, Ty?-Pytam, od jakiegoś czasu cierpienie w jego oczach jest jeszcze większe.
On patrzy się na mnie.
-Nic, Josh..-Mówi, a ja mu nie wierzę.
-Widzę, ze coś Ci jest, mi możesz powiedzieć.-Mówię z troską w głosie.
-Przepraszam..-Jego głos się załamuje, a ja nie mam pojęcia o co chodzi.
-Za co przepraszasz? Hej, nie płacz.-Ścieram łzę z jego policzka, serce mi się łamie.
-Przepraszam, ze wtedy Cię zostawiłem, ze nie chciałem znów nawiązać kontaktów.-On płacze w moją koszulkę jeszcze mocniej, ja mu wierzę, teraz już wiem, ze umie sprzedać wiarygodne kłamstwa.
-Ciii, cichutko.
Spokojnie, to nie twoja wina, to jedynie wina Boga.
On nami kieruje.-
Uspokajam go.
Teraz już nie wierzę w te słowa.
Niektórymi kieruje szatan.
On uspokaja się i siada.
-Dz-dziękuje Josh..ale przepraszam, ja tak bardzo przepraszam..-Mówi, a ja go przytulam.
-Już spokojnie, nie ma za co przepraszać.-Rysuję na jego plecach niewidzialne wzory i wdycham zapach herbaty, chociaż ten aromat nie jest już tak intensywny jak wcześniej.
Jakby coraz bardziej życie z niego uchodziło.
-Przepraszam..-Ostatni raz wypowiada to słowo w moje ramiona.
Przez chwilę jeszcze płacze, ale uspokaja się.
-To co? Masz ochotę na nachosy?-Odsuwamy się od siebie, a na jego twarz wchodzi uśmiech, kocham go takiego.
-Taak, Taktaktak!--Ja wychodzę, będę za 2 godzinki!-Mówię do Tylera i wychodzę do mojej mamy.
Zamykam drzwi i schodzę po schodach.
Idę ciemną uliczką i przypominam sobie, jak poznałem Tylera pod latarniami.
Zapach słodkiej maliny.
Uwodzicielski wzrok.
Miękkie włosy.
Magia..
Teraz wszystkie kolory jakby z niego spływają.
Jest inny.
Nie wiem czemu.
Martwię się trochę.
Ale może to tylko jakiś mały smutek, może to tylko przeziębienie.-Jestem mamo!-Wchodzę do domu i wita mnie zapach maminego jedzenia.
Jest jak w bajce wszystko się układa, kocham życie.
Udaję się do kuchni, a tam Jordan bawi się swoimi zabawkami, a mama robi jakieś jedzenie.
Wyglada olśniewająco, zupełnie odżyła.
Jak każdy z nas.
-Joshi!!-Brat rzuca mi się na ramiona, a ja siadam do stołu.
-Cześć, Jordan! Cześć, mamo!-Mały siada mi na kolanach i bawi się palcami.
-Wyglądasz pięknie, mamo.-Mówię z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Haha..-Ona śmieje się i nakłada mi ciepłej zupy.
-A Tyler nie przyszedł?-Mówi zdziwiona.
-Nie, powiedział, ze zaczeka.
Nie naciskałem na niego.-Mówię jak jest.
Powiedziałem mamie o naszym 'związku' z Tylerem parę dni wcześniej, tak samo jak małemu.
Po moim wyznaniu powiedział, ze tez chce chłopaka, a ja nie mogłem wytrzymać ze śmiechu.
-Cóż, no dobrze.
Jedz, Josh.-Poklepała mnie po plecach i usiadła na przeciwko i tylko się uśmiechała.
Kiedy zjadłem odniosłem talerz do zlewu.
-Wspaniale gotujesz.-Uśmiecham się do niej szeroko.
Rozmawiamy o wszystkim i o niczym.-Jezu, już 23! Muszę uciekać!-
Podnoszę zaspanego Jordana z moich kolan i żegnam się z matką, wychodzę.
Idę i zastanawiam się co Tyler robi.Wchodzę do domu zdyszany.
-Jestem, Tyler! Wybacz, ze tak długo!-Mówię podniesionym głosem.
Cisza, nic.
-Tyler?!-W pierwszej kolejności myślę, ze gdzieś poszedł, ale uspokajam się myślą, ze pewnie przysnął.
Wchodzę do salonu, jest ciemno.
Zapalam światło.
-TYLER?!-Mówię z przerażeniem, bo nie zauważam jego osoby. Tych cholernych balonów tez nie ma.
-KUŹWA, TYLER?!-Wołam po całym mieszkaniu.
Podchodzę do kanapy, a na niej krótki list."Jestem nad jeziorem. Chodź do mnie :) Wziąłem balony i przekąski, nie martw się."
Wywracam oczami, a z serca spada mi kamień, nic mu się nie stało.
Wychodzę z domu i zamykam drzwi na klucz.
Myślę sobie co on znów odwala, ale tak czy inaczej kocham go.
Bardzo go kocham.
Nie mogło być lepiej.
Wszystkie problemy zniknęły.
Spoglądam na zegarek, za 2 minuty nowy rok.
Wchodzę na mostek.
Szkoda, ze w tę piękną noc księżyc jest tak daleko.
Pozostały mi tylko gwiazdy.
Podchodzę do wody i widzę swoje odbicie, ale zaraz.
Gdzie jest Tyler?
Minuta do nowego roku, a go nie ma.
Rozglądam się nerwowo po bokach.
Nie ma go.
A jeżeli ktoś go porwał?
Powracam do swojego odbicia.
Patrzę na tafle wody.
W tle mogę zauważyć balony.
Pieprzone balony.
Jest gdzieś blisko.
Co on robi?
Jestem lekko wystraszony.
Zaraz, co to za zapach?
Wstaję, obracam się i widzę jak balony odlatują wyżej.
Nachosy.
Tyler kocha nachosy.
To ten zapach.
Zapach nachosów.
Spoglądam na swój zegarek.
10
9
8
7
Obracam się w miejsce, skąd dobiega ten zapach, przez chwilę nic nie widzę.
6
5
4
Mrużę oczy. Zaraz, kto tam stoi?
3
2
1
-TYLER!-Niebo przysłaniają kolorowe światła, zasłaniają księżyc.
Księżyc nie napisał dziś łaskawego scenariusza.
Wszystko gra, łomocze.
Wszyscy się cieszą, niebo się cieszy.
Ale ja się nie cieszę.
Ja opadam na kolana.
CZYTASZ
Księżycowe noce/Joshler
FanfictionGdzie dzień to klata, więzienie, a noc to najcudowniejsza rzecz. Gdzie słońce to myśliwy, który swoimi rękoma dosięgnie nawet najskrytsze miejsce na tej planecie, prócz serca tego chłopaka. Słońce już tam nie dotrze, ponieważ spaliło to miejsce na s...