1/Angel?/Wstęp

583 59 18
                                    

(Josh, 16 grudnia)

Znów wychodzę z domu trzaskając drzwiami.
Nie mam ochoty siedzieć i słuchać jak bardzo jestem głupi.
Nie mam ochoty słuchać jak bardzo nic mi nie wychodzi.
Nie mam ochoty być znów katowany przez ojca.
Nie mam ochoty przyglądać się jak matka płacze za drzwiami, trzymając mojego małego brata w uścisku.
Jordan.
Kocham tego malucha całym sercem.
Ale to tak cholernie boli, ze muszę go zostawiać z ojcem.
Ale wiem, ze jest mu dobrze, bo ten stary szczur go nie tknie.
Molestował mnie.
Molestował mnie jak byłem młodszy.
Siedział.
Siedział długie 4 lata, wiem, ze jest z nim lepiej, ale katuje mnie.
Katuje mnie, ponieważ jestem życiowym nieudacznikiem.
Trzaskam drzwiami i słyszę ostatni krzyk mojego ojca.
"WRÓCISZ TU, CIOTO!"
Tak.
Tak, wrócę tam.
Nie, nie dlatego, ze on tak mówi.
Wrócę dla mojego brata i matki.
Zbiegam po schodach.
Wychodzę na dwór.
Jest środek grudnia, a ja mam na sobie jedynie bluzkę na krótki rękaw i podarte spodnie.
Fantastycznie.
Jest już ciemno.
Ba, jest 22:30.
Pewnie znów pójdę przenocować u jakiegoś kolegi.
Zimna para wydobywa się z moich ust.
Jestem przed domem.
Wykonuję kilka kroków w obojętnie którą stronę.
Drogę oświetlają mi lampy uliczne i ogromny księżyc.
Wielki księżyc.
Niektóre budynki mógłby w niego uderzyć.
Księżyc jest narratorem.
Rozświetla niebo wokół i mówi gwiazdom kiedy mają świecić.
Gdybym stanął na palcach i wyciągnął rękę mógłbym go dotknąć.
Ale jestem słaby, za słaby.
Kieruję się sam nie wiem gdzie.
Przechodzę przez uliczkę czekając na to aż ktoś mnie rozjedzie.
Księżyc wyznacza mi drogę.
Postanawiam za nim iść.
A może to on idzie za mną?

Jest 23:00 a ja dalej idę, myśląc, ze jakiś głupi księżyc wprowadzi mnie na drogę do sukcesu i lepszego życia.

Wkraczam w najciemniejsze zakątki mojej głowy z dała od mojej rodziny.

Marzenia.

Jedyne czego pragnę to wydostać się z tej czarnej, jebanej dziury.
Columbus.
Od zawsze tu mieszkałem, od zawsze tu byłem.
Od zawsze przeżywałem tu wszystko.
Nienawidzę tego miejsca.
Pluję na to miejsce.

Patrzę na moje ręce i sprawdzam ile mam już blizn.
Stwierdzam, ze nie pamiętam kiedy zacząłem to robić.
Ranić się.
Na to tylko zasługuję.
Idę przez ulicę i trochę się uspokajam.
Jest mi cholernie zimno.
Spoglądam w przód.
Jakiś chłopak pod latarnią.
Co on tu robi on tej godzinie?
Oczy samego anioła na mnie spoglądają, a kąciki jego ust podnoszą się.
Zamieram.
——




Witam Cię!
Skoro tutaj dotarłeś to gratuluję.
Nie jest to mój pierwszy Joshler i napewno nie ostatni.
Krótki wstęp, potem to się rozkręci

Księżycowe noce/JoshlerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz