(Josh, 18 grudnia)
-Synku, chodź tu do mnie, ojciec śpi..-
Mówi poważnym, ale lekko łamiącym się głosem.
-Mamo..Jestem zmęczony..-Odpowiadam i staję w wejściu do kuchni, chcąc już isc.
-Proszę..-Mówi coraz bardziej łamiącym się głosem.
Zaczynam się martwić, podchodzę do stołu i siadam na przeciwko, jest ciemno nie widzę jej twarzy.
-Synku, syneczku, gdzie byłeś? Nie możesz wychodzić na tak długo, martwię się..-Mówi i łapie mnie za ręce.
-Dobrze przynajmniej, ze ty się o mnie martwisz..Byłem z przy..kolegą gdzieś nad jeziorem.-Mówię znudzonym tonem, a przynamniej udaję.
-Kochanie..Tata tego żałuje, on nas kocha, napił się i gadał głupoty, nie możesz do niego tak mówić..
Mój biedaczek, nic Ci nie jest?-Dotyka mojego policzka.
-Mamo, nie udawaj, ty tez w to nie wierzysz. Ten facet to wariat, on nas tylko bije, wyzywa, nie pamiętasz co było kiedyś?
Mogliśmy uciec, ale nie..-Mówię i wyrywam się z jej uścisku.
-Joshi..Będzie dobrze..Bądź grzeczny, a będzie dobrze.-Oburzam się.
-Bądź grzeczny? Nie jestem małym dzieckiem! Jak możesz mówić, ze będzie dobrze?! Księżyc nie pisze dla nas łaskawego scenariusza, zrozum!-Wykrzykuję, a po chwili tego żałuję.
-Mamo..Poniosło mnie, przepraszam..-
Chwytam jej ręce.
-Nic się nie stało, rozumiem..
Wiesz co? Kocham Cię.-
Uśmiecham się na widok spokojnej twarzy mojej matki.
Jest jedyną osobą, która mnie kocha.
Zaraz..
Nie, nie mogę o nim myśleć, nie mogę.
Ja..Ja się zakochałem.. Księżyc oświetla mi twarz zza okna, a ja na myśl o tajemniczym brunecie uśmiecham się.
-Josh, jak dobrze widzieć Cię uśmiechniętego, co robiłeś ze znajomym?-Pyta, a ja próbuje powstrzymać serce oraz myśli, aby mnie nie wydały.
-No wiesz..Co mogą robić zwykli nastolatkowie..Męskie sprawy i w ogóle..-Oczy wbijają się w księżyc, a ja się do niego uśmiecham. Przypominają mi się słowa "Kocham Cię, Joshua Dun." I zastanawiam się, czy to tylko głupie zarty, czy może mówi na poważnie.
Jestem rozdarty, zauroczyłem się, strzała amora mnie znalazła, a ja nie potrafię jej odmówić.
-Josh..A powiedz mi..Masz już dziewczynę? O a może chłopaka!-Jej twarz rozpromienia uśmiech, szeroki, szczery uśmiech.
-Mamooo..-Rumienie się lekko i nie wiem, czy nie powiedzieć jej, ze chyba jestem gejem.
-Um, mamo, bo ja..-Chyba jej to powiem, łapię się za kark i nerwowo przecieram.
Ona tylko przygląda się i zachęca.
-Bo ja..-Myślę o tym brunecie, serce zaczyna szybciej bić, motylki w brzuchu, magia, wszędzie czuć magię, a przynajmniej ja czuję.
-Ja chyba..-Nie jestem pewien, czy na pewno jestem homoseksualistą.
-No bo ten kolega..On..
On ma takie ładne oczy, j..ja zgubiłem się w jego oczach, pachnie herbatą z malinami i ma słodki nos, popękane usta, tak bardzo popękane, czasami nawet chyba leciała z nich krew..-Robię na chwile przerwę i już wiem.
-To..Oni opisywali to uczucie, mrowienie w brzuchu, jest dziwny..Ale w tym dobrym sensie, znam go od dwóch dni, ugh..Ja..On..Wyznał mi miłość?-Ostatnie zdanie wypowiadam bardziej pytaniem niż stwierdzeniem.
-Um, myślę, ze jestem gejem.-Powiedziałem na jednym wdechu i obracam się w inną stronę.
-Synku..-
-Tak, wiem. Wiem, pedał, homo fu i ble, rozumiem...-Moja matka wstaje i przytula mnie z całej siły.
-Joshi, nic się nie stało, jestem dumna, trzymam za Ciebie kciuki.-Dała mi pstryczka w nos i uśmiechnęła się.
-Idź już spać, nie pójdziesz dziś do szkoły, jesteś wymęczony, powiemy, ze zle się czujesz.-Uśmiecham się do niej i kamień spada mi z serca, ostatni raz na nią spoglądam i idę do pokoju.
Siadam, nie mogę przestać się uśmiechać, jeden z najlepszych dni w moim nędznym życiu.—-
CZYTASZ
Księżycowe noce/Joshler
FanfictionGdzie dzień to klata, więzienie, a noc to najcudowniejsza rzecz. Gdzie słońce to myśliwy, który swoimi rękoma dosięgnie nawet najskrytsze miejsce na tej planecie, prócz serca tego chłopaka. Słońce już tam nie dotrze, ponieważ spaliło to miejsce na s...