first

635 22 6
                                    

Słońce schowało się za burzowymi chmurami gdy pędziłam ile sił w nogach do pracy zastanawiając się w myślach jak to możliwe że mój niezawodny budzik akurat dziś się zepsuł, nie budząc mnie z przyjemnego snu. Czy tylko mnie się to zdarza? Czy jestem jedynym takim nieudacznikiem na świecie? Byłam spóźniona już prawie 20 minut a jeszcze zostało do pokonania strome wzniesienie. Wczłapując się ostatkiem sił zaczynałam przeklinać w myślach mój pomysł na pracę w Zakopanem. Co ja sobie wyobrażałam?  Piękne,romantyczne widoki,pyszne jedzenie i oczywiście przeżycie szalonej miłości z przystojnym góralem w cieniu smreków Każdemu wolno marzyć,czyż nie?
Wbiegłam do hotelu dysząc jak stary osioł, próbując zręcznie ominąć zaspaną sprzątaczkę.Szybko skierowałam się do pokoju personelu, ale gdy dorwałam się klamki usłyszałam za sobą znajomy jazgot:
- ŁUCJA! To już kolejny raz w tym tygodniu, co się z Tobą dzieje??

- To ostatni raz,obiecuję, to już się więcej nie powtórzy...-zapewniałam  solennie moją przełożoną powoli cofając się przy tym w stronę  zaplecza.

- Jeszcze jedno takie wykroczenie a będę musiała cię wyrzucić!!

- Tak, tak,ma Pani absolutną rację... Tak,tak, tak najmocniej przepraszam...

I niczym błyskawica schowałam się za drzwiami zaplecza. Jej, jak ta kobieta działa mi na nerwy.
Szybko przebrałam się w mój mundurek recepcjonistki i ruszyłam w stronę Luśki. Jej czarne, długie włosy i ciemne oczy mocno kontrastują z bladą cerą. Dla wielu jest ideałem charakteru: cierpliwa, uprzejma, pomocna i życzliwa. Tylko niewiele osób wie( ja mam ten zaszczyt) że istna z niej królowa zemsty, więc zawsze trzeba mieć się na baczności by nie zostać ofiarą jej sprytnie obmyślonego planu.
Gdy podchodziłam, dziewczyna właśnie pieczołowicie pisała coś na kartce.

- No gdzie ty się podziewałaś? Myślałam już że spakowałaś manatki i zwiałaś zostawiając mnie samą!: krzyknęła na mnie Luśka podnosząc głowę znad zapisków i przybierając naburmuszoną minę.

- Po co miałabym stąd uciekać? No chyba że na horyzoncie pojawiłby się pan Darcy... A że nigdy się to nie stanie zostaniemy tu już obie aż do emerytury.

- Błagam, tylko nie mów takich okropnych rzeczy!

Obie wybuchnełyśmy śmiechem. Zawsze miałam problem z planowaniem mojej przyszłości. Gdy inne dzieci marzyły, by zostać lekarzem, strażakiem albo piosenkarzem, ja nie potrafiłam wymyślić nic sensownego, nic czym przypuszczalnie mogłabym się zająć gdy dorosnę. Minęło tyle lat i nic się w  tej kwestii nie zmieniło...
Mocne szarpnięcie za ramię wybudziło mnie z rozmyślań a przed nosem pojawił się stary, wysłużony iPhone

- Nie uwierzysz kogo dziś spotkałam i z kim mam zdjęcia!-Luśka przesuwając palcem po telefonie wrzeszczała mi do ucha- patrz i ucz się: tu mam z Wellingerem, tu z Tande, o widzisz widzisz jak się słodko uśmiechnął... o patrz a tu
Fannemel, jeeeej jaki on cudny.

Dziś do naszego hotelu zjechały się wszystkie kadry narodowe skoczków że względu na sobotni konkurs w Zakopanem rozpoczynającym tegoroczny sezon.(Szczerze mówiąc nie jestem pewna czy właśnie dlatego Luśka nie zatrudniła się w tym hotelu. Miała tu przecież nieograniczony dostęp do świeżego "towaru" prosto ze skoczni narciaskich).

Godziny w pracy ciągnęły się niemiłosiernie. Gdzieś pomiędzy drogą do składzika z czystą pościelą a hotelową restauracją w recepcji zadzwonił telefon.Jako "wzorowa" pracownica postanowiłam odebrać. I wtedy mój pech kolejny raz tego dnia dał o sobie znać. Zahaczyłam ręką o gorącą kawę,która rozlała się na klawiaturę i kilka bibelitów leżących na biurku. Nie darowała też mojej świeżo wypranej białej koszuli. Rzuciłam się wycierać zalane przyciski świeżo wypranymi ręcznikami,które właśnie niosłam na zaplecze jednak nie na wiele się to zdało-przestała działać... Tak, dziś na pewno był mój pechowy dzień. Klawiatura vs ja 1:0, podobnie jak 5 stłuczonych talerzy, zgubiony notes,złamany obcas i porwane rajstopy. Moja pula nieszczęść na dzisiaj się na pewno wyczerpała... A przynajmniej mam taką nadzieję...

                              *
W końcu nadszedł wyczekiwany czas końca pracy. Pozostało mi tylko wrócić jak najprędzej do domu, zaszyć się w kącie i grzecznie czekać na koniec dzisiejszego dnia. Omotałam się moim wielkim szalem i żwawo wyszłam na zewnątrz. Od razu poczułam zimny,marznący deszcz na moich policzkach. Na chodniku utworzyła się cieniutka warstewka lodu, ale ja w przypływie odwagi postanowiłam nie zwalniać kroku i jak najszybciej dostać się do domu. Patrząc pod nogi ruszyłam szybko przed siebie. Zapominając o tym co dzieje się dookoła nuciłam jakiś denny kawałek, który nie chciał się ode mnie odczepić,gdy nagle się z kimś zderzyłam. Pod wpływem zaskoczenia i śliskiego chodnika poślizgnełam się i choć próbowałam się ratować, runełam jak długa prosto na twardą glebę. Osoba, na którą wpadłam także skończyła na ziemii pośród niemieckich krzyków i głośnego śmiechu. Gdy niezdarnie starałam się podnieść coś z impetem uderzyło w moje czoło.Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam przed sobą wyraźnie zmieszanego wąsatego reprezentanta Niemiec.

Cześć wszystkim którzy tu zabłądzili😁Postanowiłam w przypływie weny napisać fanfiction o skokach a dokładnie o... Richardzie Freitagu vel Ryśku Piątku bo czemu by o nim nie napisać 😉

The 'lucky' day // R.FreitagOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz