thirteenth

224 14 2
                                    

Właśnie rozpakowałyśmy walizki, gdy ktoś zapukał do drzwi. Ślamazarnie ruszyłam się z łóżka by otworzyć gościowi. W drzwiach stała... Lea. Przyjaźnie się przywitała po czym nie czekając na zaproszenie wpadła do pokoju.

- Cześć dziewczyny co się stało, że tak długo jechałyście,GPS wam nawalił?

Luśka już wzięła oddech zamierzając odpowiedzieć jednak ja ją ubiegłam oznajmiając chłodno:

-Mieliśmy małe problemy po drodze, nieistotne... o co chodzi?- założyłam ręce na piersi przy okazji mierząc ją wzrokiem.

- Dziś jest sylwester!Wybieramy się całą kadrą do klubu karaoke. Pomyślałam, że może macie ochotę wybrać się z nami. Nie będzie to typowa popijawa sylwestrowa, ale obiecuję będzie super!- uśmiechnęła się przyjaźnie.

- Dzięki, ale nie skorzys...- zaczęłam, ale Luśka weszła mi w słowo:

- Pewnie, że się z wami wybierzemy. Uwielbiam śpiewać. Super, że o nas pomyśleliście- dziewczyna dosłownie wypchała Leę na korytarz. Na odchodne z progu zawołała jeszcze- Przyjdźcie po nas jak będziecie wychodzić!!- po czym zamknęła drzwi- No to teraz gadaj tu i teraz o co chodzi?!?

Próbowałam zignorować jej świdrujące spojrzenie jednak słabo mi to wychodziło. Zaczęłam bełkotać pod nosem różne głupoty starając się unikać jej wzroku.

- Cholera, Łucja ty się ZAKOCHAŁAŚ!!

Naprawdę aż tak to widać? Nadal unikałam jej spojrzenia, ale Luśka dobrze wiedziała, że trafiła w 10.

- Musiałaś się zakochać akurat w mężczyźnie, którego imienia nie wspomnę, będącym w stabilnym związku?! Kto z nas dwóch jest jednak bardziej nieodpowiedzialny??

Wskazałam palcem na siebie po czym rzuciłam się jak długa na łóżko.

- Tak czy siak na karaoke idziemy i nie ma zmiłuj!-krzyknęła udając rozgniewaną.
Spoglądając na jej minę wybuchnęłam gromkim śmiechem.

Klub karaoke znajdował się dosłownie pięć minut piechotą od hotelu. W czasie drogi ignorowałam spojrzenia Richarda żaląc się  Markusowi i Andiemu na mojego nieszczęsnego gruchota. W klubie panował półmrok. Centralny punkt stanowiła scena, przed którą były ustawione stoliki i kanapy. Z boku znajdował się bar z podświetlaną ledami ladą. Moje miejsce przypadło między Luśką a Geigerem, centralnie na przeciw Freitaga i Lei. Wellinger zebrał zamówienia i po chwili wrócił z napojami. Chciałam zamówić sok, ale gdy tylko spojrzałam na Tę parę zmieniłam zdanie, zamawiając potężny kufel piwa. Zdecydowanie procenty były mi w tej chwili bardziej potrzebne. Pierwsi odważni na scenę wkroczyli Geiger i Leyhe wybierając jakąś heavy metalową piosenkę, od której dudniło mi w głowie. Zebrali gromkie brawa z całej sali. Po tym występie scena była cały czas okupowana przez różnych klubowiczów. Wielu z nich było już nieźle wstawionych. Ja zamiast ponieść się chwili wciąż wpatrywałam się w siedzącą na przeciw mnie parę. Z każdym czułym gestem Lei popijałam porządny łyk piwa, co spowodowało, że w niedługim czasie mój kufel został opróżniony. Ruszyłam więc do baru zamawiając kolejny. Wybrałam opcję master: litrowy kufel z najmocniejszym rodzajem piwa.Przy okazji zgarnęłam paczkę orzeszków, bo jakoś ostatnio przeszła mi ochota na krakersy, które przywoływały niemiłe wspomnienia. Alkohol zaczął działać i w wyraźnie lepszym nastroju wróciłam do stolika. Gdy siadałam, Lea próbowała wyciągnąć Richarda na scenę, który za wszelką cenę się bronił. W końcu jednak zmiękł i ruszył z wyraźnie szczęśliwą dziewczyną na środek. Wybrała jakąś rzewną piosenkę o miłości,taki klasyczny hit,którego wszędzie pełno, że aż ma się dosyć. Trzymali się za ręce i patrząc sobie w oczy śpiewali naprawdę dobrze. Od samego patrzenia zemdliło mnie od razu. Za dużo miłości jak dla mnie a przecież prawdą powszechnie znaną jest fakt, że co za dużo to niezdrowo. W czasie występu duszkiem upiłam połowę kufla wbijając wzrok w ścianę.
Utwór się skończył a w klubie rozległ się szum oklasków. Musiało się podobać jednak jakoś mnie nie przypadło to do gustu. Gdy uśmiechnięci usiedli przed nami coś we mnie pękło. W nagłym przypływie odwagi,wynikającym pewnie ze zbyt dużej ilości procentów we krwi, postanowiłam wkroczyć na scenę. Pociągnęłam za sobą niczego nieświadomą Luśkę,która zdążyła jednak zauważyć, że alkohol  uderzył mi już porządnie do głowy. Próbowała mnie powstrzymać przed całkowitym zbłaźnieniem się, jednak ja miałam to gdzieś. Wiedziałam co chcę zaśpiewać. Coś w moim stylu- stylu Łucji. Nic smutnego i nudnego, ciągnącego się w nieskończoność. Nic o płaczu i złamanym sercu. Nigdy, to byłoby zbyt oklepane. Podałam tytuł prowadzącemu, któremu udało się znaleść utwór. Weszłam na scenę posyłając zawadiackie mrugnięcie w kierunku naszego stolika. Gdy Luśka dołączyła do mnie muzyka zaczęła grać a z moich ust popłynęły pierwsze słowa:

I'm in a little bit of trouble
And I'm in real deep

Wyśpiewałam ruszając się w rytm muzyki krokami rodem z Charleston'a

From the beginning to the end
He was no more than a friend to me
The thought is makin' me hazy

Teatralnie oparłam dłoń o czoło

I think I better sit down
Cause like the sweetest serenade
Bet he knows he's got it made with me

Śpiewałam delikatnie pstrykając palcami i bujając biodrami.

...One second I'm thinkin' I'm feeling the lust
And then I feel a lot

Do refrenu dołączyła Luśka

That man is like a flame
And ooh that man plays me like a game
My only sin is I can't win
Ooh I wanna love that man
Ooh that man is on my list
And ooh that man I wanna kiss
My only sin is I can't win
Ooh I wanna love that man

Obie stanęłyśmy bokiem. Machałyśmy naprzemiennie prawą ręką i nogą dodatkowo zalotnie wachlując rzęsami

My baby fits the description
And does it easily

Dalszą część znów śpiewałam sama, wracając do podstawowych kroków Charleston'a

Someone call a doctor
Need some help to rescue me

Zanuciłam podczas karykaturalnego wachlowania się dłonią

One second I'm thinkin' I must be lost
And he keeps on findin' me...*

Zrobiłyśmy ogromne wrażenie.Otrzymałyśmy owacje na stojąco, ale ja ich nie słyszałam. Wpatrywałam się tylko w Te jedne oczy,które mnie interesowały. Oboje byliśmy poważni pomimo otaczających nas roześmianych osób. Wiem, byłam pijana w sztok, ale takiego spojrzenia nigdzie bym nie pomyliła. Byłam pewna, że kryje się za nim coś więcej niż tylko przyjaźń...

Wróciłyśmy do stolika pośród głośnych krzyków. Zadowolona ze swojego występu dopiłam jednym chaustem resztę piwa. Niedługo potem film mi się niespodziewanie urwał...

* Caro Emerald- That man

To znowu ja🤗 Dziś był bardzo produktywny dzień- całe dwa rozdziały( bo po co słuchać na wykładzie jak można pisać fanfiction😉). Mam nadzieję, że się spodobało
Do następnego rozdziału😚

The 'lucky' day // R.FreitagOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz