eighth

224 13 3
                                    

Trybuny opustoszały. Jeszcze tylko nieliczni maruderzy opuszczali powoli trybuny skoczni w Kuusamo.

- No i znowu wygrałeś! Zaczyna się to robić nudne- powiedziałam do Richarda szturchając go palcem w brzuch.

- Ała uważaj!Nie wolno dźgać lidera Pucharu Świata, jeszcze dostanę krwotoku wewnętrznego i Ty będziesz winna. A może Ci na tym zależy? To jakiś przebiegły plan wyeliminowania mnie z następnych zawodów?

- Nie pochlebiaj sobie. Z resztą gdybym chciała Cię załatwić, wymyśliłabym coś bardziej wyrafinowanego- odparłam celując w Niemca z niewidzialnego pistoletu.

- Dobra, dobra, poddaję się.- rozłożył ręce w geście uległości - Skoro mówimy o mojej śmierci to może wybierzemy się coś zjeść, inaczej na pewno umrę śmiercią głodową a to podobno straszny zgon. Choć pewnie byś się nie przejęła...

- Oczywiście, że nie,nawet łezki bym nie uroniła... Prawdą jest jednak to, że mi też żołądek do pleców przysycha więc z chęcią coś wrzucę na ząb...

W tym momencie zauważyłam Wellingera, który machał zamaszyście w naszą stronę. Nie minęło kilka sekund a Niemiec już stał przy nas głośno sapiąc.

- Gdzie ty się włóczysz do cholery, Freitag!! Czekamy na Ciebie już od dobrych 20 minut a Ciebie ani widu ani słuchu!!

Niemiec stał intensywnie się nad czymś zastanawiając. Andreas widząc jego minę westchnął po czym dodał:

- Zapomniałeś co? Urodziny. Schustera. Dziś. My. Iść. Teraz!!-dukał jakby rozmawiał z kimś niespełna rozumu.

Twarz Richarda nagle pojaśniała. Podniósł prawy kącik ust po czym zwrócił się do mnie:

- Czyli wiemy już gdzie nasz głód zostanie zaspokojony.

                           *
Właśnie przechodziliśmy przez kolejną przecznicę w Fińskim miasteczku kiedy Eisenbichler nagle zatrzymał się po środku drogi lekko się zamyślił po czym dodał:

- Ej, ludzie a ktoś pomyślał o torcie??

Cała nasza grupa nagle się zatrzymała. Każdy z kadrowiczów szukał odpowiedzi w oczach drugiego. Okazało się,że żadnemu z nich nie wpadło to do głowy. Wyglądali tak bezradnie, że tylko resztkami sił udawało mi się powstrzymać wybuch śmiechu i zachować pokerową twarz.

- Musimy to załatwić. Bez tortu nie ma prawdziwych urodzin-westchnął Geiger.

- O tej godzinie już wszystkie cukiernie są zamknięte- uświadomił wszystkich Wellinger

- Na pewno coś znajdziemy, gdzieś przecież mają otwarte- próbowałam uspokoić moich towarzyszy- tylko trzeba ruszyć się z miejsca bo gdybaniem nic nie wskóramy.

Przez następne kilkanaście minut gorączkowo rozglądaliśmy się w poszukiwaniu jakiegokolwiek otwartego sklepu. Jedynym otwartym okazał się mały sklepik osiedlowy. Była to jednak ostatnia możliwość. Markus wraz Andreasem weszli do środka podczas gdy reszta została na zewnątrz niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Po długim oczekiwaniu skoczkowie wreszcie wyszli wyraźnie z siebie dumni. W geście zwycięstwa podnieśli kartonowe pudło niczym najwartościowszą statuetkę.

Ruszyliśmy żwawszym krokiem zmierzając do pubu. Po drodze zadzwonił do mnie telefon. Ja, jak na typową kobietę przystało nerwowo zaczęłam szperać w swojej wypakowanej torbie. Gdy coraz bardziej rozkopywałam jej zawartość, niechcący wypadło mi kilka banknotów, które wcześniej niedbale do niej wrzuciłam. Pod wpływem wiatru poleciały na ulicę a ja za nimi próbując je nieumiejętnie złapać. Już prawie schwytałam moje papierki gdy nagle usłyszałam głośne krzyki dobiegające z chodnika. Poczułam męską rękę łapiącą mnie za nadgarstek i przyciągającą z wielką siłą do siebie. Zostałam zamknięta w silnym uścisku. Wtedy dosłownie kilka centymetrów ode mnie przemkneło sportowe audi. Zastygłam w bezruchu ściskając nerwowo kurtkę mojego wybawcy. Dopiero po pewnym czasie podniosłam głowę, którą przed chwilą wtuliłam w Jego ramię. Spojrzałam mu w oczy. Richard patrzył na mnie przerażony. Nie wiem jak długo to trwało, ale w końcu udało mi się wydukać ciche dziękuję. Niemiec w odpowiedzi przyciągnął mnie mocniej do siebie gładząc przy tym po plecach.
Przestraszona nie mogłam zrobić kroku. A może tak naprawdę nie chciałam, nie potrafiłam? Czułam się bezpiecznie w Jego objęciach. Bijące od niego ciepło działało na mnie niezwykle uspokajająco...

                        *
Rozsiedliśmy się wygodnie przy zarezerwowanym stoliku. W tym momencie zdałam sobie sprawę co ja tu właściwie robię bo primo: nie należę do niemieckiej kadry i secundo: nie jestem znajomą solenizanta, ba widziałam go na żywo może kilka razy. Zdenerwowana poinformowałam o moich wątpliwościach. Zostałam jednak uspokojona filozoficznym stwierdzeniem Wellingera, że równowaga w przyrodzie musi zostać zachowana więc ktoś powinien  reprezentować płeć piękną i czy tego chcę czy nie ten obowiązek spadł właśnie na mnie. Do stolika przyniesiono zamówione kufle z piwem oraz przekąski. W tym momencie do pubu wszedł Schuster w otoczeniu ekipy technicznej. Eisenbichler w popłochu zaczął wyciągać z pudełka tort. Mój wzrok zawisł na cieście.Miał on co najmniej dziwny kształt. Szturchnełam łokciem siedzącego obok Wellingera wskazując palcem na ich zakup. Andreas wzruszył ramionami nie widząc problemu. Nagle wszyscy wstali zaczynając śpiewać "Sto lat" w wersji po niemiecku. Trener zdmuchnął świeczki a właściwie to zapalony podgrzewacz, który z prędkością błyskawicy umieścił na torcie Geiger. Nastąpiły życzenia, które brzmiały dla mnie jak potok pozlepianych głosek. Nadszedł czas na wyczekiwany tort. Coś było z nim nie tak, na pewno, przecież nikt nie robi ciasta w kształcie wielkiej kości prawda? Jednak wszyscy obecni zdawali się nie dostrzegać tego problemu. No może poza samym solenizantem,  który uważnie przyglądał się temu co za chwile miało trafić do jego brzucha. Do roli czyniącego honory wyrwał się Eisenbichler. Każdemu nakładał słuszną porcję tego "specyfiku". Co prawda w pubie panował półmrok jednak zapach wysyłał jasne sygnały. Odór mięsa ewidentnie ulatniał się z tortu. Spojrzałam znacząco na Wellingera, który natychmiast złapał leżące w kącie pudło po cieście. Nerwowo obracał kartonem aż znalazł napisy w języku angielskim. Przez jego ramię zdołałam przeczytać opis produktu pod nazwą " psi tort". Tak to wiele wyjaśniało. Andreas z wściekłością spojrzał na niczego nieświadomego Markusa. Wyglądał jak groźny pies gotujący się do ataku. Choć w tej chwili było to nawet adekwatne do sytuacji. Zaczęłam cała się trząść próbując powstrzymać mój wybuch śmiechu. Richard siedzący po mojej drugiej stronie także zaczął nerwowo połykać ślinę byle tylko nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Pudło od tortu wędrowało z rąk do rąk powodując niekontrolowane wybuchy rechotu. Jedynie sprawców całego zamieszania zdecydowanie to nie bawiło. Wyglądali na zażenowanych całą sytuacją. Najchętniej zapadli by się pod ziemię byleby tylko uniknąć głupawych docinek kolegów.  Schuster próbował zakończyć to pośmiewisko stwierdzając, że jeszcze chwila a każdy będzie zmuszony do zjedzenia swojej porcji. W uciszeniu zgraji nie pomogły nawet spojrzenia tych nieszczęsnych dwóch Niemców, którzy jeszcze chwila a zabiliby wzrokiem każdego z obecnych. W jednej chwili jednak głosy ucichły całkowicie i to nie za sprawą gróźb czy upomnień a  przeniesionych do stolika stosów frytek i misy skrzydełek kurczaka. Wszyscy niczym krwiożercze mewy nad Bałtykiem rzucili się na posiłek wydając dźwięki jak z jaskini ludzi pierwotnych.
                           *
Freitag był zajęty rozmową z kimś na messengerze i choć próbowałam ukradkiem czytać jego wiadomości na wiele mi się to nie zdało. Reszta z czasem też o mnie zapomniała przerzucając się w całości na niemiecki. Niestety moja znajomość tego języka ogranicza się do: tak, nie i która jest godzina więc zajełam się sobą podjadając krakersy. Muszę przyznać, że lepszych w życiu nie jadłam więc korzystając z chwili gdy nikt na mnie nie patrzył z miną niewiniątka przysunełam do siebie całą miskę tego kulinarnego cudu. Rozsiadłam się wygodnie cicho chrupiąc moje "zdobycze". Musiałam wyglądać niczym słynny wiewiór z     "Epoki Lodowcowej" w tym z nielicznych momentów posiadania orzeszka...

Cześć wszystkim😊 Dziś sobota a więc czas przygotować się do kibicowania!! Także Panie, Panowie rozgrzewamy aparaty mowy, rozprostowujemy nogi  i przygotowujemy niezbędne wyposażenie kibica by jak najlepiej wspierać biało-czerwonych.😁😉🇵🇱🏅

The 'lucky' day // R.FreitagOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz