ninth

242 15 1
                                    

Co za cholerstwo!!! Obrzydliwe, ohydne paskudztwo!!!Przeklinałam głośno wczorajsze felerne krakersy siedząc na zimnych kaflach z głową wiszącą nad sedesem. Była 8.00 rano a ja już od pięciu godzin snułam się niczym duszek Kacperek średnio co 10 minut odwiedzając hotelową łazienkę. Zasypiałam na stojąco, niestety mój brzuch odmawiał mi tego luksusu i gdy tylko próbowałam się położyć od razu się odzywał. Błagałam w myślach by ktoś mnie dobił i skończył moje katusze. W końcu moje modlitwy zostały wysłuchane. Ktoś zapukał do drzwi pokoju. Łamiącym się głosem zaprosiłam niezapowiedzianego gościa do środka. Drzwi się otworzyły a w nich stanął zapatrzony w telefon Richard.

- Patrz!Widziałaś to co dzisiaj dod...- w tym momencie oderwał swój wzrok od smaftphona i przeniósł go na mnie- Łucja dobrze się czujesz?

- A nie wyglądam? Czuję się wręcz fenomenalnie- prychnełam sarkastycznie przewracając oczami- to przez te wasze obrzydliwe krakersy nigdy więcej ich nie tknę!!

- Krakersy? A ja cały wieczór zastanawiałem się gdzie się podziały. Zjadłaś cała miskę?- nie mógł ukryć rozbawienia.

- A co to ma do rzeczy?!?! Ja tu umieram a ty się o takie głupoty pytasz!!- zmroziłam go wzrokiem.

W tym momencie znów zebrało mi się na wymioty. Popędziłam do łazienki odpychając brutalnie Freitaga stojącego mi na drodze.

-Zawołam naszego lekarza on coś na to poradzi- zaoferował Niemiec.

- Dzięki ale nie... mam dużo roboty... jeszcze z godzinę... i się ogarnę- wymamrotałam pomiędzy napadami odruchów wymiotnych.

- Jasne, pewnie, za chwilę będziesz gotowa więc nic tu po mnie ,wracam do siebie...-Richard ruszył powoli w kierunku drzwi.
Słysząc jego oddalające sie kroki w końcu się poddałam:

- Ok,stop, poczekaj, zawołaj tego waszego lekarza.

- Mądra decyzja- skwitował wychylając głowę zza ściany z triumfalnym uśmieszkiem, po czym wyszedł.

W trakcie oczekiwania postanowiłam zarzyć odrobiny świeżego powietrza. Wolno podeszłam do okna balkonowego po czym wystawiłam moją bolącą głowę na zewnątrz. Uderzyło mnie rzeźkie poranne powietrze. Poczułam ogromną ulgę.Lekko przymknęłam oczy rozkoszując się wonią lasu.Właśnie wtedy drzwi pokoju głośno skrzypnęły a ja przestraszona uderzyłam głową o framugę. Do pomieszczenia wszedł Freitag wraz z lekarzem niemieckiej kadry. Jedno jego spojrzenie wystarczyło by postawić odpowiednią diagnozę. Otrzymałam spory stosik różnych leków i "surowe" przykazanie by dziś nie ruszać się z pokoju. Lekarz wyszedł a ja potulnie łyknęłam garść tabletek. Richi spojrzał na mnie z politowaniem.

- I co zjadł Cię? Carl to spoko gość i świetny lekarz, mnie nie raz postawił na nogi.

- Dziękuję... ale ja serio muszę wyjść, dziś mam masę roboty- dla potwierdzenia otworzyłam mój kalendarz z gęsto zapisanymi stronami.

- Pokaż mi to- Richi wyrwał mi notes- bla bla bla...to nie ważne... to da się załatwić...co za głupoty...yyy...serio zajmujesz sie takimi durnotami?

- A myślałeś, że handluje akcjami co?

- Ok załatwię to.

- Ale jak?

- Richard Freitag osobista asystentka, do usług- zasalutował jak w wojsku a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
                           *
Jeszcze kilka godzin trwało nim w końcu poczułam się lepiej. Gdy poczułam głód zadzwoniłam do recepcji zamawiając moje mocno spóźnione śniadanie. Na poczekaniu ogarnęłam się co nieco by nie straszyć za bardzo przypadkowych ofiar.
Dostarczone jedzenie ułożyłam na łóżku po czym wsunęłam się pod kołdrę i włączyłam telewizor. Ustawiłam odpowiedni program z niecierpliwością oczekując na początek skoków. Transmitowali właśnie serię treningową więc na chwilę położyłam głowę na poduszkę...
                            *
Obudziło mnie ostre pukanie do drzwi. Podniosłam się do pionu nie wiedząc co się dzieje. Do pokoju wparował zadowolony Freitag.

- I co zadowolona z wyniku?- zapytał Niemiec siadając obok mnie na łóżku.

- Jakiego wyniku?!? Która wogóle jest godzina?!?- złapałam leżący obok telefon. Na ekranie widniała 20.00. Szlag!! Przespałam całe zawody.
Richard zmierzył wzrokiem moją potarganą czuprynę i podkrążone oczy po czym mlasnął z udawaną dezaprobarą
- Szefowa przespała całe zawody co? Nie słyszała polskiego hymnu?

- Stoch wygrał!?!-niemiec pokiwał głową twierdząco- Jupi!!!- podskoczyłam z ogarniającej mnie euforii po czym z impetem klapnęłam z powrotem na łóżko- a ty na którym skończyłeś?

- Trzeci, przeskoczył  mnie jeszcze Tande,ale tak nie wiele brakowało a byłbym drugi - odpowiedział, wyciągając z plecaka mój kalendarz-melduję, że wszystko zostało wykonane!!- po czym znów zasalutował.

- Dziękuję mój asystencie-odparłam zabierając notes z jego rąk- wtedy mnie olśniło- ej chwila... ty nie możesz mieć pojęcia co tam jest napisane, wszystko jest przecież po Polsku...

- A od czego jest wujek Google? Chociaż wpisując twoje bazgroły do translatora nic nie zrozumiałem. Wychodziło coś typu: być po krowa tam wyć itp...Na szczęście Stoch wisiał mi przysługę więc go wykorzystałem jako tłumacza. I bach! Wszystko załatwiłem- odrzekł wyraźnie z siebie dumny.

- Dziękuję- zadowolona doskoczyłam do niego całując go w policzek. Dopiero gdy zobaczyłam jego wyraźnie zaskoczoną twarz zmieszana odsunęłam się z powrotem na swoje miejsce. Powstało między nami lekkie napięcie.

-  Widzę, że już Ci lepiej- Richard odezwał sie pierwszy- także szefunciu nie przeszkadzam, odpoczywaj a ja wynoszę się do siebie- mówiąc to nachylił się w moją stronę jakby zamierzał mnie pocałować. Zawahał się jednak ostatecznie odchylając się i delikatnie cmokając w moje czoło. Uśmiechnęłam się lekko po czym On wstał i wyszedł. Niby Ten całus nie miał żadnego znaczenia, ot taki zwykły przyjacielski gest. Mimo to czułam ekscytację i wewnętrzną błogość. Przez pół nocy nie mogłam zasnąć i to  bynajmniej nie z powodu kłopotów żołądkowych...

AAAAA!!!!! KAMIL MISTRZ!!!! POLSKA BRĄZOWI MEDALIŚCI!!!!
Jeju jak się cieszę!!! Gratulacje chłopaki🇵🇱🥇🥉

The 'lucky' day // R.FreitagOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz