To były bardzo męczące dni.Od rana do nocy poznawałam tajniki mojej nowej pracy. Terminarze, plany, ludzie,z którymi trzeba ustalać każdy szczegół. Mój spis kontaktów powiększył się o dosłownie kilkadziesiąt pozycji. Jak ja to wszystko ogarnę? Ciągle słyszę załatw to, zadzwoń tam, zapisz to...doszłam do wniosku,że to jednak bardzo wyczerpujące zajęcie.
Dziś przyjechały wszystkie drużyny i już za kilka godzin odbędzie się pierwszy, czwartkowy trening. Wiele rzeczy trzeba ogarnąć, bo faktycznie mają tu straszny bajzel. Do ostatniej chwili nic nie jest załatwione w całości a ja latam jak poparzona i choć jest mnie wszędzie pełno to nic nie mogę załatwić do końca, bo albo ktoś jeszcze nie przyjechał albo już pojechał no i jeszcze nikt nie raczy odebrać telefonu,bo po co???Siedziałam na trybunach popijając gorącą herbatę. Trening właśnie trwał więc miałam pięć minut dla siebie. No właśnie, miałam, bo już się skończył. Dostałam smsa z informacją,że mam się stawić na górze skoczni w jakiejś pilnej sprawie. Ruszyłam się z niechęcią człapiąc powoli w stronę wyciągu. Usadowiłam się wygodnie podziwiając krajobraz gdy w połowie drogi na szczyt wzniesienia coś gruchneło i szarpnęło wyciągiem. Moje krzesełko niebezpiecznie się zachybotało po czym stanęło w miejscu. O nie nie nie tak nie może być, nie nie nie... Utknęłam na wysokości 10 metrów po środku wyciągu. Obejrzałam się dookoła. Byłam jedyną użytkowniczką tej maszyny. Postanowiłam więc zadzwonić do kogoś z mojej długiej listy kontaktów. Szlag!! W tym momencie poczułam sie niczym bohater z typowej, schematycznej komedii-padła mi bateria w telefonie. Zrezygnowana opadłam na siedzienie bezwładnie machając nogami nad przepaścią. Nie pozostało mi nic innego jak czekać niczym księżniczka w wieży aż ktoś łaskawie mnie uratuje...
Minęło co najmniej 15 minut a nic się nie zmieniło. Za to coraz mocniej zaczęło doskwierać mi zimno. Nerwowo rozglądałam się wokół, szukając kogoś kto zaplątał się przypadkiem w okolicy... Nagle coś drgnęło... ruszyłam, ruszyłam!! Zadowolona wjechałam na górę.Na szczycie moim oczom ukazała się spora grupka zlożona z zawodników i obsługi technicznej. Wyglądali na dość rozbawionych gdy wstając, zachwiałam się i mało co nie zostałam znokautowana przez krzesełko, którym przyjechałam.
Wszystkich gapiów zmierzyłam tak zabójczym spojrzeniem, że od razu zrzedła im mina. Odważnie ruszyłam na przód szukając mojej współpracownicy, która do mnie napisała. Gdy rozglądałam się dookoła, podszedł Richard
- Szukasz kogoś?-Ekhm szukam Alicii- rzuciłam przelotnie nie patrząc na Niemca- pisała do mnie o jakiejś ważnej sprawie, przez którą musiałam opuścić swoją przerwę i gnać na szczyt.
- Yyyyy no także tego...Nie musisz jej szukać...
Spojrzałam na niego z pytającym wyrazem twarzy.
- To myśmy do Ciebie napisali. Jest przerwa bo okropnie wieje, więc Wellinger do Ciebie napisał... No wiesz tak dla żartu...
Zagotowałam się że złości. Cała czerwona na twarzy zacisnęłam pięści i wybuchnęłam:
-Zrobiliście ze mnie obiekt waszych durnych żartów!?? Serioooo??!? Wisiałam kilkanaście minut nad ziemią, zmarzłam okropnie, wszyscy się że mnie śmiali i to wszystko tylko dla tego, że wam się żartów zachciało!?!?
W złości pchnęłam wąsacza z całych sił lodowatymi rękami. Niemiec zachaczył stopą o leżący kamień i wpadł w zaspę sztucznego śniegu przygotowywanego na zawody. Próbując złapać równowagę Richard pociągnął za mój rękaw ciągnąć mnie ze sobą. Oboje wylądowaliśmy w śnieżnym puchu. Poczułam śnieg rzucony mi w twarz. Niewiele myśląc też zgarnęłam ręką trochę białej masy i rzuciłam nią w leżącego obok Niemca. Trafiłam, sądząc po nerwowych ruchach mojego przeciwnika. Uśmiechnęłam się do siebie i zamknęłam oczy.
- "Better?"- zapytał skoczek-"Better"-odpowiedziałam, po czym wybuchnełam niekontrolowanym śmiechem gdyż przed moimi oczami ukazała się reklama "snickersa".
Richi spojrzał na mnie wyraźnie zakłopotany.- No wiesz przypomniała mi sie ta reklama: "nie jesteś sobą kiedy jesteś głodny- zjedz snickersa"
Niemiec nadal nie rozumiał mojego wybuchu śmiechu więc postanowiłam dać za wygraną. Czy tylko mnie to śmieszy?Ach...kolejny raz zachowałam się conajmniej dziwnie, dziewczyno czy
Ty się kiedyś nauczysz zachowywać w towarzystwie?
Niemiec pomógł mi się podnieść a ja nie śmiałam spojrzeć mu w twarzy po tym "snickersie" Próbowałam otrzepać się z śniegu, który ze wszystkich sił chciał zostać na swoim miejscu. W końcu się poddałam i nie oglądając się ruszyłam przed siebie.
- Gdzie Ci się tak śpieszy?- usłyszałam za sobą.Zrobiłam w tył zwrot i ze sztucznym uśmiechem odparłam:
- Idę dokończyć swoją pewnie już zimną herbatę, od której ktoś brutalnie mnie oderwał -spojrzałam znacząco na Richiego.- Więc Ci się nie śpieszy-uśmiechnął się- a skoro już tu jesteś to zapraszam na samą górę ,herbatę też tam podają a i widoki są niezłe, lepszych tu nie znajdziesz. To co skusisz się?
- Niech będzie,wolę na razie nie ryzykować jazdy tym wątpliwym wyciągiem.
Wolnym krokiem ruszyliśmy do windy...
Hejooo to znowu ja😁
Minęło trochę czasu od poprzedniego rozdziału, jakoś nie szedł mi ten, ale dokończyłam i o to jest😉
Mam nadzieję,że się spodoba.
Do napisania następnego😊
CZYTASZ
The 'lucky' day // R.Freitag
Fiksi PenggemarŁucja była niezwykle pechową dziewczyną. Katastrofy prześladowały ją na każdym kroku. Jednak gdyby nie one, nigdy nie poznałaby tylu ciekawych ludzi, w tym jednego bardzo bardzo szczególnego...