Wisła Malinka. W końcu wróciłam do Polski. Powinnam być szczęśliwa. Tak długo czekałam na powrót do kraju. Jednak w mojej duszy wciąż trwała żałoba. Oprócz smutku doskwierało mi zaniepokojenie. Dziś, pierwszy raz od pamiętnego wieczoru znów Go zobaczę. Richard wraca po kontuzji do rywalizacji w Pucharze Świata. Bałam się tego spotkania, choć byłam ciekawa czy tamto wydarzenie odcisnęło na nim jakiekolwiek piętno. Drogą pantoflową dowiedziałam się także o obecności Lei, która dziś miała pojawić się na skoczni. Korciło mnie by powiedzieć o pocałunku, jednak czułam, że zdradziłabym wtedy samą siebie. Przecież nie jestem suką...
- Łucja obudź się!! Zapomnij co było i weź się w garść, nie możesz non stop o nim myśleć!!!
Ach...Gdyby to było takie proste... Starałam się, naprawdę. Próbowałam go nienawidzić. Zmieszać z błotem, wyrzucić z pamięci...ale nie potrafiłam się nawet na niego wściekać.
Luśka kolejny raz potrząsnęła mną szarpiąc za ramiona. Cieszę się, że jest przy mnie. Co prawda ciągle ślini się do każdego skoczka jaki przypadkiem obok niej przechodzi, ale gdyby nie ona to niczym Struś Pędziwiatr uciekłabym natychmiast gdzie pieprz rośnie.Biegałam pomiędzy domkami skoczków dopinając ostatnie kwestie dotyczące konkursu. Dlaczego oni są tacy niekumaci? Mówisz im coś setny raz a i tak za pięć minut nie pamiętają nawet, że z Tobą rozmawiali. Ach jak z dziećmi...
Kolejni na liście byli Niemcy. Już miałam złapać za klamkę kiedy się zawahałam. Co jeśli On tam będzie? Nie jestem jeszcze gotowa... Wzięłam jednak głęboki wdech i pociągnęłam uchwyt do siebie. Odetchnęłam z ulgą. W domku była cała załoga oprócz Richarda. Uśmiechnięta wparowałam do środka kipiąc udawaną pewnością siebie. Omówiłam wszystkie sprawy z tempem błyskawicy byle tylko jak najszybciej się z tamtąd wydostać.Udało się. Wypadłam z pomieszczenia wprost na chłodne powietrze. Zaciągnęłam się nim porządnie, robiąc krok w przód. Wtedy Go zobaczyłam. Szedł powoli,ze słuchawkami na uszach wpatrywał się w ziemię. Postanowiłam się zawczasu ulotnić. Właśnie robiłam w tył zwrot gdy nasze spojrzenia się spotkały. Ewidentnie chciał coś powiedzieć jednak patrzył tylko intensywnie w moją stronę. Speszona odwróciłam wzrok i jak najszybciej ruszyłam w stronę trybun.
Znalazłam Luśkę, która zajęta była przeglądaniem się w lusterku. Spojrzała na mnie pytająco a Ja jednym skinieniem głowy dałam jej do zrozumienia żeby nie drążyła. Zrozumiała, po czym wróciła do poprawiania misternego makijażu. Spojrzałam z dezaprobatą na co dziewczyna pochyliła głowę uśmiechając się przebiegle. Oj, oj ja znam ten uśmieszek,mały skrzat coś planował. Jednak wolałam nie wiedzieć kogo wzięła na cel i żyć w błogiej nieświadomości.
Konkurs w końcu się rozpoczął. Na trybunach panował niesłychany gwar. Krzyki i wuwuzele skutecznie zagłuszały moje myśli. Byłam zadowolona bo pierwszy raz od długiego czasu mogłam skupić się na skokach.
Zdołałam nawet dostrzec słodkie spojrzenia Luśki wysyłane do... Fannemela. Skoczek nie pozostał dłużny i po oddanej próbie starał się przypadkiem znaleść jak najbliżej dziewczyny. Ychyyy przypadkiem... Obserwowałam ich z coraz większym rozbawieniem. Zachowywali się jak trzynastolatkowie, którzy pierwszy raz poczuli motylki w brzuchu. Oboje nieudolnie flirtowali na odległość. Uznałam jednak, że nie będę im przerywać ponieważ wyglądali na wniebowziętych a ja nie chciałam sprowadzać ich na ziemię.Pierwszą serię wygrał Wellinger. W czołówce było jednak niezwykle ciasno. Tuż za nim znajdował się Richard ze stratą niecałych 2 punktów. Gdy przechodził po oddanym skoku uparcie nie patrzyłam w Jego stronę. Za wszelką cenę próbowałam unikać spotkania ze wzrokiem, który czułam na sobie...
"Na belce trzeci po pierwszej serii zasiada Daniel Andre Tande"
Głos wydobywający się z głośnika obudził mnie z zamyślenia. Jeszcze kilkadziesiąt sekund i na rozbiegu usadowi się Richard... Zdałam sobie sprawę, że głos przy moim lewym uchu ucichł. Gdzie jest Luśka?? Nawet nie zauważyłam kiedy się ulotniła.
Przeskanowałam cały sektor,ale nigdzie nie było po niej śladu. Zresztą Anders też wsiąkł,więc łącząc fakty...
" Teraz drugi po pierwszej serii Richard Freitag" Mimowolnie spojrzałam w górę. Na szczycie siedziała drobna sylwetka, która po chwili z impetem ruszyła w dół. Zacisnęłam kciuki zamykając przy tym oczy. Kilka sekund lotu wydało mi się trwać w nieskończoność. Czekałam na reakcję tłumu nie podnosząc powiek. Nic, cisza. Może się coś stało? Przewrócił się i leży nieprzytomny?? Uderzył o zeskok? W moich myślach pojawiło się tysiące pytań bez odpowiedzi. Nagle usłyszałam głośną wrzawę i szum oklasków. Wypuściłam powietrze z płuc i otworzyłam oczy. Na tablicy wyników widniało 140 metrów. Nowy rekord skoczni. Uśmiechnęłam się szeroko widząc radość w jego oczach. Na zeskok wbiegła reszta niemieckiej drużyny. W zawieszeniu wszyscy czekali na to co zrobi Wellinger. Jedno było pewne: dzisiejsze zawody na pewno wygra Niemiec. Tym razem przyglądałam się ostatniej próbie z szeroko otwartymi oczyma. Andreas również oddał świetny skok. Nastąpiła chwila ciszy w oczekiwaniu na wyniki. Uporczywie wpatrywałam się w ekran niecierpliwie przestępując z nogi na nogę.Wszystko było już jasne. Richard odbierał gratulacje od swojej drużyny. Andreas przyjaźnie rzucił się do niego ściskając z całych sił i podnosząc do góry tak, że nogi Freitaga bezwładnie dyndały w powietrzu. Oglądałam całą scenę z uwagą i uśmiechem na twarzy. W pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały a Richard szeroko uśmiechnął się w moją stronę. Instynktownie rozejrzałam się dookoła poszukując Lei lecz ona stała w zupełnie innym sektorze. Jego radość była skierowana do mnie. W jednej chwili znalazł się obok mnie przeskakując przez barierki. Złapał w pasie i delikatnie pocałował. Jednak ja odchyliłam się od niego i patrząc mu prosto w oczy wyszeptałam:
- A Lea?
- Nie przejmuj się...- wyszeptał prosto w moje usta muskając je swoimi. Cofnęłam się znowu dodając już trochę głośniej:
- Jesteście już tak długo razem, sam mówiłeś, że to nie powinno...- ostatnie słowa nie chciały mi przejść przez gardło
- Nie ważne co wtedy mówiłem. Nie potrafię się od Ciebie uwolnić- mówiąc to znów przybliżył się do moich ust. Ja jednak ponownie lekko go odepchnęłam spoglądając na Niego pytająco
- Mnie i Ją już nic nie łączy. Jesteśmy że sobą z przyzwyczajenia. Lea na pewno czuje to tak samo jak ja- w tej chwili puścił moją talię dodając- Mówił Ci ktoś, że za dużo gadasz?
- No mogło się zdarzyć raz czy dwa...- odparłam potrząsając przy tym głową na boki.
- To przestań paplać bo chociaż Kocham Cię do szaleństwa to jeszcze chwila i się rozmy...- nie trzeba było mi dwa razy powtarzać. Tym razem to ja złapałam dłońmi jego policzki przyciągając do siebie i całując gorąco.
A spróbuj mi się wymigać Panie Freitag, teraz już nie ma odwrotu.
The End
Chwila, chwila a co z Luśką?
Ogłaszam wszem i wobec, że przestała być hotką. Okazało się, że Anders nie jest chodzącym Adonisem a człowiekiem z krwi i kości, w dodatku ze sporą ilością wad, których Luśka nie potrafiła zaakceptować. Także pewnego pięknego dnia dumnie oznajmiła, że nie wie co widziała w tych skaczących krasnalach i ostatecznie się z nich wyleczyła. Przerzuciła się na koszykarzy tłumacząc, że to są prawdziwi mężczyźni: wysocy, umięśnieni i po prostu idealni. Prychnęła przy okazji, że skoczkowie się do nich nie umywają.
Także każdy kto ma styczność z koszykówką niech ma się na baczności- Luśka nadchodzi!!Teraz to już koniec
Chociaż....
No dobra definitywnie koniec
Właśnie dobrnęliśmy do ostatniej części.
Chciałabym z całego serca podziękować wszystkim,którzy wytrzymali ze mną do końca.
Dziękuję za każdy odczyt,gwiazdkę i komentarze, które swoją drogą wywoływały u mnie wybuch euforii.Wiem, że nie jest to dzieło wybitne a mój styl pisania pozostawia wieeeele do życzenia, jednak mam nadzieję, że choć trochę umiliłam wam czas😁
Jeszcze raz dziękuję,
Cuusiowa

CZYTASZ
The 'lucky' day // R.Freitag
FanfictionŁucja była niezwykle pechową dziewczyną. Katastrofy prześladowały ją na każdym kroku. Jednak gdyby nie one, nigdy nie poznałaby tylu ciekawych ludzi, w tym jednego bardzo bardzo szczególnego...